Artykuły

Kosmiczny teatr jutra w Edynburgu

W tym szaleństwie jest głębsza myśl: The Wooster Group, zestawiając sztukę wysoką i popularną, w istocie zadaje pytanie o współczesne mity. "Gwiezdne wojny" i przygody Luke'a Skywalkera są przecież dla współczesnego widza tym samym czym dla antycznych Greków dzieje wojny trojańskiej i przygody Odyseusza. Wyprawy w kosmos są tym czym 2,5 tysiąca lat temu wyprawy morskie - o spektaklu "La Didone" The Wooster Group na festiwalu w Edynburgu, pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.

Jaki będzie teatr jutra? Takie pytanie zadał osobistościom brytyjskiego teatru British Council z okazji 10. rocznicy "Edinburgh Showcase", czyli przeglądu najciekawszych przedstawień z Wielkiej Brytanii, przygotowanego z myślą o zagranicznych krytykach i promotorach. Odpowiedzi były skrajnie różne, tak jak różnorodny jest teatr na Wyspach. Jedni przewidywali, że w teatrze przyszłości najważniejszy będzie autor. Inni stawiali na autentyzm, spektakle z udziałem "prawdziwych" ludzi opowiadających ze sceny osobiste historie. Jeszcze inni zapowiadali, że teatr na dobre opuści cztery ściany budynku i przeniesie się na róg ulicy, do klubu albo internetu. Będzie używał języka komiksu, czerpał inspiracje z mody i gier fabularnych, a najważniejszym tematem przedstawień stanie się globalne ocieplenie.

Najbardziej fantastyczną prognozę przedstawił John McGrath z teatru Contact z Manchesteru - według niego przedstawienia już wkrótce sprzedawane będą na aukcjach internetowych eBay, razem z winylowymi płytami i używanymi telefonami komórkowymi. Ciekawe, czy będzie je można zobaczyć w domu za zaliczeniem pocztowym.

A może teatr jutra już istnieje i wygląda tak jak spektakl "La Didone" The Wooster Group, pokazywany w głównym programie edynburskiego festiwalu? Nowojorski awangardowy zespół od chwili powstania w 1975 roku jest prekursorem zmian w światowym teatrze. Jako pierwszy zaczął na szeroką skalę stosować nowe technologie, przede wszystkim projekcje wideo, które dzisiaj weszły do powszechnego użycia. Pierwszy wprowadził też dźwiękowe efekty komputerowe zsynchronizowane z akcją na scenie, co upodabniało ich przedstawienia do gier wideo.

"La Didone" nie ustępuje pod tym względem poprzednim produkcjom, w tym głośnej inscenizacji "To You, the Birdie!" według "Fedry" Racine'a prezentowanej kilka lat temu na warszawskim festiwalu Spotkania. To szalona mieszanka nowych technologii i muzyki dawnej. Reżyserka Elizabeth LeCompte połączyła tu jedną z pierwszych włoskich oper - "La Didone" Francesca Cavallego (1641) z nakręconym trzy wieki później kultowym filmem fantastyczno-naukowym produkcji włoskiej "Planeta wampirów" o statku kosmicznym opanowanym przez obcych. Widzowie śledzą na scenie równolegle dwie opowieści - pierwszą o gwałtownej miłości Dido, królowej Kartaginy, do uratowanego z Troi Eneasza, którego burza wyrzuciła na brzeg Afryki, drugą - o statku kosmicznym opanowanym przez obcych z planety Aura.

Oba światy przenikają się i komentują nawzajem: mityczni bohaterowie "Eneidy" Wergiliusza, na której oparte jest libretto, chodzą po scenie w kosmicznych kombinezonach, mają miotacze laserowe i obsługują komputery. Surrealistyczne rozmowy załogi statku ("Przeciążenie przy lądowaniu wynosiło 30 G, kapitanie!" "Niemożliwe!") nakładają się na wykonywane na żywo włoskie arie. A wszystko to w oprawie plazmowych ekranów i projektorów wideo, które tworzą fantastyczną, wirtualną dekorację jak w "Star Trek".

To, co na pozór wydaje się pustą, postmodernistyczną układanką, w rzeczywistości jest bardzo świadomą i pełną humoru grą z konwencjami. LeComte żartuje zarówno z opery, jak i filmu s.f. Piloci kosmiczni noszą do skafandrów XVII-wieczne trzewiki z klamerkami. Eklektyczny jest skład orkiestry: obok barokowej gitary jest tu akordeon, keyboard, a nawet gitara heavymetalowa. W rezultacie Cavalli brzmi chwilami jak przeboje z San Remo, nie tracąc jednocześnie nic z wyrafinowanej linii muzycznej.

W tym szaleństwie jest głębsza myśl: The Wooster Group, zestawiając sztukę wysoką i popularną, w istocie zadaje pytanie o współczesne mity. "Gwiezdne wojny" i przygody Luke'a Skywalkera są przecież dla współczesnego widza tym samym czym dla antycznych Greków dzieje wojny trojańskiej i przygody Odyseusza. Wyprawy w kosmos są tym czym 2,5 tysiąca lat temu wyprawy morskie - podróżą do krańców świata, terra incognita, opanowanej przez obcych. A w rzeczywistości podróżą w głąb ludzkiej podświadomości, odzwierciedleniem naszych lęków i marzeń.

Może więc teatr przyszłości zamiast Eurypidesa i Szekspira będzie wystawiał opowiadania Stanisława Lema i adaptacje filmów s.f.? "Star Trek" i "Star Wars" już trafiły na Fringe. Kto następny?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji