Artykuły

Chybione zamówienie

Od początku ta specjalnie zamówiona przez Stary Teatr sztuka budziła wiele emocji. W jej powstawanie było zaangażowanych sporo róż-nych osób. Z odległego Meksy-ku Sławomir {#au#87}Mrożek{/#} słał listy ze zleceniami. A to był mu po-trzebny tekst jakiejś rosyjskiej piosenki, to znowu streszczenie "Trzech sióstr", czy nazwisko ro-syjskiego naczelnika od kultury. Kiedy pierwsze fragmenty dzieła zaczęły docierać do Krakowa, maszynopis przechodził z rąk do rąk, czytali znajomi, przyjaciele. Wreszcie opublikowano całość "Miłości na Krymie" to "Dialo-gu".

Zanim jednak doszło do reali-zacji teatralnej, drobny konflikt interpretacyjny sprawił, że reży-serem tej sztuki został nie, jak oczekiwano, Jerzy Jarocki, ale Maciej Wojtyszko, który stanął przed dość niewdzięcznym zada-niem. Decyzją zirytowanego au-tora każdy potencjalny reżyser jego sztuki został w sporej czę-ści ubezwłasnowolniony. Mrożek bowiem do umowy powierzają-cej teatrowi jego dramat dołą-czył klauzulę, w której czarno na białym stało napisane: "Nie nastąpią żadne skreślenia, zmia-ny ani dodatki w tekście sztuki". Krótko mówiąc, chodziło o to, że Jerzy Jarocki dostrzegł w no-wym dziele Mrożka kolejny dra-mat polityczny, a autor uparł się, że jest to sztuka o miłości, co postanowił udowodnić przez swoich wiernych krakowskich egzegetów. Niewiele chyba w Starym Teatrze wystawiano sztuk, których interpretacja byłaby tak oczywista jeszcze na długo przed premierą.

Konsekwencją tego wszystkie-go jest czterogodzinny, nużący spektakl, za który trudno rozli-czać reżysera. Dokonał on bo-wiem tylko prostej inscenizacji. W pierwszym akcie nawet jeste-śmy skłonni uwierzyć autointer-pretacji Mrożka. Ta część sztuki zbudowana z Czechowowskich na-strojów i cytatów, doprawiona humorem, możliwym z perspek-tywy naszego czasu, rzeczywiście mówi coś o uczuciach, ale tylko tych niemożliwych, rozmijają-cych się.

Wzorcem dla kolejnego aktu, który rozpada się na mniejsze skecze, właściwie jest sam Mro-żek. Sporo tutaj humoru ilustra-cyjnego i ironii, a nie chciana po-lityka interpretuje zachowania przynajmniej tych, którzy od po-czątku prym wiodą, pięknej Ta-tiany (Anna Radwan) i Iwana Zachedynskiego (Jerzy Trela). Przy okazji warto zauważyć, że w tym akcie Mrożek posłużył się fragmentami sztuk Szekspira, które - jak sam w posłowiu przyznaje - "nagiął do potrzeb" swojej sztuki, zapewne tylko dlatego, że kolega po piórze ze Stratfordu nie pomyślał kiedyś o stosownej klauzuli. No i wresz-cie przychodzi akt III, dla któ-rego nie było, niestety, żadnych wzorców. Tutaj wszystko się roz-przęga, tonąc w zamerykanizo-wanym rosyjskim kiczu, a Tatia-na, uosobienie wiecznie młodej miłości, wyłania się z morza w miejscu, gdzie oczekiwano ame-rykańskiej burdelmamy, która miała rosyjskim dziewczętom otworzyć drogę do lepszego świa-ta... Chyba wolałabym, żeby to była sztuka o polityce.

Po tym wszystkim jednak na-leżą się wielkie słowa uznania aktorom, którzy zrobili wszystko, żeby dzieło pana Mrożka da-ło się oglądać i byli naprawdę dobrzy. Z podniesionym czołem ponieśli konsekwencję zamówie-nia, którego w ciemno dokonał teatr.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji