Made in blokowisko
Boguś (Eryk Lubos), bohater Przemysława Wojcieszka, nie jest miastowym prymitywem. Próbuje dowiedzieć się, kim jest. Rozmawia z proboszczem, z nauczycielem.
Świat idei nie bardzo zgadza mu się z widokiem za oknem. Rezygnuje z ministrantury, potem ze szkoły. Bluźni Bogu i książkowym idolom. Próbuje założyć rewolucyjną organizację. - Czerwone Brygady - wykrzykuje chaotycznie. Amok? Chyba nie. - Nie piję. Rewolucjonista musi być trzeźwy - powiada. Słychać śmiech sali.
Paradoksalnie jego jedynym fanem zostaje jeżdżący na inwalidzkim wózku Emil (Tomek Radawiec), ochroniarz parkingu. Boguś, podobnie jak Emil bezradny, lecz groteskowy niczym kukła, z dziarą "fuck off" na czole już nie pyta o sens życia. Wkłada bluzę z kapturem, wysokie buciory, bierze w łapska metalową rurę i skowyczy pod blokiem. Gdy wreszcie usłyszy na odczepnego od swojej dziewczyny, że jest zerem, a od ludzi z okien wieżowca, że jest "pojebany", rusza na osiedlowy parking, by łomem niszczyć samochody i budki telefoniczne.
Na strzeżonym parkingu niszczy lexusa. Luksusowe auto chwilę wcześniej przejęli za długi bezwzględni windykatorzy. Skopany przez Faziego (Przemek Bluszcz) Boguś ma dobę na zwrot kosztów za wymianę lusterek, maski i szyby w aucie. To nie żart. Lusterka albo śmierć. - Ubrudził mi pantofle z cielęcej skóry - słyszymy skargę Faziego pod adresem skopanej do krwi ofiary.
W obronie Bogusia występują ludzie nietypowi. Proboszcz Edmund (Bogdan Grzeszczak), przezywany na osiedlu Archiwum X, bo bliski śmierci na misjach w Rwandzie miał widzenie Jezusa. Wiktor, nauczyciel wyrzucony ze szkoły za alkoholizm, który - cytując Broniewskiego - uczy Bogusia, czym jest walka i miłość.
Wiktor, skończony alkoholik, pełen cynizmu, też nosi w sobie tajemnicę. Spowodował wypadek samochodowy, w którym ucierpiało jego dziecko. Błyskotliwie grany przez Janusza Chabiora, Wiktor budzi chichoty, ale i zadumę. Poezja uratowała mi życie - krztusi się krwią i smiechem. Pobity przez windykatorów, gdy broni Bogusia, wyciąga zza paska pięć tomów
Broniewskiego. Podobnie sugestywna jest scena, w której matka Bogusia (Anita Poddębniak) oddaje synowi wszystkie pieniądze, by chłopak mógł kupić swej dziewczynie ekskluzywną suknię, choć za chwilę może zginąć. - Kupiłem, nie ukradłem - mówi Boguś do Moniki (Justyny Pawlickiej). To jego przysięga dobrego życia.
Finał, w którym Boguś i Monika decydują się na ślub, a oprawcy zgadzają się wpaść do proboszcza po resztę długu "po pierwszym", jest hollywoodzki i groteskowy. - Odpracujesz mi to - zarzeka się Edmund. - Sześć złotych za godzinę? - podpytuje Boguś. - Pięć - ripostuje ksiądz.
- Dobra! - krzyczy skin i wiruje z dziewczyną w ramionach.
Jest jeszcze finał drugi: Krzysztof Krawczyk wyświetlany na kilku piętrach bloku obok pawilonu. Ich idol. Guru. Apostoł. - Życie nie jest łatwe - mówi z ekranu do młodej pary. - Dzięki miłości można się podnieść.
Kapitalna bajka do myślenia. Bardzo dobry spektakl.