Artykuły

Rosjanie na Konfrontacjach

XII Międzynarodowy Festiwal Konfrontacje Teatralne w Lublinie. Pisze Grzegorz Józefczuk w Gazecie Wyborczej - Lublin.

Nowa dramaturgia rosyjska wzrusza humorem i ironią, ale potrafi być drapieżna, białoruska - szuka wyrazu dla opisu rewolucji, która ani zacząć, ani skończyć się tam nie może.

Konfrontacje jeszcze się nie skończyły, obraz dramaturgii rosyjskiej, jaki chcą nam zasygnalizować jeszcze się nie wypełnił, na systematyzację tego, co oglądamy, jeszcze przyjdzie pora. Z polskich spektakli z pewnością publiczność zapamięta "Dziady" Teatru Heleny Modrzejewskiej w Legnicy w reżyserii Lecha Raczaka. A co z tych rosyjskich?

Czechow wiecznie żywy

Z pierwszych pokazanych przedstawień niewątpliwie na uwagę zasługuje to Teatru Satyry na Wasiljewskiej w Petersburgu, zresztą powstałe w koprodukcji z Konfrontacjami. "Rosyjskie konfitury" napisała jedna z najpopularniejszych współczesnych pisarek rosyjskich Ludmiła Ulicka, a wyreżyserował zamiłowany w rosyjskiej dramaturgii Andrzej Bubień, do niedawna związany z Teatrem Horzycy w Toruniu. Rzecz z Czechowa tyle że osadzona we współczesnych realiach, znakomicie skrojona, z dobrymi aktorami i ze świetną scenografią według projektu samej Ludmiły Ulickiej. Aż świerzbi, żeby "tam" wejść, przejść się po najprawdziwszych kładkach rozciągniętych nad kałużami wokół domu-stołu, który przed najprawdziwszym deszczem (o ile taki w teatrze w ogóle występuje) chronią szczątki altankowego dachu. Ludmiła Ulicka mistrzowsko zmiksowała "Wiśniowy sad" z "Trzema siostrami" i nie tylko, zakochanym w Czechowie i rosyjskiej klasyce sprawiając istną przyjemność - i nie tylko im. Nie chodzi jedynie o konwencję teatru w teatrze, w spektaklu wykreowano zgrabny, przekornie ciepły portret typów rosyjskich - a wcale nie są to proste kalki z Czechowa. "Konfitury" to niemalże poemat o tej niebywałej, wschodniej umiejętności nieustannego stosowania w życiu prowizorek, które stają się odskocznią do wielkich wspomnień i wielkich marzeń. Czy zresztą samo życie nie jest w istocie właśnie nieustającą prowizorką?

Ale spektaklowi zaszkodziło miejsce, gdzie go pokazano, bo został zagrany w specjalnie zaadaptowanej, zdegenerowanej przestrzeni dawnej stołówki w Chatce Żaka. Tymczasem to w klasycznym scenicznym pudle, na przykład Teatru Osterwy, "Rosyjskie konfitury" mogą w pełni odsłonić swe wdzięki, a widzowie siedząc w miękkich fotelach poczuć urok tej wieloznaczności, jaką im kreują aktorzy: grube kreski i niuanse, humor i ironia. I że to wszystko to teatr. Ale przecież nie do końca.

Bardzo wysoko wypada ocenić monodram "Cekaemista" [na zdjęciu] Centrum Dramaturgii i Reżyserii w Moskwie w reżyserii Iriny Keruchenko ze świetną rolą Kirilla Pletneva. Spektakl dotyka wciąż żywej rosyjskiej rany - wojen, tak tej ojczyźnianej jak i w domyśle tej w Afganistanie, oraz tej, którą na ulicach nowej Rosji toczą gangi i nowi, tajni władcy imperium. W inne sfery przenosi "Dzień Walentego" Iwana Wyrypajewa, na Konfrontacje przywieziony przez Teatr Stefana Jaracza w Olsztynie (w reżyserii Piotra Jędrzejasa). Historia miłosnego trójkąta jest ciekawą rozprawą o sensie życia i miłości, niemniej podana została tak nudnie, że szkoda słów.

Dojrzewanie do wolności

Trudno jednoznacznie ocenić spektakl Teatru Wolnego z Mińsk, który pokazał "Pokolenie jeans" w reżyserii autora tej sztuki Nikołaja Chalezina. Tekst, po części autobiograficzny, opowiada o białoruskim dojrzewaniu do wolności, które rozpoczyna się od marzeń o oryginalnych ścieralnych dżinsach, kreśląc przy tym z humorem w prosty, publicystyczny sposób realia niedalekiej przeszłości. O tym na przykład jak bohater, jeszcze jako uczeń, handlował w szkole... plastikowymi reklamówkami. Zdobywał je za 3 ruble, sprzedawał kolegom w szkole za 5; a za 5 rubli można było kupić 40 kilogramów ziemniaków. O tym, jak handlowano i wymieniano się płytą "Dark side of the moon" Pink Floyd (z 1973 roku), jak od cudzoziemców potajemnie kupowano dżinsy czy szminki, jak rozprowadzano ich podróbki itp. Wszystko to, tyle że ponad pół wieku temu, działo się przecież także w Polsce. Dżinsom, uważając je za symbol wolności, Tomasz Kawiak, artysta z Lublina poświęcał nawet rzeźby, z których jedną uszczęśliwił Lublin. Wydawałoby się zatem, że to temat dawno przerobiony, sprawa przedawniona, teatralnie nieaktualna. Że na scenie oglądamy to, co wydarza się dużo młodszemu bratu, a co my mamy już za sobą i nie chcemy o tym wspominać, a co dla młodej publiczności jest sprawa mgławicową i nieczytelną.

Lecz powoli narracja "Pokolenia jeans" zmierza do teraźniejszości - i staje się doprawdy dramatyczna. Bohater, muzyk rockowy, uczestniczy w antyłukaszenkowskich manifestacjach, zostaje zamknięty w więzieniu, a to już nie przelewki, jeżeli trafia się do "termosu", czyli celi o wymiarach 80 na 80 centymetrów. Uczy się krzyczeć "Jestem wolny". Lecz gdy aktor prosi publiczność, by skandowała razem z nim, na sali teatralnej nikt się nie kwapi krzyczeć "Jestem wolny". Bo ten prosty, ale prawdziwy i przejmujący tekst został zagrany niedobrze, nie znaleziono środków, aby jego dramaturgia i to co w nim uniwersalne - należycie wybrzmiało. Reżyser tak nazbyt oszczędnie skroił materię teatralną być może z obawy, że forma zagłuszy treść o tak ważnej dla Białorusinów społecznej, politycznej i narodowej wymowie, lecz jeżeli tak, to chyba się mylił. Zaś na ile jeansy mogą być dziś nośną ikoną wolności, to odrębna sprawa.

Nie panimaju

Pokazy rosyjskich teatrów mimowolnie przypominają, jak bardzo zmieniła się Polska przez ostatnie kilkanaście lat. Zmęczona podróżą rosyjska aktorka chciała w barku Klubu Centrala w Centrum Kultury zamówić herbatę, więc poprosiła: "czaj z sacharom". Nikt jej nie zrozumiał i dopiero z pomocą przyszedł ktoś z nieco starszego pokolenia. Języka rosyjskiego uczono w Polsce w szkołach i na studiach, dziś z tej nauki nic nie pozostało, dla młodych ludzi język "moskali", ale przecież też Czechowa, Dostojewskiego, Bułhakowa, Mandelsztama, Okudżawy i Wysockiego jest najzupełniej obcy, a widząc cyrylicę pytają, co to za pismo. Dlatego podczas pokazów rosyjskich spektakli wyświetla się tekst w polskiej translacji, a jeżeli go nie ma - część widowni opuszcza salę, bo nic nie rozumie. Chociaż jak wiemy, w dobrym spektaklu nie tylko język jest fundamentem teatralnej magii.

Druga pozamerytoryczna uwaga jest taka: na widowni Konfrontacji przeważają dziewczyny. Feminizacja zatrważająca!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji