Artykuły

Maćkowiak symbolem zaginionego pokolenia?

- Jeśli mówimy o sławie wynikającej z wykonywania zawodu, o sławie genialnych aktorów, jak Tadeusz Łomnicki czy Zbigniew Cybulski, to oczywiście chciałbym być sławny. Słowem, chciałbym, aby o mojej sławie świadczyła moja praca - mówi RAFAŁ MAĆKOWIAK, aktor TR Warszawa.

Jest symbolem zagubionego pokolenia trzydziestolatków - tak recenzenci określają Rafała Maćkowiaka, który właśnie zakończył zdjęcia do filmu Piotra Łazarkiewicza pt. "0-1-0".

Dorota Wodecka-Lasota: O czym jest ten film?

Rafał Maćkowiak: Wydaje mi się, że ten film jest o ludziach, którzy wpadli w pewnego rodzaju życiową pułapkę, z której ciężko jest wybrnąć. Bo za dużo się stało, za dużo padło słów, za dużo pogmatwanych emocji - i dotarli na skraj swojej apokalipsy życiowej. Właściwie wydaje się, że następnym krokiem może być tylko jakaś totalna katastrofa, która zburzy wszystko, co się do tej pory wydarzyło, ale być może na tych zgliszczach można zacząć coś nowego budować. To film o kłopotach w komunikacji, o niemożliwości rozmawiania w ogóle. Przepraszam, że mówię w zawiły sposób, ale nie jestem jeszcze w stanie tego ogarnąć.

Symbol zagubionego pokolenia trzydziestolatków - tak o Panu piszą recenzenci. Czy Pana ten symbol nie uwiera?

To ani mój wymysł, ani mój pogląd. To raczej śmieszna sytuacja. Oczywiście czuję pewną przynależność do jakiegoś pokolenia i jest to niewątpliwie pokolenie trzydziestolatków, niestety albo "stety".

Pokolenie zagubione?

Też się z takim generalnym stwierdzeniem nie zgadzam. Ale niewątpliwie mniej więcej w okolicach trzydziestki człowieka zaczyna męczyć brak autorytetów. Kiedyś za taki uważano osobę bogatą doświadczeniem, która odniosła sukces, o który wcale nie było łatwo. Czasy się zmieniły i teraz z tym autorytetem jest problem.

Pan chciałby być sławny?

Nie chciałbym być osobą popularną w sensie serialowo-gazetowym, czyli nie chodzi mi o rodzaj popularności spowodowany częstymi wywiadami na temat tego, w jakiej restauracji jadam, z kim się umawiam, jak się wychowują moje dzieci itd. O takiej sławie nie marzę i nie kokietując, przyznaję, że źle się czuję, kiedy jestem rozpoznawany, co się akurat bardzo rzadko zdarza.

Natomiast jeśli mówimy o sławie wynikającej z wykonywania zawodu, o sławie genialnych aktorów, jak Tadeusz Łomnicki czy Zbigniew Cybulski, to oczywiście chciałbym być sławny. Słowem, chciałbym, aby o mojej sławie świadczyła moja praca.

Dlaczego został Pan aktorem?

Przypadek. Wynik braku świadomości, kim jestem i co chcę robić w życiu dalej. Próbowałem studiów w nauczycielskim Kolegium Języków Obcych w Opolu, ale to nie było to, czego chciałem. Zacząłem zastanawiać się, co mi sprawia przyjemność. Nie miałem doświadczenia z żadnym teatrem amatorskim ani z żadnym aktorstwem. Aktorstwo kojarzyło mi się z wygłupianiem się na ognisku na obozie harcerskim. Owszem, recytowałem wiersze na akademiach, ale dlatego, że ktoś mi kazał, a ja nie byłem wtedy w stanie przeciwstawić się temu. I krępowałem się, że występuję przed kolegami ze szkoły w białej koszuli i krawacie.

Dopiero po skończeniu akademii teatralnej, właściwie całkiem niedawno, odpowiedziałem sobie na pytanie, dlaczego zostałem aktorem. Bo polubiłem to, że mogę być na chwilę kimś innym, że mogę wyobrażać sobie emocje, których nie przeżyłem, i brać udział w bardzo trudnych wypowiedziach autorskich reżyserów albo grupy aktorów, w której jestem, na temat tego, co się dzieje Polsce, na świecie, tego, co się dzieje między ludźmi, itd. Jest to strasznie interesujące i podniecające.

Chciałby Pan być bogatym aktorem?

Umiarkowanie bogatym.

Czyli?

Żeby mnie było stać na życie.

I żebym mógł

Marzę o podróżach. Chciałbym zobaczyć wiele miejsc, choć sądzę, że tak naprawdę to nie chodzi o te pieniądze, tylko o odwagę. Ja nie marzę o podróżach ekskluzywnych, żeby płynąć jachtem na Bora Bora, albo o jakimś SPA na Tajlandii. Wszystkie miejsca, o których myślę, są realne za jakieś niespecjalnie wielkie pieniądze. Nie lubię hoteli all inclusive, bo one zwykle nie mają zupełnie nic wspólnego z krajem, w którym się znajdują.

Mógłby Pan wyjechać na zawsze?

Nie byłbym zdolny do emigracji, bo mam potrzebę korzeni, związku z kulturą, językiem - po prostu ze wszystkim, co dotyczy domu i kraju. Jestem człowiekiem, który źle się będzie czuł, nie mieszkając w kraju, w którym się urodził. Wiem, że miejsce, w którym się urodziłem, jest miejscem, w którym będę żył.

Łatwo mówić. Ma Pan satysfakcjonującą pracę i pewnie pieniądze, które nie zmuszają do zastanawiania się, jak przeżyć do pierwszego...

Czasami oczywiście zmieniają się priorytety. Rozumiem tych, którzy uczyli się na wyższych studiach przez pięć lat i zarabiają 1000 złotych miesięcznie. Taki człowiek nie będzie miał absolutnie żadnych wątpliwości, czy tu powinien zostać, czy nie.

To nie jest też takie oczywiste, że mówię to, co mówię, bo mam pieniądze. W moim zawodzie nie jest kolorowo, jak mogłoby się wydawać. Ale po pierwsze, lubię ten zawód i mógłbym uprawiać go tylko tutaj. Po drugie, lubię ten kraj pomimo wszystko. Po trzecie, daję sobie tutaj radę. Gdybym nie dawał sobie rady, to pewnie bym musiał wsadzić te swoje korzenie do kieszeni i po prostu wyjechać.

Wyjechał pan z Opola, gdzie, jak powiedział Pan w jednym z wywiadów, życie jest znacznie prostsze niż w Warszawie.

Łatwiej jest w małym mieście ludziom, którzy cenią sobie bezpieczeństwo i którzy dobrze się czują, kiedy wszystko jest bardziej do ogarnięcia i w sensie układów, i w sensie towarzyskim.

W dużych miastach człowiek jest bardziej anonimowy, bardziej zdany na siebie, przez co precyzyjniej musi samemu swoje życie określić. Z drugiej strony, na pewno wyjazd do większego miasta zwiększa prawdopodobieństwo zrealizowania marzeń. Warszawa jest dla mnie szczytem, przynajmniej biorąc pod uwagę moje życie zawodowe. Ale nie jest tak, że wyjechałem do stolicy Polski i teraz mam obowiązek cieszenia się wszystkim, co mnie otacza.

Co Pan niezmiennie lubi w Opolu?

Jak jestem w Opolu, to przede wszystkim jadę do rodziców, bo bardzo lubię spędzać z nimi czas. Miejscem magicznym od dziecka była i jest dla mnie wyspa Bolko, którą ubóstwiam. Tam jest po prostu cudownie.

A co Pana tu irytuje?

Dresiarstwo i chamskie zachowanie kretynów na ulicy, pijących piwo i rzucających butelkami. Chciałoby się, żeby miejsce kojarzące się z domem było takie idealne. Może to jakaś fikcja, ale Opole zawsze było bezpieczne dla mnie, a teraz jak przyjeżdżam, to zauważam, że to bezpieczeństwo umyka.

Kiedy Pan tu przyjeżdża, zdarza się Panu usłyszeć: "O, to jest ten Maćkowiak z filmu"?

Rzadko. Wtedy czuję raczej zażenowanie.

Dlaczego?

Może to objaw mojej nieśmiałości? Czuje się wtedy bezbronny. Czasami ludzie podchodzą do mnie i na temat tego, co robię, wyrażają swoją opinię pozytywną czy negatywną. Wtedy czuję, że mogę zabrać w tej sprawie głos, że mogę zacząć rozmawiać i to ma sens. Natomiast w sytuacjach, kiedy ktoś podchodzi i chce sobie ze mną zdjęcie zrobić albo prosi o autograf, to się czuję idiotycznie.

I pozuje Pan do tych zdjęć?

To jest dosyć przerażające, bo pozuję, a później się strasznie głupio z tym czuję.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji