Głód uczuć
Nasz świat ulega rozpadowi, wracamy do barbarzyństwa, coraz bardziej zachowujemy się jak wilki. Wszystko po to, by przetrwać - mówi Natalia Koryncka-Gruz, reżyserka spektaklu telewizyjnego "Złodziejki chleba". - Ta sztuka opowiada o naszej potwornej samotności, tęsknocie za miłością, byciem z drugim człowiekiem.
Sztuka Ewy Lachnit "Złodziejki chleba" została wyróżniona w konkursie na utwór dramatyczny ogłoszony przez Teatr Telewizji w 1999 roku. Jej bohaterka, Teresa, (Danuta Stenka) jest w punkcie zwrotnym swego życia - rozstała się z mężem (Piotr Garlicki), traci kontakt ze swym ukochanym 10-letnim synem. Po nieudanych próbach znalezienia pracy, rozpoczyna działalność w organizacji charytatywnej. Pomaga także swej nowej młodej sąsiadce Kindze (Małgorzata Kożuchowska). Wątki znikają, wracają, wiele niedopowiedzeń zmusza do uważnego śledzenia poczynań bohaterów.
W czasie realizacji dramatu problemem okazało się dokonywanie niezbędnych skrótów i zmian.
- Początkowo próbowałam skracać sztukę, bo jest za długa, wyrzucałam niektóre kwestie, potem trzeba było je przywrócić, bo okazywały się bardzo potrzebne i precyzyjnie umiejscowione - mówi Natalia Koryncka-Gruz.
W dodatku ta sztuka wymagała przekroczenia wielu barier psychologicznych przez aktorów. Początkowo mieli duże kłopoty z mówieniem poszczególnych kwestii, protestowali, że nie powiedzą tego czy innego zdania, bo "nie mieści się" im w ustach. Próbowaliśmy zastąpić je innymi, ale okazywało się, że wówczas dialogi stają się banalne. Wracaliśmy więc do tekstu pierwotnego.
Każdą ze scen "Złodziejek chleba" kończy fragment listu.
- Ten list od złodziejki chleba czyta w myślach główna bohaterka - wyjaśnia reżyserka. - Zaś obraz pokazuje szary tłum ludzi w mieście, zanurzony w świat kolorowych wystaw, błyszczących światełek.
Każda ze scen wymagała długich poszukiwań, bowiem trudno było określić, ku czemu będzie zmierzała.
- Tu nie można dokładnie opowiedzieć, jakie emocje mają w sobie w danej chwili bohaterowie, bo jest ich bardzo wiele naraz - złość, ból, wściekłość, żal, ale i tęsknota - mówi Natalia Koryncka-Gruz. - Uciekaliśmy od czarno-białych barw. Próbowaliśmy ogarnąć i interpretować wszystkie niedopowiedzenia i niejasności, w jakie obfituje tekst. Niejasna jest nawet sama puenta. Mnożą się pytania, a odpowiedzi są tylko pewnym możliwym wariantem. Ale to kolejna zaleta tego tekstu. W życiu też nie wszystko wiemy.
Zdjęcia do spektaklu były kręcone na warszawskim Mokotowie. Autorem scenografii jest Andrzej Przedworski.
- Odpowiednią, zaniedbaną kamienicę znaleźliśmy na Noakowskiego - mówi reżyserka. - Z wnętrza pokoju głównej bohaterki widać podwórko. Kiedy Teresa podchodzi do okna i widzi inne - rozpadające się i bez zasłon, mamy poczucie, że w każdym z nich może stać człowiek potrzebujący pomocy.
Przedstawienie "Złodziejki chleba" zostanie pokazane w Studiu Teatralnym Dwójki.
Natalia Koryncka-Gruz
Kiedy czyta się tę sztukę po raz pierwszy, sprawia wrażenie chropawej, niezrozumiałej. Ale kiedy wraca się do niej po raz kolejny, poznaje głębiej, pojawiają się kolejne pokłady znaczeń, ten tekst ma urodę, która się stopniowo odsłania. To bardzo trudna, ale ciekawa dramaturgia - wymaga od widza nie tylko uwagi, ale i myślenia. Sztuka opowiada o różnych rodzajach miłości - małżeńskiej, do dziecka, altruistycznej - do drugiego człowieka, ale i o tęsknocie za nią. Wszystkie przedstawione związki międzyludzkie oparte są na jej poszukiwaniu, choć takie słowa jak miłość, tęsknota wcale nie padają. Ta historia jest opisem naszej rzeczywistości, wzajemnych stosunków. Rośnie przepaść między tymi, którzy nie mają co jeść i tymi, którzy w sposób gangsterski, drański, zgromadzili fortuny, ale złamali zasady, naruszyli normy etyczne. Pojawia się pytanie - gdzie są granice? Złodziejka chleba -matka, która nie ma dzieciom co dać jeść, nie ma pracy ani pieniędzy - to postać w naszej rzeczywistości często obecna. Zostaje złodziejką bez winy. Bardzo wiele ludzi jest dziś w takiej sytuacji. Z drugiej strony jest też Teresa, główna bohaterka, która żyła ze swym dzieckiem w luksusie, ale miała poczucie, że żyje w chlewie. Okazuje się, że chleb nie wystarcza, żeby mieć poczucie sensu życia. Potrzeba jeszcze czegoś innego - uporządkowania systemu wartości. Przychodzi moment, w którym główna bohaterka podejmuje decyzję, że chce zmienić swoje życie, postanawia wydobyć się z bagna, w którym tkwi dręczona fizycznie i psychicznie przez męża, bo prowadziła nieczyste interesy. Rozumie skrzywdzonych ludzi. Co więcej - ma potrzebę, by im bezinteresownie pomóc. Pozornie jest szorstka, ale to cecha charakterystyczna dla ludzi, którzy naprawdę niosą pomoc, a nie tylko o niej mówią. Nasza bohaterka też taka jest. To zwłaszcza w dzisiejszych czasach coś pięknego i kruchego.
"Złodziejki chleba" jest sztuką, która niepokoi, burzy dobre samopoczucie, zmusza do refleksji, pyta, kim jesteśmy. Stawia też wiele innych pytań i nie daje odpowiedzi. Żadnej. I to jest jej siłą. A my musimy próbować szukać odpowiedzi, nawet jeśli bywa to bolesne.