Kaśki mają charakter!
- Jeszcze w szkole średniej zapisałam się do kółka teatralnego w Dzierżoniowie. Spodobało mi się to i po maturze postanowiłam zdawać do szkoły teatralnej. Udało się. Rodzice wspierali mnie w tym wyborze i nie uznali go za jakąś fanaberię, choć jestem pierwszą aktorką w rodzinie - mówi KATARZYNA GLINKA, aktorka Teatru Polskiego w Warszawie.
Kamera ją kocha. Nic więc dziwnego, że aktorka, która gra już w trzech bardzo popularnych serialach ("Klan", "Samo życie", "Pierwsza miłość"), dostała propozycję pracy w czwartym. Jesienią zobaczymy Katarzynę Glinkę w "Barwach szczęścia".
Co czuje młoda aktorka, gdy dostaje jedną z głównych ról u "królowej polskich seriali"?
- Na pewno radość, że pani Ilona Łepkowska mi zaufała. Z drugiej strony, pełną gotowość do działania, by dobrze zagrać i stworzyć postać Kaśki Górki. Same pozytywne emocje.
Jak trafi ta Pani do "Barw szczęścia"?
- Po zdjęciach próbnych. Wiem też, że pani Ilona widziała mnie na deskach Teatru Polskiego w Warszawie, z którym jestem związana.
Jakoś nie mogę sobie wyobrazić Pani w kostiumie. Kojarzy mi się Pani głównie ze współczesnymi dziewczynami z seriali.
- A jednak! W kostiumie czuję się bardzo dobrze. Gram na co dzień w klasyce, szkoda, że mało osób o tym wie. Odkąd skończyłam szkołę, zawsze grałam w teatrze. Teatr to moje pierwsze miejsce pracy. To także spełnienie marzeń jeszcze z czasów dzieciństwa i wyobrażenia na temat tego, czym w ogóle jest aktorstwo.
Lepiej się Pani czuje na scenie niż przed kamerą?
- To są dwa nieporównywalne doświadczenia aktorskie. Czym innym jest granie na żywo przed publicznością, która reaguje i która na każdym przedstawieniu jest inna. Dlatego każdego dnia inaczej się gra. A zupełnie innym doświadczeniem jest praca w serialu, gdzie ważne jest np. wyczucie kamery. W teatrze jest czas na próby, omawianie roli z reżyserem i partnerami. Tu rzeczywiście można szlifować aktorski warsztat.
Ale serial z kolei zmusza do pełnej gotowości. Trzeba umieć zagrać postać niejako z marszu.
Jaką dziewczyną jest Pani bohaterka w "Barwach szczęścia"?
- Bardzo zdecydowaną. Dobrze wie, czego chce. Kaśka to silna, pełna temperamentu dziewczyna ze swoistym poczuciem humoru. Ma dystans do tego, co robiła w Anglii, ale to tajemnica producentów, której nie mogę zdradzać.
Marzy o podróży dookoła świata, wędkowaniu na morzach południowych i... roli Marii Stuart.
Jest trochę podobna do Pani?
- Mamy to samo imię i coś w tym jest Kaśki często są temperamentne i charakterne. Łączy też nas zdecydowanie i upór w dążeniu do celu.
Jakimi serialowymi rodzicami będą Agnieszka Pilaszewska i Krzysztof Kiersznowski?
- Moja bohaterka, jedynaczka, ma bardzo dobry kontakt z ojcem. To on jest powiernikiem wszystkich jej sekretów. Dobrze ją rozumie, nie naciska, wie, że jego córka chodzi własnymi ścieżkami Z mamą Kaśka będzie miała więcej konfliktów. Agnieszka Pilaszewska i Krzysztof Kiersznowski to znakomici aktorzy, którzy chętnie mi pomagają i służą radą na planie.
Wiadomo, że Ilona Łepkowska wykreowała wiele gwiazd...
- Mam przede wszystkim nadzieję, że serial spodoba się widzom, będą go z przyjemnością oglądali i przywiążą się do postaci serialowych. Liczę na to, że postać Kaśki też spodoba się widzom i będą jej kibicować.
Skąd się wziął pomysł na aktorstwo?
- Jeszcze w szkole średniej zapisałam się do kółka teatralnego w Dzierżoniowie. Spodobało mi się to i po maturze postanowiłam zdawać do szkoły teatralnej. Udało się. Rodzice wspierali mnie w tym wyborze i nie uznali go za jakąś fanaberię, choć jestem pierwszą aktorką w rodzinie.
Gdyby ten egzamin nie poszedł dobrze, co by Pani zrobiła? Zdawała aż do skutku, czy wybrała jakiś inny kierunek studiów?
- Myślę, że mogłabym zostać psychologiem. Kiedyś chciałam zdawać na ten wydział, złożyłam nawet papiery na Uniwersytet Wrocławski, ale wcześniej dostałam się na aktorstwo. Myślę, że oba te zawody są w jakiej mierze podobne. Wymagają ogromnej ciekawości ludzi i ich charakterów. Ja mam tę ciekawość w sobie, lubię obserwować zachowania ludzi na ulicy, a potem je wykorzystywać w pracy nad rolą.
Czy nie boi się Pani skutków popularności, jaką może przynieść duża rola w nowym serialu?
- Za wcześnie na takie obawy. Trudno mi powiedzieć, czy popularność jest kłopotliwa, bo tak naprawdę jeszcze jej nie doświadczyłam.
Na zdjęciu: scena ze spektaklu "Dulscy z o.o." w Teatrze Polskim w Warszawie. Katarzyna Glinka, pierwsza od góry.