Gorzka komedia o niedopasowaniu
Nie potrzeba zbytniej przenikliwości, by przewidzieć, że dobrze wyreżyserowana i obsadzona komedia Neila Simona "Bożyszcze kobiet" będzie przebojem.
Jednak w widowisku w reżyserii Cezarego Morawskiego zabawa na całego zaczyna się dopiero wtedy, gdy Piotr Gąsowski spotyka się na scenie z Hanną Śleszyńską.
Barney (Gąsowski), 45-letni właściciel dobrze prosperującej restauracji rybnej, jest oddanym mężem i ojcem. Coraz wyraźniej czuje jednak potrzebę dokonania w swym poukładanym, lecz monotonnym życiu jakiejś zmiany. Kiedy zacznie się u niego stołować piękna jak marzenie Helen (Anna Dereszowska), nie wytrzyma. Na jej rachunku dopiszę porę dnia i adres. Zresztą mieszkania mamy, która w tym czasie oddaje się pracy charytatywnej.
I tak oto współczesny nowojorski Don Juan, niecierpliwie przecierając wodą kolońską dłonie przesycone zapachem ostryg, oczekuje dzwonka u drzwi. Zważywszy, że Barney nie był przyzwyczajony do przejawów kobiecej dominacji, wymarzone sam na sam z Helen okaże się dlań szybko jedną wielką klęską. Niezrażony, ponownie wykorzysta nieobecność rodzicielki, żeby zaprosić poznaną w parku Bobby (Anna Deka), która z kolei okaże się narwaną kandydatką na aktorkę. Spotkanie, nieoczekiwanie dla zapraszającego, zakończy się wspólnym pociąganiem skrętów z marihuaną i wyśpiewywaniem hitów.
Trzecie podejście do skoku w bok bohater przygotuje staranniej. Zaprosi w tym celu Jenny (Śleszyńska), dobrze znaną mu przyjaciółkę żony, a zarazem małżonkę najlepszego kumpla. I znowu, jak było do przewidzenia, romans nie dojdzie do skutku. Rozbije się o tzw. skrupuły. Jenny zrobi Barneyowi wykład o moralności.
W pięknie zaprojektowanej, wręcz wysmakowanej scenografii Ewy i Andrzeja Przybyłów, oddającej nowojorski klimat (za oknem pojawiają się nawet pędzące składy nadziemnej kolejki), znakomicie ubrani przez Dorotę Kołodyńską bohaterowie wykażą się zadziwiającą bezradnością w sprawach damsko-męskich. Wzajemnym niedopasowaniem wywołując salwy śmiechu. Szczególnie długo nie milkną one przy okazji ostatniego spotkania Gąsowskiego ze Śleszyńską. Ta dwójka to na scenie para wprost stworzona dla siebie.