Artykuły

Dwa razy Mickiewicz w Operze Narodowej

Zespoły Teatru Wielkiego-Opery Narodowej pod dyrekcją Tomasza Bugaja wykonały w trakcie jednego wieczoru obszerne partie dwóch dzieł opartych na tym samym literackim podłożu, czyli na Mickiewiczowskim arcypoemacie "Konrad Wallenrod"- pisze Józef Kański w Ruchu Muzycznym.

Bardzo interesujące wydarzenie przygotował swej publiczności na dzień 11 maja Teatr Wielki-Opera Narodowa. Zespoły tego Teatru pod dyrekcją Tomasza Bugaja wykonały mianowicie w trakcie jednego wieczoru obszerne partie dwóch dzieł opartych na tym samym literackim podłożu, czyli na Mickiewiczowskim arcypoemacie "Konrad Wallenrod": pierwszy i drugi akt pochodzącej z 1884 roku opery Władysława Żeleńskiego pod tym samym tytułem oraz trzeci akt wcześniejszych o dziesięć lat "Litwinów" (I Lituani) Amilcare Ponchiellego, autora słynnej "Giocondy".

Nawiązujący pod wielu względami do stylu wczesnoromantycznej "wielkiej opery historycznej" "Konrad Wallenrod" Żeleńskiego grany był w sześćdziesiątych latach ubiegłego wieku z dużym powodzeniem w Poznaniu, następnie także w Gdańsku, a zaledwie dziewięć lat temu - również w Teatrze Wielkim w Łodzi. I nic dziwnego: sensacyjna w swoim rodzaju tematyka, oparte w dużej mierze na poezji narodowego wieszcza libretto, konstruowane z rozmachem wielkie UJ sceny zbiorowe oraz nasycone przejmującą ekspresją monologi głównych z bohaterów, a także monumentalna oprawa scenograficzna - wszystko to mogło działać na wrażliwość operowych widzów, nawet jeżeli melodyczna inwencja Żeleńskiego nie dorównywała geniuszowi Moniuszki, jego bezpośredniego poprzednika na operowej niwie. Rzecz jednak w tym, że pierwszy akt opery, stanowiący jak gdyby prolog poprzedzający i wyjaśniający wydarzenia opisane w poemacie Mickiewicza oraz właściwą akcję dramatu, jest najsłabszą chyba częścią całego dzieła; także i w akcie drugim, przedstawiającym wybory na Wielkiego Mistrza krzyżackiego Zakonu, twórcza wena kompozytora nabiera dopiero rumieńców. Najlepsze natomiast partie tej opery, to efektowna scena uczty na malborskim zamku z wplecioną weń słynną balladą o Alpuharze, pełne grozy sprzysiężenie tajnego trybunału w zamkowych podziemiach z potężną arią Arcykomtura oraz sceny końcowe z wielkim monologiem nieszczęśliwej Aldony - dobrowolnej pustelnicy zamurowanej w zamkowej wieży.

Tymczasem organizatorzy całego wieczoru właśnie operę Żeleńskiego wybrali dla przedstawienia słuchaczom początku historii o wodzu pokonanych Litwinów, który incognito wstąpił w szeregi śmiertelnych wrogów, aby następnie, stanąwszy na ich czele, doprowadzić całe ich plemię do upadku; dramatyczne zakończenie tej historii zaś "powierzyli" Ponchiellemu, którego opera po premierze w La Scali została przez krytykę włoską oceniona bardzo wysoko (niektórzy przyrównywali ją do "Aidy" Verdiego...). I istotnie: jakkolwiek Ponchielli nie był wtedy jeszcze autorem Giocondy, której światowe triumfy miały umieścić jego postać w panteonie operowych twórców, to jednak Litwini są niewątpliwie dziełem rasowego mistrza tego gatunku i zarówno bujnością twórczej inwencji, jak siłą dramatycznego napięcia dość wyraźnie przewyższają dzieło polskiego kompozytora, a w każdym razie te jego partie, które podczas omawianego wieczoru mogliśmy usłyszeć. Niektórzy zresztą mieli możność walory opery Ponchiellego poznać w całej krasie i należycie ocenić już dziesięć lat temu, kiedy całe to dzieło w wersji estradowej zaprezentowano polskiej publiczności na scenie stołecznego Teatru Narodowego pod batutą Grzegorza Nowaka. Niemniej zestawienie obu dzieł i ich przypomnienie było z pewnością bardzo ciekawe i pouczające.

Była to zarazem okazja usłyszenia świetnego litewskiego tenora Andriusa Rubeżiusa jako odtwórcy trudnej i pełnej dramatycznej siły partii Konrada Wallenroda w operze Ponchiellego. We fragmentach opery Żeleńskiego partię tę kreował z powodzeniem Dariusz Pietrzykowski (choć może dramatycznej siły właśnie trochę mu brakowało, podobnie jak Adamowi Kruszewskiemu, ujmującemu skądinąd pięknym głosem oraz wysoką kulturą w partii Arcykomtura). Bardzo dobrą Aldoną w obu operach była Ewa Biegas, a partie wajdeloty Halbana pięknie śpiewał Jarosław Bręk. Szczere uznanie zaskarbił sobie Chór ON jak też dziecięcy Chór Alla Polacca kierowany przez Sabinę Włodarską. Muzyczną całością zaś sprawnie i sumiennie dyrygował Tomasza Bugaj. Z pewnością też wieczór ten pozostawił słuchaczom jak najlepsze wrażenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji