Artykuły

Bóg na wyciągnięcie ręki

Reportaż na scenie nie stracił swojej autentyczności, ale zyskał artystyczny i niezwykle teatralny charakter - o spektaklu "Pani Bóg Halina" w reż. Marii Spiss w Starym Teatrze w Krakowie pisze Monika Kwaśniewska z Nowej Siły Krytycznej.

"Pani Bóg Halina" w reżyserii Marii Spiss w Starym Teatrze jest spektaklem opartym na tekście Marka Millera poruszającym problem sekt w Polsce. Reportaż ten został opublikowany w powieści dokumentalnej "Made in Poland" powstałej w Laboratorium Reportażu na Uniwersytecie Warszawskim. Zasadą tekstu (podobnie jak innych składających się na tę książkę) jest zestawianie ze sobą, pochodzących z archiwów lub powstałych na podstawie przeprowadzonych przez autora rozmów, autentycznych wypowiedzi różnych osób. Przeplatające się głosy tworzą polifoniczne opowiadanie krążące wokół określonego tematu. Adaptacja takiego tekstu na scenę nie wydaje się trudna o tyle, że jest on właściwie rozpisany na role. Posiada również swoją dramaturgię i rytm, ponieważ jest nie tylko dokumentem, ale też utworem literackim. Jedyny problem polega na tym, że przeplatające się monologi, poza tematem, nie posiadają żadnego innego, wspólnego mianownika - na przykład sytuacyjnego.

Maria Spiss reżyserując i adaptując tekst "Pani Bóg Halina" postanowiła zarysować niezbędny kontekst wypowiedzi na tyle szkicowo, by nie przesłonić nim treści wypowiadanych przez aktorów słów i kryjących się za nimi ludzkich dramatów. W ten sposób powstał spektakl niezwykle wyrazisty, czysty, sugestywny i szczery.

Akcja dzieje się na kameralnej Nowej Scenie Starego Teatru wyposażonej jedynie w cztery rzędy czarnych, amfiteatralnie ustawionych krzeseł. Wyglądają one niemal jak lustrzane odbicie publiczności. Taki zabieg od razu ostrzega widza, że wydarzenia i postaci na scenie będą teatralną wersją jego rzeczywistości. W tym przypadku nie jest to fałszywy alarm - zarówno reportaż jak i przedstawienie poruszają kwestię kondycji polskiego społeczeństwa. Analizując problem sekt, szukają jego źródeł, a te tkwią bezspornie w obecnych strukturach społecznych i kościelnych, nowoczesnym stylu życia, relacjach międzyludzkich. Czyli w tym, co stanowi naszą codzienność.

Na krzesłach, naprzeciw publiczności zasiada sześć osób. Ich spotkanie przypomina nieco sesję terapeutyczną dla byłych ofiar sekt, program telewizyjny lub publiczną dyskusję. Łącznikiem między wypowiedziami poszczególnych osób jest prowadzący (Zbigniew Ruciński), który zaczyna spektakl opowieścią o guru jednej z polskich sekt. Jak się za chwilę okazuje, mężczyzna, o którym mowa, jest obecny na scenie (Mieczysław Grąbka) - rozparty na krześle, siedzi tuż obok prowadzącego, bezczelnie odpierając wszelkie jego zarzuty. Mężczyznę już na pierwszy rzut oka można zdefiniować jako drobnego cwaniaczka, prostaka i obłudnika - zwłaszcza, gdy klepiąc się po obfitym brzuchu mówi o drakońskiej diecie obowiązującej w jego stowarzyszeniu. Natomiast jego wywody udowadniające analogie między nim a Bożym Synem są tak absurdalne, że każą zastanowić się nad stanem zdrowia psychicznego mówiącego. Dlaczego więc tak wielu ludzi zaufało mu na tyle, by być gotowym poświęcić życie dla jego idei? Odpowiedzi nie udzieli nam ani Pan Bogusław, ani prowadzący, lecz byli członkowie sekt.

Każda kolejna wypowiedź byłego członka sekty odsłania inny aspekt ludzkiej samotności (wynikającej z braku głębokiego kontaktu z drugim człowiekiem) oraz zagubienia. Jest więc szalony poeta-performer (Jerzy Święch), który poczuł w sobie obecność szatana, samotna kobieta, która po tym jak odpadła w półfinale "Idola" straciła wiarę w to, co robi (Magda Jarosz), jest chłopak, który przeszedł operację zmiany płci (Błażej Peszek) Są też dwie kobiety: jedna nadwrażliwa i sfrustrowana (Iwona Budner), druga niedoceniona i wyrzucona z pracy (Lidia Duda) oraz do przesady ambitny mężczyzna wciąż poszukujący drogi do religijnego uniesienia (Zbigniew Kosowski).

Wszyscy oni z większą lub mniejszą łatwością uwierzyli w boską moc Pani Haliny, Mastera, czy innych przywódców sekt. Wystarczyła chwila słabości wywołana życzliwością werbujących ich osób i krótkie spotkanie z guru. Sekta zdawała się zaspakajać wszystkie ich emocjonalne i duchowe potrzeby: poczucie przynależności do grupy o tej samej hierarchii wartości i wspólnym celu, wsparcie i zainteresowanie innych ludzi, potrzebę wiary w możliwość zaistnienia cudów na co dzień. Jednak w życiu każdego z nich nadszedł moment, gdy bańka mydlana zaczęła pękać, a zza jej barwnej, bezpiecznej osłony wyłazić zaczęły: chora struktura organizacji oraz fałsz i obłuda jej przywódców. Od tej pory dalsze życie w sekcie okazywało się niemożliwe.

Spektakl kończy opowieść mężczyzny, który całe życie szukał Boga. Zmieniał religie, wstępował do sekt, ale wciąż czuł niedosyt. W końcu dzięki staremu Żydowi, który zaczął z nim rozmawiać przed ścianą płaczu, zrozumiał, że szuka za daleko. Prawdziwego Boga i szczerą wiarę może odnaleźć tylko w sobie.

Maria Spiss wyreżyserowała spektakl niezwykle prostymi środkami. Na scenie liczą się jedynie aktorzy oświetlani kolejno wąskim słupem światła. Postaci większość czasu siedzą twarzą do publiczności. Są silnie zróżnicowane między sobą. Liczy się wszystko, co składa się na ich wizerunek: kostium, fryzura, sposób wypowiadania słów, postawa ciała, ruchy rąk. Każdy, nawet najdrobniejszy gest jest świetnie widoczny i znaczący, każde wypowiadane przez nich słowo coś wnosi, dookreśla. Przy czym postaci, zwłaszcza kobiece, są charakteryzowane w sposób stereotypowy, by każda z nich przedstawiała jakiś określony typ osobowości: niespełniona artystka w stylu hipisowskim, sztywna pracowniczka biurowa w czarnym kompleciku, znudzona życiem "dama" obwieszona sztuczną biżuterią. Z postaciami męskimi jest o tyle trudniej, że ciężko odnaleźć dla nich tak klarowny klucz charakteryzowania. Różnice między nimi mniej opierają się na wizerunku, bardziej na sposobie zachowania: pewny siebie artysta, nieśmiały nadwrażliwiec, narwany poszukiwacz. Takie potraktowanie postaci nie odbiera im jednak autentyczności, nie czyni z nich marionetek wykorzystanych do lekcji poglądowej na temat ofiar sekt. Wręcz przeciwnie, za tymi schematami kryją się prawdziwe i wzruszające ludzkie emocje. Jest to zasługa świadomej, konsekwentnie prowadzonej gry aktorskiej oraz klarownej, wyciszonej reżyserii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji