Artykuły

Sztuka charakteryzacji

- Miałem wspaniałe praktyki, pracowałem z wielkimi charakteryzatorami, przy wielkich produkcjach. Ponadto dużo eksperymentowałem, bo w Polsce wszystkie nowinki wchodziły z opóźnieniem. Charakteryzator to bardzo indywidualny zawód. Każdy ma swoją szkołę i tajemnice - mówi WALDEMAR POKROMSKI, światowej sławy charakteryzator.

Kuba Zajkowski: Pracował pan z wielkimi gwiazdami światowego kina. Jacy to są ludzie?

Waldemar Pokromski: Właściwie wszyscy wielcy aktorzy są bardzo zdyscyplinowani. Kiedyś mówiło się o Dustinie Hoffmanie, że jest kapryśny, krzyczy i wydziwia. Na planie "Pachnidła. Historii mordercy" sprawiał zupełnie inne wrażenie. Był miły i wyciszony. Tylko sporo przeklinał, ale to akurat nic złego (uśmiech). Nie lubił jedynie czekać. Wchodził na plan tylko wtedy, gdy wszystko było przygotowane. W przerwach szedł do swojego wozu i tam spędzał czas.

A John Malkovich?

- To bardzo spokojny człowiek, nieraz nawet za bardzo. Gdy ma wszystko, co zapewnia mu kontrakt, nie robi problemów. Każdą wolną chwilę na planie "Klimta" spędzał na rysowaniu. Podczas jego charakteryzacji nie mogło być żadnych osób postronnych. Zawsze tego pilnował.

Rozmawia pan z aktorami podczas charakteryzacji?

- Najczęściej słucham, jakie mają problemy i zmartwienia. Czuję się nieraz jak spowiednik. Mógłbym napisać książkę na podstawie tych wszystkich opowieści (śmiech).

Ma pan to w planach?

- Miałem już nawet taką propozycję od jednej z niemieckich gazet. Ale ja nie wyjawiam tajemnic. Obowiązuje mnie etyka. To są zbyt prywatne sprawy. Aktorzy nie byliby zadowoleni, gdyby gdzieś przeczytali to, o czym mi mówili w prywatnych rozmowach.

Czym, oprócz umiejętności słuchania, powinien wyróżniać się charakteryzator?

- Musi być bardzo cierpliwy. To ważne, bo w mojej pracy trzeba się dopasować do aktorów i reżyserów, którzy mają różne temperamenty i charaktery. Jedni pracują bardzo szybko, drudzy - wolno. Niektórzy są spontaniczni i improwizują, inni - przewidywalni. To fajna praca, w której dużo się podróżuje i poznaje nowych ludzi, ale nieraz, gdy stoję w nocy kilkanaście godzin na planie, zastanawiam się, co ja tam robię? Na zmiany jest już jednak za późno, nie ma odwrotu, muszę dalej brnąć w tę materię.

Gdzie pan poznał tajniki charakteryzacji?

- Miałem wspaniałe praktyki, pracowałem z wielkimi charakteryzatorami, przy wielkich produkcjach. Ponadto dużo eksperymentowałem, bo w Polsce wszystkie nowinki wchodziły z opóźnieniem. Charakteryzator to bardzo indywidualny zawód. Każdy ma swoją szkołę i tajemnice. Czasami wydaje mi się, że nie ma sensu nic ukrywać, bo albo się potrafi robić charakteryzację, albo nie. Jedna osoba może się przyglądać godzinami, jak pracują charakteryzatorzy i nie potrafić tego powtórzyć, a ktoś inny zobaczy to raz i wystarczy, by poznać tajniki mojego zawodu. Charakteryzacja to rodzaj sztuki, praca twórcza. Trzeba się zastanowić, jak zmienić twarz, jakie nadać jej rysy.

Jak pan opracowuje te zmiany? Wykorzystuje pan w swojej pracy komputer?

- Trochę. Ale raczej rysuję na kartkach. Projekt powstaje we współpracy z reżyserem, bo to on ma wizję, jak ma wyglądać bohater. Charakteryzator musi zaspokoić jego potrzeby. Ważne jest także to, by zadowolony był aktor, któremu zmienia się twarz. Obaj muszą być szczęśliwi. Nieraz wcielam się w rolę negocjatora i pośredniczę między nimi.

Ile trwała najbardziej skomplikowana charakteryzacja, której się pan podjął?

- Robiłem kiedyś film o Marii Callas. Charakteryzowałem aktorkę, która grała ją przez 6,5 godziny. O 6 rano siadała w fotelu, a o 13 wchodziła na plan. Musieliśmy ją pogrubić o 40 kilo. Od góry do dołu. Sporo napracowałem się także na planie "Pachnidła. Historii mordercy". Dwie i pół godziny trwała charakteryzacja Bena Whishawa, a aktora, który grał w tym filmie garbarza - 4 godziny.

"Pachnidło. Historia mordercy" to film, który był dla pana największym wyzwaniem?

- Chyba tak. Moja praca była bardzo urozmaicona. Zajmowałem się charakteryzacją zarówno ludzi z wyższych klas społecznych, jak i biedoty. Spędziłem na planie tego filmu pół roku. To bardzo długo. W samej Hiszpanii byliśmy trzy miesiące, potem mieliśmy zdjęcia we Francji i Niemczech. Drugim filmem, który mogę zaliczyć do najtrudniejszych, była "Lista Schindlera" Stevena Spielberga.

Teraz na planie "Twarzą w twarz" zmienia pan Pawła Małaszyńskiego w serialowego Wiktora. To skomplikowana charakteryzacja?

- Dosyć skomplikowana. Musieliśmy zmienić Pawła tak, żeby na pierwszy rzut oka nie był do siebie podobny. Najłatwiej było go oszpecić - wtedy w ogóle nie można byłoby go poznać, ale nie o to chodziło. Musieliśmy zachować jego walory estetyczne, żeby wizualnie wyglądał dobrze, ponieważ zakochuje się w nim bardzo ładna dziewczyna (Magdalena Walach - przyp. aut.). Gdyby był potworem, byłoby to mniej wiarygodne. Staraliśmy się nie zepsuć jego twarzy, tylko zadbaliśmy o to, by była trochę inna. Paweł ma na policzku bliznę postrzałową, rozszerzoną szczękę, zmieniony kolor oczu na szare, włosów na blond i inną cerę. Dodaliśmy mu również odrobinę zarostu.

Ten dodatkowy zarost jest namalowany?

- Nie, przyklejamy go włosek po włosku na wosk. To tak zwana siekanka.

W jaki sposób uwydatnił pan Pawłowi Małaszyńskiemu szczękę?

- Ma wkładane specjalne plastikowe mostki, które - z pomocą protetyka - bardzo długo modelowaliśmy. Ich zrobienie sporo trwało, bo musiały być idealnie dopasowane i wygodne, żeby aktor miał komfort grania.

A fryzura?

- Częściowo składa się z prawdziwych włosów Pawła, które są widoczne z tyłu głowy i peruki przyczepionej z przodu.

Jak długo rodziła się wizja serialowego Wiktora?

- Nie mieliśmy na to dużo czasu. Mimo to staraliśmy się wykorzystać każdą chwilę tak, by końcowy efekt był dobry. W "Twarzą w twarz" zajmuję się tylko charakteryzacją Pawła. Nie mogę robić innych rzeczy z racji tego, że mam w tym roku dużo projektów zawodowych. Wkrótce zaczynam pracę w Hiszpanii nad nowym filmem Petera Sehra. A w Niemczech będę pracował nad charakteryzacją i efektami specjalnymi przy filmie o członkach RAF-u, organizacji terrorystycznej, która działała w latach 70. u naszych zachodnich sąsiadów. Trzeci projekt zaczynam pod koniec roku. Tym razem spotkam się na planie z Michaelem Haneke, reżyserem, z którym bardzo dobrze się znam. Zrobiłem z nim już pięć filmów, m.in. - "Pianistkę" i "Funny games" (1997).

Wiele razy spotykał się pan także na planie z Romanem Polańskim. Będzie pan z nim pracował nad jego najnowszym filmem "Pompei"?

- Niestety, nie. Producenci tego filmu za późno się do mnie zgłosili, bo miałem już podpisane inne kontrakty. Trochę szkoda, bo to znaczący projekt.

Za to niedawno pracował pan na planie "Katynia" Andrzeja Wajdy.

- było duże wyzwanie. Musiałem ucharakteryzować wielu aktorów, którzy mieli postrzały w głowę. Przygotowałem także masowe groby, gdzie leżało kilkuset żołnierzy.

Jest jakaś różnica między pracą na planie w Polsce i za granicą?

- W tej chwili już chyba nie. Oczywiście są pewne różnice, które wynikają z tego, że na zagranicznych planach jest po prostu więcej pieniędzy.

Gdzie pan mieszka na stałe?

- W Warszawie. Rodzina i dom są najważniejsze. Trzeba być tam, gdzie się ma korzenie. Kiedyś mieszkaliśmy też za granicą. Ale mój zawód charakteryzuje się tym, że - niezależnie od miejsca zamieszkania - i tak się podróżuje. Nie ma znaczenia, czy rodzina siedzi sama w Nowym Jorku, Paryżu czy Warszawie. Ja i tak będę wyjeżdżał.

Zabiera pan swoich najbliższych na plany filmowe?

- Bardzo często, choć rzadziej niż kiedyś. Teraz mój syn działa już na planach sam. Nie jest jednak charakteryzatorem, moja córka też nie. A szkoda, bo na to liczyłem. Mikołaj zajmuje się produkcją, a Dagmara pracuje w agencji reklamowej. To już są duże dzieci. Jestem nawet dziadkiem.

To może któreś z wnuków pójdzie w pana ślady?

- Mam jednego wnuka. Maurycy ma 5 lat. To bardzo energiczny chłopiec. Jest jeszcze za wcześnie, żeby stwierdzić, czy mój zawód będzie mu odpowiadał. To fajna praca, ale bliski kontakt z innymi ludźmi nie każdemu odpowiada.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji