Artykuły

Samotność po Zagładzie

"Adam Zmartwychwstały" izraelskiego Teatru Gesher (reż. Yevgeny Aryea) na Festiwalu Dialogu Czterech Kultur w Łodzi recenzuje Leszek Karczewski w Gazecie Wyborczej-Łódź.

"Izraelski zespół to mistrzowie techniki scenicznej zmieszczonej w małym cyrkowym namiocie. Nowoczesne światła barwią kolejne sprzęty, wsuwane w mig na arenę po przecinających ją szynach: łóżko, klatkę, schody. Na scenie i na estradach orkiestry, na linach i trapezach, aktorzy opowiadają o holokauście.

Hitlerowcy (mówiący po hebrajsku) tańczą kankana w krynolinach. Komendant obozu Klein - jako konferansjer wieczoru - rozdaje mydło. Obóz koncentracyjny staje się cyrkiem. Ale nikt się nie śmieje, bo w tym cyrku do roli tresowanych zwierząt sprowadzono ludzi.

To pomysł genialny: oswoić temat Zagłady, przywdziewając maski wroga; mówić o Shoah przy pomocy stylu niemieckiego kabaretu międzywojnia - stojącego notabene żydowskimi artystami. Ale mimo charyzmatycznego aktorstwa to widowisko mrozi. Bo Zagłada nie daje się obłaskawić, nie sposób objąć jej rozumem. Spektakl Adam Zmartwychwstały rozpada się na nieprzystające do siebie epizody, przerywane niemieckimi piosenkami kabaretowymi.

Losy głównego bohatera Adama Steina (gra go Igor Mirkurbanov; choć zasłonięty jest szpetną charakteryzacją, to nie sposób oderwać od niego wzroku) rekonstruujemy ze skomplikowanego układu retrospekcji. Znany clown znalazłszy się w obozie zostaje psem komendanta (Israel Demidov to wodzirej z iskrą). Potem obwołany prorokiem trafia do szpitala wariatów. Wreszcie udaje się do Izraela na spotkanie córki, która, jak się okaże, nie żyje.

Tej poniewierce towarzyszą rozmowy z duchem fundatorki szpitala, granym zresztą przez mężczyznę. I symboliczne sceny wkraczania kolejnych osób do otwartego pieca krematoryjnego. Raz po raz przez arenę "przepływa" drezyną Żyd Samotny Tułacz. W finale Stein przywołuje Boga, który okazuje się komendantem Kleinem, małym człowieczkiem...

Z ogromu epizodów wybranych z powieści Yorama Kaniuka najbardziej porusza pozornie śmieszna anegdota o noclegu w hotelu zagubionym gdzieś w Czarnej Afryce. Nocą kobietę budzi deszcz. Zapala światło i odkrywa, że krople to w rzeczywistości odrywające się z sufitu i spadające na nią robactwo. Kobieta pojmuje, że pluskwy czynią to z pożądania, z miłości. Gasi więc lampę, odrzuca kołdrę i oddaje się im.

Trudno o bardziej przejmujący obraz osoby ludzkiej, która przeżyła Zagładę i trwa w poczuciu winy wobec tych, którzy zginęli. Stoi samotna, odarta z człowieczeństwa, w obliczu pustki".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji