Artykuły

Grzybo sapiens

"Ragazzo dell'Europa" w reż. Rene Pollescha w TR Warszawa. Pisze Łukasz Drewniak w Przekroju.

Co to do cholery jest? - dziwił się co drugi widz na premierze Rene Pollescha.

Dowcip sceniczny? Prowokacja? Spektakl, który nie może się zacząć, z własnej niegotowości czyniąc główny walor? Bez akcji i postaci? Nawet tekst zatacza się od kwestii do kwestii jak pijany w hotelu poselskim. Publiczność pozostawiono samej sobie, bo aktorzy grają schowani za dekoracjami. To, co dzieje się na zapleczu, widzimy na ekranie w ramach transmisji live. Między aktorami uwijają się operator i akustyk, sufler ze znudzoną miną przegląda kartki scenariusza. Aktorzy wpadają na scenę jakby przez przypadek, bo ktoś ich złośliwie wypchnął po awanturze wewnątrz. Są zażenowani naszą obecnością, więc szybciutko wracają za kulisy, gdzie trwonią czas na gry i zabawy z faszystowskimi gadżetami, cytują latynoskie telenowele, tulą się do siebie i pocieszają się nawzajem.

"Ragazzo dell'Europa" to komedia o niemożności uprawiania uczciwego teatru. - Wszystko jest hochsztaplerką - zdaje się mówić Rene Pollesch. - Teatr to, definiując rzecz z niemiecka: Neue schóne verpackte trendy-scheisse (Nowa pięknie opakowana trendy-kupa)". "Oczywiście ja też was oszukuję, ale skoro o tym mówię wprost, to i tak jestem uczciwszy niż inni".

Czułem się rozczarowany tym, że słynny reżyser nie napisał nowej sztuki, tylko zaadaptował swoje dwa starsze teksty. Myślałem, że wywali nam prawdę o nas jako społeczeństwie, rozwali iluzję, przesteruje "po niemiecku" aktorów. Pokaże teatr polityczny nowej generacji. Jak się okazało, pod pojęciem polityki rozumie on coś zupełnie innego. Wszystkie te dyskusje o teoriach komunikacji, "genderowa niestabilność w relacjach między postaciami", w której raz aktor mówi jako

mężczyzna, raz jako kobieta, kompletnie w Warszawie nie wybrzmiewają. Zostaje dyskurs o teatrze.

Aktorzy spektaklu twierdzą, że zostali zaatakowani przez pasożyta: to postaci ze sztuki rozprzestrzeniają się w ich ciałach jak grzyb. "Ja już nie jestem homo sapiens!" - martwią się dwuznacznie Piotr Głowacki, Agnieszka Podsiadlik i Tomasz Tyndyk. Aleksandrze Koniecznej przydarzyła się inna przygoda: zgubiła swój "czar". Jak go odnaleźć? Poszukiwanie czaru aktorskiego to w istocie dociekanie sensu wyłażenia na scenę. Dlaczego ktoś cię słucha? - pytają aktorzy TR. Kim jest aktor, że absorbuje naszą uwagę swoją osobowością lub graną postacią? Kłania się Diderot i jego "Paradoks o aktorze", Molierowska "Improwizacja w Wersalu", Pirandello i jego "Sześć postaci w poszukiwaniu autora". Nie lękajcie się jednak! Nie jest to wcale spektakl zimny jak lód. Żadna erudycyjna konstrukcja intelektualna na temat: czym jest teatr, kiedy go nie ma? Pollesch świetnie wie, że gdyby jego rozdęte do absurdu dywagacje nie były śmieszne, byłyby nie do zniesienia.

Podoba mi się sposób, w jaki warszawscy aktorzy odnaleźli się w formule teatru Pollescha. Nie kopiują niemieckiego stylu gry i nie wrzeszczą na siebie. Pewnie efekt byłby jeszcze lepszy, gdyby Pollesch zatrudnił obsadę z "Klanu" czy "Plebanii", bo jednocześnie grano by z medialnym wizerunkiem serialowych gwiazdeczek. Obsada z Rozmaitości musi nas specjalnie przekonywać, że jest emocjonalnie rozbita, rozkapryszona i kompletnie bez świadomości, co w ich zawodzie najważniejsze. Kapitalnie udało im się odtworzyć dziwny stan scenicznej obecności, w którym to nie oni mówią tekst, ale coś mówiło go w nich. W świetnym monologu Agnieszki Podsiadlik słowa brzmią przerażająco głucho i bezosobowo. A jednocześnie czujemy, że wyłażą nie tyle z jej głowy, ile spod jej biodra, mostka i innych intrygujących miejsc. Fascynujące!

Ciekawostka? Teatralny dziwoląg? Spektakl Pollescha może zmieni polski teatr, może nie. Zastanawiałem się, co można u Pollescha podpatrzeć. Skopiować go w skali jeden do jednego nie sposób. Przecież jego sztuki to coś w? rodzaju narcystycznego gadulstwa na ważne i nieważne tematy równocześnie. Każda imitacja grozi grafomanią.

Jednocześnie nie da się ukryć, że Pollesch jest najnowszym guru dla polskiego młodego teatru. Choć nie przyjechał przecież jako misjonarz czy nauczyciel. Narobił zamieszania, poprzewracał aktorom w głowach i poleciał na kolejną fuchę do Bułgarii. Ale takie projekty jak "Ragazzo dell'Europa" to dla polskiego teatru wielka szansa na autorefleksję. I tego bym się trzymał.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji