Artykuły

Wsiąść do pociągu bylejakiego

Młodzi wrocławianie odgrywają historię własnego miasta postawioną na głowie historii

Akcja pierwszego aktu toczy się w roku 1938. W Niemczech trwa noc kryształowa. Rzec można, że odłamki szkła z witryn żydowskich sklepów docierają aż na dzisiejszy wrocławski Brochów. Akt trzeci to już rok 1948, Kongres Intelektualistów we Wrocławiu. Spotkanie przedstawicieli zwycięzców w oswobodzonym kraju, tyle że mało w nim radości, głównie zdziwienie obyczajami wprowadzonymi przez sowieckich namiestników. Jest poczucie rozbicia i niemożności znalezienia się w nowym świecie. Błąkanina, wspominanie zaginionych.

Między aktem pierwszym i trzecim prowadzą nas z wieży wrocławskiego dworca (tu Grupa "Ad Spectatores" zaaranżowała spektakl) na peron, gdzie stoi towarowy brankard oklejony papierem. Mało luksusowy, ale i tak daleki od rzeczywistego koszmaru wojennych transportów. Wiozą nas kilkanaście minut w jedną stronę, kilkanaście z powrotem. Gra zespół jazzowy, płyną stare niemieckie przeboje i songi z "Opery za trzy grosze". Polowy teatrzyk gra kukiełkowe skecze o Hitlerze i innych koleżkach z zapomnianej agitki Brechta o Szwejku na frontach II wojny. Podróżni bawią się jak na wycieczce. A jednak ta jazda - gdzieś pod czaszką - robi swoje. Rozwala bezpieczną barierę czasowego dystansu. Pokazuje, jak skutecznie można przenicować świat na drugą stronę siłą króciutkiego wywozu w nieznane. Bez szans na sprzeciw. Z kupą zgliszcz do sprzątania po powrocie.

Krzysztof Kopka, ekskrytyk od paru lat próbujący sił jako reżyser i czasem aktor, jest jak mało kto wyczulony na ironię historii. W spektaklu sam gra rosyjskiego pisarza Fadiejewa, wielką postać stalinizmu. Akcja "Wrocławskiego pociągu widm" obfituje w paradoksy, nie ma tu "prawidłowości historycznych" ani stereotypów psychologicznych. Mieszkańcy Wrocławia przetaczanego po torach historii próbują dosłownie i przenośnie nie wypaść na zwrotnicach, inkasując zarówno ciosy, jak i prezenty od losu. Naiwność niektórych miesza się z cynizmem tych, którzy znają stację docelową - socjalizm; okrucieństwo spotyka się z odruchami życzliwości z najmniej spodziewanych stron.

Tę opowieść sprzed półwiecza grają młodzi ludzie. I rozkosz patrzeć, jak Michał Opaliński, Anna llczuk, Paweł Kutny wchodzą w stare kostiumy bohaterów. Odkrywają - najwyraźniej dla samych siebie, więc żarliwie - ludzką prawdę ofiar odchodzącej w zapomnienie zawieruchy. Ta lekcja - wyprana z patosu, mądrze subtelna i dyskretna - jest w naszych czasach wiecznych uproszczeń nie do przecenienia. Oby trafiła na dłużej do rozkładu jazdy na wrocławskim dworcu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji