Artykuły

Polski teatr po pierogach

Nigdy w swojej 12-letniej karierze krytyka na edynburskim festiwalu nie spotkałem tylu Polaków co w tym roku. I to nie tylko w restauracjach, klubach i sklepach, gdzie pracuje nowa fala emigrantów, ale przede wszystkim w teatrach, i to po obu stronach rampy - o festiwalu w Edynburgu pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej

Wszystko za sprawą Instytutu Kultury Polskiej w Londynie, który wspólnie z Tomkiem Borkowym, aktorem i producentem teatralnym z Edynburga zorganizował występy czterech polskich zespołów na Fringe'u: Teatru Biuro Podróży z Poznania, zespołu Karbido, Teatru Pieśń Kozła (oba z Wrocławia) oraz łódzkiego Teatru im. Jaracza.

Oprócz nich na festiwalu wystąpiła także warszawska grupa Unia Teatr Niemożliwy. To największa i najbardziej dostrzegana obecność polskiego teatru w Edynburgu od 1996 roku, kiedy Teatr Biuro Podróży podbił festiwal plenerowym spektaklem o wojennej traumie "Carmen Funebre".

"To przedsięwzięcie ma sens, biorąc pod uwagę powiększającą się polską społeczność w Szkocji, która w Edynburgu liczy już 30 tys." - pisze "The Scotsman", największa szkocka gazeta, która nazwała polski program na Fringe'u "inwazją Polaków". "Dyskusja o społecznych i ekonomicznych aspektach tej demograficznej zmiany jest powszechna, ale równie interesujący jest jej wpływ na kulturę. Polskie filmy w kinach, sto tytułów polskich książek w sieci księgarń Borders i być może najbardziej widoczny przejaw kulturalnej asymilacji - Lena Krausky, polska postać w "River City" (telenoweli produkowanej przez szkocki oddział BBC).

Londyński "The Times", zapowiadając przyjazd polskich zespołów, donosił, że w niektórych dzielnicach Edynburga łatwiej o pierogi niż o haggis (narodowy szkocki specjał - nadziewane owcze żołądki). "Niezwiązane z kulinariami aspekty polskiej kultury wolniej przenikają do głównego nurtu. Ale wkrótce to się zmieni wraz z przyjazdem polskich zespołów na Fringe. Dlaczego teraz? Bo Polska uczy się, że jeśli chce przekonać świat, że nie jest narodem kiepsko wykształconych koneserów wódki, to niewielki eksport kwitnącej polskiej kultury jest dobrym punktem wyjścia. Obecność na miejscu młodych Polaków, z których wielu przyciągnie na spektakle swoich brytyjskich przyjaciół, to zwyczajny bonus".

Prasa zwróciła uwagę na zmianę w estetyce teatralnej. "Minął czas, kiedy polskie przedstawienie kojarzyło się z poważnie wyglądającym aktorami w czarnych kostiumach, którzy na ciemnej scenie pogrążają się w czarnych myślach. Tegoroczne produkcje są zupełnie inne" - pisał "The Times".

Najlepszym przykładem był wrocławski zespół Karbido, który przywiózł muzyczny spektakl-performance "Stolik" [na zdjęciu]. The Scotsman zaliczył go do "gorących spektakli" i nagrodził maksymalną liczbą pięciu gwiazdek. Krytyka doceniła nie tylko oryginalny instrument (połączenie marimby ze stołem z jadalni), ale przede wszystkim jazzową wyobraźnię muzyków, którzy potrafią zagrać na nim niemal wszystko - od białoruskiej pieśni ludowej po przeboje Iggy'ego Popa i standardy Krzysztofa Komedy. "Stolik brzmi wspaniale, kiedy muzycy rzucają w niego żyletkami, kręcą monety czy wystukują rytm drutami do robótek ręcznych" - pisał "The Guardian".

Sukces odniosło również poznańskie Biuro Podróży, ich plenerowe widowisko "Kim jest ten człowiek we krwi" według szekspirowskiego "Makbeta" grane na dziedzińcu Uniwersytetu Edynburskiego w ciągu trzech tygodni obejrzało ponad 6 tys. widzów. "Wielkim osiągnięciem polskiego zespołu jest uczynienie z szekspirowskiej tragedii sztuki średniowiecznej, a zarazem całkowicie współczesnej, pokazującej krwawych dyktatorów z ostatniego półwiecza bez wymieniania ich nazwisk. Spektakl jest uniwersalny i konkretny zarazem, daje publiczności przestrzeń do własnych interpretacji" - chwalił londyński "The Guardian".

"Lacromisa" Teatru Pieśń Kozła mimo słabszych recenzji dostała nominacje do dwóch ważnych nagród Total Award (razem z Biurem Podróży) i The Stage Award. "The List" nazwał spektakl "hipnotycznym i pięknym". Gorzej poszło Gabrieli Muskale, która w ostatniej chwili zastąpiła odwołany z powodu choroby aktora spektakl "Niżyński" z łódzkiego Teatru im. Jaracza. Brak reklamy spowodował, że jej monodram "Podróż do Buenos Aires" obejrzało niewielu widzów, ale aktorce należy się i tak podziw za odwagę, z jaką rzuciła się na festiwalowe wody.

Mówi Paweł Potoroczyn, szef Instytutu Kultury Polskiej w Londynie: - Jestem bardzo zadowolony. Polskie przedstawienia zostały dostrzeżone i przez krytykę, i przez publiczność. W następnych latach powinniśmy przywieźć szersze spektrum przedstawień, żeby zostawić poważniejszy ślad. Nie tylko na Fringe'u, ale także na głównym festiwalu.

Międzynarodowy festiwal jest następnym szczytem, który chce zdobyć Potoroczyn. Trwają rozmowy z nowym szefem festiwalu Jonathanem Millsem w sprawie zaproszenia na przyszły rok dwóch przedstawień z Polski: "Dybuka" w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego z TR Warszawa i "Króla Rogera" w inscenizacji Mariusza Trelińskiego z Opery Wrocławskiej. Jest szansa na to, że w 2009 r. jeden ze znanych polskich reżyserów przygotuje spektakl na zamówienie festiwalu, jego nazwisko Potoroczyn ze względu na trwające rozmowy utrzymuje jednak w tajemnicy.

Być może Polacy przestaną kojarzyć się Szkotom wyłącznie z pierogami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji