Wkurzył się przez żarówkę. Pechowy aktor dochodzi do siebie
Przyczyną wypadku w trakcie spektaklu "Normalka ma na imię śmierć" było zasłabnięcie aktora. Niewiele brakowało, by odgrywający samobójstwo 46-letni Cezary Nowak rzeczywiście się zabił
Aktor nadal przebywa w szpitalu przy Arkońskiej. Stan jego zdrowia jest dobry, niebawem powinien opuścić oddział reanimacyjny. We wtorek rano w Domu Kolejarza aktorzy Sceny Zielone z Warszawy wystawiali przedstawienie opowiadające o cierpieniu, jakie niesie ze sobą nadużywanie alkoholu. Postać grana przez Cezarego Nowaka popełnia samobójstwo, wieszając się na poręczy postawionego pionowo metalowego łóżka. Zgodnie ze scenariuszem aktor zeskoczył z podestu ze stryczkiem na szyi, stanął na scenie, po czym usiadł na podeście i wygłosił dwa zdania. Nagle zamilkł, przyjął dziwną pozę, jedno z jego ramion zwisało bezwładnie. Scena wyglądała na tyle prawdziwie, że siedzący na widowni licealiści zaczęli bić brawo. Ktoś z obsługi zasunął kurtynę, na ratunek koledze rzucili się pozostali aktorzy. Zdjęli pętlę z szyi i wezwali pogotowie.
- Czarek zasłabł, siedząc na podeście - wyjaśnia Krzysztof Wierzbiański, reżyser przedstawienia. - Lina była zbyt luźna, żeby go udusić po skoku.
Dlaczego zasłabł? Jak twierdzi reżyser Cezary Nowak, to aktor o niezwykle łagodnym usposobieniu, który potrafi zrobić dziką awanturę, gdy brakuje choćby jednego rekwizytu. Na scenę wyszedł wzburzony, ponieważ zabrakło żarówki zwisającej z sufitu, która zapala się po dokręceniu.
Październikowe spektakle Sceny Zielone zostały odwołane. Po zdarzeniu grupa wróciła do Warszawy oprócz aktorki Krystyny Wolańskiej, która została, by wspierać pechowca.