Artykuły

Polityka suflerem

"Król Edyp" w reż Gustawa Holoubka z warszawskiego Ateneum prezentowany w Chorzowie. Pisze (zet) w Gościu Niedzielnym.

"Król Edyp warszawskiego Teatru Ateneum zrezygnował z dekoracji. Nie podjęto gry ze sztucznością, me szukano wiarygodności w tym, co materialne. Z tyłu zawieszono czarne płótno - horyzont teatralny i dziwnie rzeczywisty. Kotary po bokach sceny tłumiły światło. Obitą ciemnością podłogę ustawiono pod lekkim skosem. Być może dlatego, że wszystkim było pod górę do przeznaczenia, a świat już dawno utracił swoją równowagę.

Za kostiumy wystarczyły stylizowane na greckie chitony koloru żałoby. Edyp, Jokasta i później Kreon dźwigali dodatkowo ciężkie skrawki królewskiej czerwieni. Wystarczył jeden gest, abyśmy zobaczyli dom, który ktoś opuścił na zawsze, albo pałac, w którym nikt nigdy nie zamieszkał naprawdę. Ale reżyser Gustaw Holoubek uznał, że nieistnienie drzwi lub bramy, tronu bądź kolumn, nie wyklucza architektury słów. Zaproponowano trzy odmienne ekspresje scenicznej mowy. Jedna, na żywym planie, należała do aktorów. Dwie - wyśpiewywana przez Chór Filharmonii Narodowej oraz recytowana przez samego reżysera - przychodziły z odtworzenia, uruchamiały sprężynę akcji, ale jednocześnie dystansowały się do niej. Edyp (Piotr Fronczewski) rzeźbił swoją mękę z własnych i cudzych kwestii. Tak naprawdę to wokół niego rzeźbiono cierpienie słów, które nie wiadomo skąd przychodzą i dokąd odchodzą. Nie można takiemu pomysłowi na teatr odmówić patetycznego, statycznego i nieco staroświeckiego piękna. Niestety, w pułapce, która oczekiwała na Edypa, jakiś sufler podpowiadał swoje, natrętnie i bez większego sensu.

Marcin Sosnowski, autor adaptacji czy bardziej wariacji na motywach Sofoklesa, dopisał prolog, z którego wynikało, że przeznaczenie było intrygą polityczną. Szef policji (w tej roli sam adaptator) wietrzył spisek Kreona (Tadeusz Borowski), a może trzymał z nim od początku. Tyrezjasz (Krzysztof Gosztyła) od razu wskazał na winę Edypa, zaś pasterz Eon (Wojciech Solarz) nie dotarł przed oblicze władcy, ale został, zapewne po przesłuchaniu, wtrącony na scenę. Każda tragedia jest tak względna, jak różne są na nią oczekiwania, ale nie da się jednocześnie pokazać mitu i znacznie mniej wyrazistego cudzysłowu lub nawiasu, w którym się go umieszcza. Jedyne prawdziwe odkrycie spektaklu, to Jokasta (Marzena Trybała), która przeżywała dramat naiwnie i po kobiecemu. I z nagłą, beznadziejną intensywnością - jak zawsze, kiedy już wszystko wiadomo",

Na zdjęciu scena ze spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji