Artykuły

Pikantne opowieści dziwnej treści

"Szalone nożyczki" w reż. Piotra Dąbrowskiego w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Jest nijaka, śmieszy średnio. Komedia kryminalna w Teatrze Dramatycznym im. Aleksandra Węgierki*. Jej notowania podnosi jedynie niezły chwyt socjotechniczny. I, co ciekawe, widzowie.

"Szalone nożyczki" Paula Portnera to spektakl nietypowy. Bez publiczności właściwie trudno go zrobić - widzowie uczestniczą w spektaklu jako pomocnicy w śledztwie, od ich zaangażowania zależy powodzenie widowiska. I właśnie ta "inność" dramaturgicznej konstrukcji spektaklu sprawia, że "Szalone nożyczki" w reż. Piotra Dąbrowskiego można obejrzeć, choć niekoniecznie.

Wszystko zaczyna się w salonie fryzjerskim Antoniego Wziętego (gościnnie aktor scen warszawskich Wojciech Wysocki). Oto kolejny dzień, jakich wiele w takim przybytku: podstrzyganie, golenie, pogawędki z klientami. Jedni wchodzą, drudzy wychodzą. Tę sielankę zakłóca wiadomość o zbrodni. Ktoś zamordował - fryzjerskimi nożyczkami - pianistkę mieszkającą na pierwszym piętrze, właścicielkę pomieszczeń, w których znajduje się zakład. Policja jest pewna, że zbrodni dokonał ktoś z jego pracowników albo klientów. Podejrzanych jest kilku: fryzjer Antoni, fryzjerka Barbara (Agnieszka Możejko), klient - szemrany biznesmen Wurzel (Tadeusz Sokołowski) i stała klientka, egzaltowana pańcia (Ewa Palińska). Teraz trzeba tylko ustalić zabójcę.

Akcja interakcja

Do tego momentu spektakl toczy się swoim rytmem: sennym (mimo morderstwa), niespecjalnie przykuwającym uwagę, choć od czasu do czasu padają ze sceny jakieś dowcipniejsze dialogi. W pewnym momencie jednak następuje zmiana klimatu: inspektor policji (Marek Tyszkiewicz) nieoczekiwanie zwraca się do widzów z prośbą o pomoc w ustaleniu zabójcy. I zaczyna się rekonstrukcja wydarzeń i zachowań wszystkich bohaterów spektaklu.

Wiedząc o takim schemacie sztuki, przyznaję: niespecjalnie wierzyłam w to, że widzowie z głębokości swoich foteli wyrażą ochotę do wyrywania się z pytaniami albo sugestiami, mającymi pomóc scenicznym policjantom. Układ: widownia - scena bywa dla wielu nie do przekroczenia. Tymczasem - miłe rozczarowanie. Choć spontaniczność niektórych dociekliwych widzów wydaje się być wątpliwa, to jednak wielu autentycznie daje się wciągnąć w zabawę w detektywa. Z widowni padają pytania, zaskakujące podpowiedzi, dowodzące, że publika ma dobry refleks i pamięć.

Policjant moderujący śledztwo: - Czy coś się jeszcze zdarzyło, nim pani Dąbek usiadła w fotelu? Widzowie: - Rzuciła torebkę na kolana jednego z klientów i zdjęła kapelusz.

Wydarzenia rekonstruują przesłuchiwani bohaterowie, rekonstruują widzowie. Jeśli pierwsi plączą się w zeznaniach, drudzy ich poprawią. - Wyszedłem tymi drzwiami... - mówi aktor. Sala: - Nieee, tamtymi!

Owa rekonstrukcja zdarzeń w wykonaniu widzów oraz ich obserwowanie są w białostockich "Szalonych nożyczkach" najciekawsze. Interakcja: widz - aktor tworzy właściwie drugi, zupełnie poboczny spektakl. Jego finał za każdym razem może być inny - to zależy od widzów, którzy na koniec sami typują mordercę. Aktorzy w związku z tym musieli przygotować aż cztery zakończenia.

Policjant z Baciut

Gdyby owej zabawy w detektywa nie wprowadzono, można by na spektaklu umrzeć z nudów. Trzeba jednak oddać sprawiedliwość aktorom, że o ile przez pierwsze kilkadziesiąt minut grają blado i nijako, o tyle improwizując (bo muszą - nigdy nie wiadomo, jakie pytanie padnie z widowni) - wypadają już lepiej. Najlepiej zaś - Wysocki. Początkowo irytuje: wcielając się w postać fryzjera o odmiennych preferencjach seksualnych, sięga po tanie i ograne chwyty: afektowany głos, charakterystyczną gestykulację. Z czasem okazuje się jednak, że w tej pajacowatości jest metoda, a Wysocki zaczyna być w tym anturażu zabawny.

Zabawne bywają niektóre dialogi, choć jest ich zdecydowana mniejszość. Niektórym może podobać się też lokalny koloryt: w tle słychać szlagiery disco-polo, bohaterowie spektaklu mieszkają w Baciutach, na Malmeda i w Starosielcach, a konkretnie na Meksyku. Zakupy zaś robią w jedynym hipermarkecie w mieście.

* Teatr Dramatyczny im. Aleksandra Węgierki. Tej nazwy teatru nadal używamy świadomie, choć marszałek Jarosław Schabieński w sobotę patrona zmienił. Ogłosił to jednak tylko garstce osób, które przyszły na uroczystości pod pomnik Piłsudskiego. O zespole teatru zapomniał i do dziś nie poinformował go oficjalnie o swej decyzji. Skoro tak, my też zapominamy o wymianie patrona. Również dlatego, że decyzja marszałka budzi w nas głęboki sprzeciw

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji