Artykuły

Bajeczka z teatrzyku

Kogo "Czerwony szalik" Jacka Papisa zachwyci? Rodziców zaczy­nających poglądową edukację seksu­alną od motylków i kapusty i fanów PPA. Są piosenki i są łona w kwiatki.

To pierwsza premiera nowego sezonu. Oglądamy wersję baśni o Czerwonym Kapturku. Tylko na początku jest zabaw­nie. Klimatowi absurdu krakowskich ka­baretów - tam studiował Papis - towarzy­szy popiskiwanie wentylatorów na wi­downi i basowy pomruk ciężarówek wo­żących beton na budowę tuż za teatrem. Po kwadransie przypominają się jednak "Sytuacje rodzinne" rozgrywane w tej sa­mej teatralnej piwnicy i Papis, którego śpiewogra opowiada o pozornej nie­winności dzieci i brutalnej głupocie do­rosłych. Najkrócej - "Czerwony szalik" to dialog pomiędzy fantazją a rzeczywi­stością. Pomiędzy "nie rusz, Andziu, te­go kwiatka" a "ja się boję sama spać".

Na początku spektakl intryguje. Bohate­rowie bawią się rekwizytami i scenografią jak dzieci na podwórku. Po scenie przemyka wielki jeż. Zamiast jadalni w leśniczów­ce, do której przybłąkał się tajemniczy Pod­różny (Maciej Tomaszewski), oglądamy skarlałe krzesełka. Bohaterowie jedzą niby-zupę z prawdziwego czerwonego gar­nka, obtłuczonego, znalezionego gdzieś na śmietniku, i piją niby-wódkę, wzdychając głęboko jak po tęgim łyku samogonu.

Matka (Irena Rybicka) kłóci się z Córką-Szaliczkiem (Dorota Abbe) dialogami w stylu listów do redakcji "Bravo". Ojciec (Maciej Dużyński) paraduje z flintą, filo­zofując o emocjach kobiet jak wiejski li­stonosz w "Złotopolskich". Czarownica (Bogda Sztencel) lata na czerwonej miot­le. Wilki czają się za bohaterami w przykusych wdziankach i z dredami na głowie niczym narkomani spod wrocławskiego pręgierza. Wszystkich osacza ciemny las, niezwykle pomysłowo ustawiony w czar­nej przestrzeni z nieokorowanych desek jak drewniane przegrody w piwnicach starych kamienic.

Ale piwniczna zabawa w Czerwonego Kapturka wcale nie jest straszna. Baśń, któą oglądamy, jest po prostu niepiękna i banalna, bo niepiękne i banalne są na­sze sypialnie czy podwórka. Może jak ba­nalni i niepiękni jesteśmy - sugeruje au­tor. Po kwadransie dostrzegamy, że bo­haterowie Papisa chodzą po scenie jak socrealistyczne plakaty. Pozbawiona fan­tazji Matka, pijaczyna i bumelant Ojciec. Podróżny, który w gruncie rzeczy zda się utajonym wrogiem zwykłych ludzi, bo skumał się przed laty z Czarownicą, która chce zamordować Szaliczka. To scen­ki, nie dramaty.

Aktorzy - prócz Tomaszewskiego, któ­ry wypowiadając miałki tekst, naprawdę cierpiał na scenie - bawili się świetnie. To zresztą warunek dobrej zabawy na każ­dym podwórku. Bo niby dlaczego równie dobrze mają się bawić zrzędliwi widzo­wie na ławkach wokół piaskownicy. Chcieliby pouczać, rządzić, wychowy­wać, nie daj Boże, rozumieć. A dzieci - mówi Papis - po prostu lubią owoc za­kazany. Są też mądrzejsze o tajemną wie­dzę seksualnych inicjacji, mają własny ję­zyk erotyczny, ciekawe gesty i przebra­nia. A że są niecierpliwe i buńczuczne jak właścicielka czerwonego szalika w sztu­ce Papisa? Tak było zawsze.

Podobać się mogą trzy sceny i spiżowy dekolt Bogdy Sztencel. Wzajemne osa­czanie się Wilków, grupy Ojca-leśniczego oraz Myśliwego-kłusownika z Synem - jakby wyjęte z Kabaretu Starszych Pa­nów. Świetna i sugestywna ilustracja mu­zyczna, dobre gesty postaci. Bolesław Abart przez chwilę jest zabawny jak nie­zapomniany Kuszelas. Druga scenka god­na uwagi to fantazje erotyczne Babci (Ire­na Dudzińska) skonsumowanej przez pra­wie golusieńkiego Chłopaka, złego wów­czas, bo z przyrodzeniem porośniętym czarną wełną. No i wreszcie oglądanie w szklanej kuli radosnego seksu pomię­dzy Czerwonym Szalikiem a już porzu­cającym wilczą naturę Chłopakiem. Go-lusieńcy oboje, z kwietnymi wiankami wokół łona. Szaliczek jest co prawda przy kości, ale i tak kwietne wianuszki usatys­fakcjonują zwolenników teorii, że ludzie robią to, muskając się jak motylki.

Piosenki były urocze, ale zupełnie nie z tego spektaklu. Z powodu piwnicznych słupów i szalunków nie do końca też wiem, co oglądałem. Ale mogę polecić spektakl dziatwie szkolnej jako poglądo­wą lekcję wychowania seksualnego z te­zą do dyskusji, że dorośli niepotrzebnie komplikują sprawy seksu i że warto go urozmaicać przebierankami. Perrault czy bracia Grimm oferują mnóstwo wzorów.

Ot, jeszcze jedna bajeczka, o tym, że życie, niestety, bajką nie jest. Bajeczka odegrana w teatrzyku. A że teatrzyk nie teatr, więc pamiętać trzeba, aby usiąść po lewej stronie widowni. Inaczej nici z po-glądowości. Z banalnego powodu - słu­pa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji