Pomroczność jasna, czyli światło w mroku
"Pomrocność Jasna" w reż. Piotra Nowaka AKME Studio w Centrum Artystycznym Montownia w Warszawie. Pisze Marta Nadzieja w portalu Kultutaonline.
Pomrocznosć jasna to termin ukuty na potrzeby pewnej przypadłości. Tak poetycko prawnicy określili niedyspozycję syna byłego prezydenta, którą była nietrzeźwość. Ten termin zapewne był obcy Davidowi Lindsay-Abaire, twórcy "Fuddy Meers", dlatego uznanie należy się tłumaczowi, który tak zręcznie przełożył angielski tytuł. Tym samym już na wstępie zasugerował irracjonalny i absurdalny charakter wystawianej na scenie warszawskiej Montownia sztuki.
Trupa Montowni dała się już poznać jako zespół zwarty i zgrany, a wizytówką teatru stały się sztuki o charakterze komediowym, w których nie brak jednak często mocniejszych akcentów (absolutny hit to "Testosteron") [spektakl firmowany jest przez AKME Studio a nie przez Teatr Montownia - przyp. www.e-teatr.pl]. Ci, którzy po "Pomrocności Jasnej" spodziewają się sprawnie opowiedzianej, osadzonej w amerykańskich realiach historii, mogą się jednak zawieść. Wprawdzie groteska miesza się tu z absurdem, a groza przeplata ze strachem, ale mozolnie budowane napięcie okazuje się złudne, a niedługo po obiecującym początku suspens zwyczajnie znika. Kolejne sceny do bólu zawikłanej akcji potęgują wrażenie niekonsekwencji i literackiej nonszalancji.
W tej stylistycznej plątaninie sprawdzają się aktorzy. Wybija się zwłaszcza karykaturalny Richard (Leszek Lichota) i niemota Gerite (Hanna Stankówna). Czuć, że reżyser Piotr Nowak starał się za wszelką ceną ulepszyć tekst o dotkniętej amnezją bohaterce (Hanna Kochańska). Od strony wizualnej i aktorskiej zrobił wszystko, co zrobić mógł, by "Pomrocność Jasna" nosiła znamiona błyskotliwej i zajmującej inscenizacji. Nie był jednak w stanie stawić czoła niekonsekwencji pisarza.