Artykuły

Prysznic

"Ja jestem zmartwychwstaniem" w reż. Przemysława Wojcieszka w Teatrze im. Szaniawskiego w Wałbrzychu. Pisze Jacek Sieradzki w Przekroju.

W ciemności słychać szum wody. Gdy zapala się światło, widać półnagiego, 50-letniego mężczyznę podstawiającego głowę pod sitko zwieszone w centrum podestu. Tak jeszcze parokrotnie będzie zmywał z siebie upokorzenia, ciosy i hańby, wycierał łeb ręcznikiem i szedł dalej walczyć. Cały teatr Wojcieszka w tym chwycie. Prościutkim i wymownym, jednym znakiem sumującym stan ducha bohatera.

Nie pierwszy raz imponuje sprawność reżysera lakonicznymi środkami kreującego światy swoich fabuł; coraz częściej jednak niepokoi dysproporcja między wirtuozerią opowiadania a banałem opowiadanego. Temat - portret eksksiędza, który stracił wiarę i musi odnaleźć się "w cywilu" - zapowiadał wiele; miejsce upadłego kapłana w świętoszkowatym społeczeństwie z daleka pachniało mocnym dramatem. Reżyser sprowadził jednak wszystko do arcystereotypowej historii faceta, który wydźwignięcie z dna alkoholizmu i depresji zawdzięcza wysiłkowi woli tudzież miłości do - czułej pod zawodową maską - prostytutki. Rzecz może się podobać, także dzięki przyzwoitej grze Andrzeja Szubskiego w głównej roli i Dariusza Maja kreującego drugoplanowego małomiasteczkowego zabawnisia. Wojcieszek dzięki swojej sprawności może bez wstydu takie historie produkować taśmowo i znajdzie na nie kupców. Jeśli jednak zostały mu ambicje mówienia w teatrze czegoś, co dla widza będzie znów olśnieniem, niespodzianką, odkryciem, powinien wziąć sobie już zaraz długi, długi prysznic.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji