Artykuły

Antygona jest wszędzie

"Antygona w Nowym Jorku" w reż. Tadeusza Junaka w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Leszek Karczewski.

Historia ta może wydarzyć się wszędzie. Jak ironicznie obwieszcza wiszący w glębi wesoty zielony billboard: "OneEarth, one home"

Oto powtórzenie historii Antygony, która przeciwstawiając się zakazowi Kreona, władcy Teb, pochowała brata, gdyż tę powinność wobec człowieka ustanowili bogowie. Za swój czyn Antygona płaci życiem. Janusz Głowacki tragedię tebańskiej arystokracji odnajduje wśród bezdomnych z nowojorskiego Tompkins Sąuare Park. Anita, Portorykanka, chce za parkową ławką pogrzebać ciało Johna, który nazwał ją kiedyś "swoją kobietą". "Społeczeństwo" grzebie takich jak on bezimiennie na wyspie, w pięciu warstwach.

Społeczeństwo jest w sztuce Głowackiego nie tyle bezosobowe, co bezduszne. Reprezentuje je Policjant, który - niczym chór z antycznej tragedii - zwraca się wprost do widowni komentując akcję. W tej roli znakomity jest Mariusz Słupiński, który ideologiczną perswazję zamienia w "przymus bezpośredni". Dialogując z widzami - atakuje. Aktor, opancerzony ubiorem przygotowanego na wszystko funkcjonariusza, przywdziewa na twarz maskę twardoszczękiego chama. Podchodzi zbyt blisko, mówi zbyt głośno, wytyka palcem. Burzy naszą wygodę bezstronnych obserwatorów.

Przez jego energię z trudem przebijają się postacie trojga bezdomnych. Jeden Piotr Krukowski dał wystarczająco wyrazisty rysunek Saszy, malarza abstrakcjonisty, który musiał wynosić się ze Związku Sowieckiego. To postać zbudowana z bezruchu: zbielała twarz, mimika stężała w pośmiertną maskę. Ale już Anita Zofii Uzelac - ukrywającej oczy, zasłaniającej włosami twarz - wydaje się nieobecna. Z kolei Michał Staszczak w roli spryciarza Pchełki nie potrafi okiełznać energii tej postaci-samograja. A to chyba jeden z najtrafniejszych portretów Polaka w literaturze światowej: egotyka, mitomana i ksenofoba.

Niebagatelną rolę powierzono scenografii Barbary Wesołowskiej-Kowalskiej. Widownię z prawej strony osacza dwa i pół tony żelastwa w opuszczonej żelaznej kurtynie. Wokół ogrodzenie z blach i metalowej siatki. Ta industrialna klatka, którą dzielimy z aktorami, to już nie park, ale jeszcze nie jedna ze zrujnowanych łódzkich fabryk. Bo historia Antygony może wydarzyć się wszędzie. Jak ironicznie obwieszcza wiszący w głębi wesoły zielony billboard: "One Earth, one home".

Jedna tylko rzecz nie przekonuje w tej przeprowadzce (oprócz przerwy, demolującej teatralne napięcie, którego już nie udaje się odzyskać). W otwierającym sztukę monologu Policjanta manifestację radykałów przeciwko polityce rządu zmieniono w sprzeciw wobec wojny w Iraku, a gwiaździsty sztandar USA w polską - w domyśle - flagę. I ten palony przez demonstrantów biało-czerwony symbol bezdomni odbierają, gaszą go i jego szczątki zatykają nad parkiem. Oj, w ten patriotyzm nie jestem w stanie uwierzyć. Po pierwsze: to Stany Zjednoczone są dla bezdomnych, także w sztuce Głowackiego, krajem spełnienia marzeń. Po drugie: biało-czerwona flaga podważa wiarygodność Pchełki. Bo Pchełka chce wrócić do Polski, ale po to, by na dachu wymarzonego domku zatknąć amerykański gwiaździsty sztandar.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji