Artykuły

Trochę kultury, panno Pippi

"Pippi Pończoszanka" w reż. Agnieszki Glińskiej w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Tomasz Mościcki w Dzienniku.

Warszawski sezon teatralny rozpoczęto niespodzianką. Na widowni Teatru Dramatycznego zasiedli dziecięcy widzowie, których w tej sali nie widziano od dziesięcioleci. Można sądzić, że dla wielu z nich najnowsze przedstawienie Agnieszki Glińskiej jest pierwszym zetknięciem z teatrem.

A reżyser wybrała literaturę, która dla rodziców najmłodszych widzów była jedną z ulubionych w dzieciństwie. Na scenie Dramatycznego - adaptacja "Pippi Langstrumpf" Astrid Lindgren.

Dla kilku pokoleń czytelników historia małej Pippi radzącej sobie z przeciwnościami losu, obłaskawiającej świat swoją bezpretensjonalnością, zdrowym rozsądkiem, fantazją i poczuciem humoru była inspiracją do zabaw, do marzenia o dzieciństwie w którym nie istnieje pojęcie "nie wolno, nie wypada", w którym nie słyszy się: "umyj uszy, nie garb się, idź się uczyć". Przedstawienie Glińskiej dla wielu rodziców będzie pewnie powrotem do dzieciństwa. Dla ich pociech to być może pierwsze spotkanie z Lindgren w świecie zdominowanym już przez innych bohaterów dziecięcej wyobraźni. Dobrze więc, że to przedstawienie powstało, bo jest to nie tylko próba nawiązania czegoś w rodzaju pokoleniowego dialogu, ale i świetna teatralna zabawa.

Po raz pierwszy od kilku dobrych sezonów widać było, że aktorzy Teatru Dramatycznego nie są zbiorem pojedynczych artystów grających swoje role, lecz prawdziwym zespołem. Niemała w tym zasługa Emila Wesołowskiego, który ułożył w tym przedstawieniu ruch sceniczny odrealniający aktorów, nadający im groteskowe rysy. Jest w tym przedstawieniu grający na żywo zespół muzyczny Sambora Dudzińskiego dowcipnie cytujący największe hity wszech czasów od "Schodów do nieba", przez "Fernando" ABBY (jesteśmy wszak w kręgu kultury szwedzkiej!), aż po "Cztery pory roku" Vivaldiego. Agnieszka Zawadowska zaprojektowała scenografię przywodzącą na myśl wyposażenie nowoczesnego dziecinnego pokoju, bo nie jest to muzealna inscenizacja "Pippi". Nie jesteśmy w roku 1945, Willa Śmiesznotka, w której mieszka panna Pończoszanka, rozbłyskuje czasem neonówkami, halogenowymi lampkami, które mogą stać się rozgwieżdżonym niebem... Przedstawienie w Dramatycznym jest więc wieczorem nie tylko dla dzieci. Równie dobrze bawić się będą na nim i dorośli, dla których wizyta w teatrze dla najmłodszych bywa czasem katorgą. Glińska nie serwuje nam jednak tylko bezrefleksyjnej zabawy. To przedstawienie może też wzruszyć. Scena kończąca pierwszą część, marzenie Pippi o rodzicach, których jej zabrakło, to znak, że nie oglądamy jedynie beztroskiego rozbrykanego bachora - ta mała dziewczynka cierpi i tęskni za ludźmi, których mogłaby kochać. To chwila prawdziwego wzruszenia w tym kolorowym spektaklu zabawce.

"Pippi Pończoszanka" to dość rzadki przypadek przedstawienia, dla którego pochwały trzeba by przepisać cały afisz. Niech jednak te gratulacje dla wszystkich złożone zostaną na ręce Dominiki Kluźniak - bohaterki tego premierowego wieczoru. Jej Pippi podskakująca beztrosko, mówiąca swoje kwestie z wystudiowaną niedbałością, czasem wręcz na granicy aktorskiej szarży, błyskawicznie zmieniająca nastroje - to rola-błysk początku tego sezonu, świadectwo, że w Teatrze Dramatycznym gra aktorka o wielkim potencjale i wciąż nie do końca wykorzystanych możliwościach. Na scenie jest zaledwie od kilku sezonów, oby cieszyła nas swoim talentem częściej niż dotychczas.

Powtórne zetknięcie z "Pippi Pończoszanką" w Teatrze Dramatycznym jest przeżyciem pozostawiającym po sobie pewną zdumiewającą refleksję. A jest nią zdziwienie, jak bardzo zmieniają się sensy dawnej literatury, gdy zapoznajemy się z ni w innym czasie. Gdy Astrid Lindgren pisała swój bestseller, przygody nieszkodliwie anarchizującej Pippi, ośmieszającej swoją spontanicznością mieszczańskie, uporządkowane społeczeństwo były niczym otwarcie okna w dawno niewietrzonym pokoju. Stąd i pewnie powodzenie tej książki na całym świecie, także i w komunistycznej Polsce, gdzie społeczeństwo krępował gorset, inny co prawda niż Szwecji, równie jednak ciasny i niewygodny. Od tego czasu minęło kilka dekad i gdy dziś patrzy się w przedstawieniu Glińskiej na Pippi rozwalającą lekcję w szkole, rzucającą się na tort, wyżerającą ciastka, narzucającą wszystkim swój styl życia - coś niepokoi. Dziś, po kubłach lądujących na głowach nauczycieli, po bezhołowiu i rozpleniającym się kulcie nieuctwa awansowanego na cnotę kardynalną - ta spontaniczność Pippi przybrała dość niepokojący wymiar, co zresztą widać w przedstawieniu Glińskiej. Ekspansywność bohaterki nie jest już w pewnej chwili ani śmieszna, ani urocza - staje się destrukcyjna. Nikt nie każe uroczej i w głębi swego ducha dobrej Pippi łazić w giertychowskim mundurku i zamiast Gombrowicza czytać Dobraczyńskiego. Te postulaty same się skompromitowały. Warto jednak zadać Pippi Pończaszance pytanie, które czasem jeszcze słychać: "Może troszkę kultury, droga panienko?".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji