Artykuły

Nie będzie następnej razy

- Był osobą pogodną i kontaktową. Jeżeli jednak ktoś dał się zwieść pozorom lub zasugerował jego rolami komediowymi i oczekiwał wiecznego błaznowania - zawiódł się. - Cechuje mnie melancholia komików - twierdził JACEK CHMIELNIK. Wspomnienie o aktorze.

Był najlepszym krasnoludkiem (i to westchnienie na widok krągłości Kasi Figury: "Raaany... Ala ale ty jesteś... gigantyczna...") i cudownym szopenfeldziarzem ("A wiecie, kogo zrobimy następną razą?"). Po wielkich sukcesach, które odniósł jako Moks z "Vabanków" czy Olo Jedlina z "Kingsajz" zniknął z ekranów kinowych i telewizyjnych. - Przyszedł w moim życiu taki moment, kiedy granie wszystkiego i za każdą cenę przestało mnie bawić. Poza tym, jeżeli przyjrzymy się filmom, które w Polsce powstały w ostatnich latach, niewiele straciłem nie grając w nich - mówił jeszcze niedawno Jacek Chmielnik.

Samo życie

Ostatnio ku radości fanów zaczął się jednak częściej pojawiać. Najpierw był teleturniej "Kochamy polskie seriale", potem pojawiły się seriale "Warto kochać" [na zdjęciu], którego był też producentem, czy "Samo Życie". Bywalcy teatrów nawet ponad postać Moksa cenili jego dorobek teatralny. Czwartkowa wiadomość o śmierci Jacka Chmielnika była ciosem.

- Trudno nam się z tym pogodzić, zarówno mnie, jak i całemu zespołowi. Jacek Chmielnik reżyserował w Gliwickim Teatrze Muzycznym, ale również występował w "Hello Dolly!" - mówi Paweł Gabara, dyrektor Gliwickiego Teatru Muzycznego. - Pierwszą naszą współpracą była opera Rossiniego "Cyrulik sewilski". Szukaliśmy doświadczonego i dobrego reżysera, który chciałby potraktować przedstawienie jako komedię muzyczną. Jacek wcześniej nie robił oper, ale zdecydował się. Naszemu zespołowi znakomicie się z nim współpracowało, a efekt był bardzo ciekawy.

Fascynacja operą

Dla Jacka Chmielnika reżyserowanie opery było jak odkrycie nowego świata. - Jest to przepyszna forma teatru, a ten muzyczny to jedyny gatunek teatru, który jest ludziom naprawdę potrzebny. W Gliwicach spotkałem utalentowanych młodych ludzi, z którymi nie ma żadnych problemów. Chętnie poddają się mojej obróbce - opowiadał po premierze.

To był początek współpracy. Potem jeszcze Jacek Chmielnik wyreżyserował: "Zemstę nietoperza", "Grają naszą melodię" i "Kwiat Hawaii". - Kilka lat pracy z Jackiem Chmielnikiem nauczyło nas bardzo wiele: pokazało, jak znakomity aktor może się odnaleźć w zupełnie dla siebie nowym gatunku i jak może się dzielić swoją wiedzą, umiejętnościami, doświadczeniem z kolegami artystami - mówi Jacek Mikołajczyk, kierownik literacki Gliwickiego Teatru Muzycznego. Wszyscy będziemy pamiętać prowadzone przez niego próby, w czasie których z pasją na oczach całego zespołu odgrywał praktycznie wszystkie postaci reżyserowanych przedstawień. Chcielibyśmy Jackowi po raz ostatni podziękować za lata wspólnej pracy, za pasję, zaangażowanie i trud włożone w nasze przedstawienia, za wspólnie spędzone godziny prób, za wspólne wieczory, za tremę przed przedstawieniami, za radość i satysfakcję z sukcesów, za wszystko inne, o czym trudno nam myśleć teraz, kiedy dowiedzieliśmy się o jego śmierci - dodaje Jacek Mikołajczyk.

Współpraca z Gliwickim Teatrem Muzycznym to nie jedyne związki Chmielnika ze Śląskiem. Kilka lat temu oglądaliśmy jego "I do, I do" w chorzowskim Teatrze Rozrywki.

Popularny aktor miał 54 lata. W 1975 roku ukończył wydział aktorski słynnej łódzkiej Filmówki w swoim rodzinnym mieście Łodzi. W tym samym roku zadebiutował jako aktor na scenie teatru Ateneum w Warszawie. Występował także w: Kaliszu, Łodzi, Poznaniu i Krakowie. Za swe role teatralne został wyróżniony kilkoma prestiżowymi nagrodami. W latach 1993-1996 był dyrektorem Teatru Nowego w Łodzi.

Zagrajmy jeszcze raz

To jednak filmy przyniosły mu największą popularność. Po kilku małych rolach, jego pierwszą prawdziwą kreacją był Moks, w "Vabanku" Juliusza Machulskiego, drobny złodziejaszek, który staje się oddanym partnerem kasiarza Kwinty w jego starciu z bankierem Kramerem. Niewiele brakowało a Chmielnik nie zagrałby Moksa. Ta rola była przeznaczona dla innego aktora, który zrezygnował w ostatniej chwili. Machulski spotkał Chmielnika przypadkiem i postanowił zaproponować mu współpracę. Znali się jeszcze z czasów studiów w Filmówce. To był strzał w dziesiątkę. Również to, że aktor zaśpiewał tytułową piosenkę: "Zagrajmy jeszcze raz va banque, va banque. Z fortuną tak to zwykle bywa. Kto nie naraża się na szwank, ten głównej stawki nigdy nie wygrywa." Tak zaczęła się przyjaźń obu panów. Rola Ola w "Kingsajz" była pisana już specjalnie dla Chmielnika. Ten jednak nie zajmował się wyłącznie aktorstwem. Pisał sztuki teatralne, piosenki i reżyserował.

Melancholia komików

Był osobą pogodną i kontaktową. Jeżeli jednak ktoś dał się zwieść pozorom lub zasugerował jego rolami komediowymi i oczekiwał wiecznego błaznowania - zawiódł się. - Cechuje mnie melancholia komików - twierdził Jacek Chmielnik.

Do tragedii doszło w środę wieczorem, w Suchawie koło Włodawy, gdzie aktor miał domek letniskowy. Wypoczywał w nim ze swoją rodziną: żoną Wandą, córką Julią i synem Igorem, oraz znajomymi. Jacka Chmielnika poraził prąd i nie pomogła już reanimacja.

Miał wiele planów artystycznych. Niestety, ten scenariusz napisało życie. Można tylko powiedzieć jak kasiarz Kwinto do Moksa w "Vabanku": "Nie będzie następnej razy". Albo jak z dyskusji Moksa i Nuty w warsztacie samochodowym: "Ostatni raz za kierownik siadłeś". Szkoda.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji