Artykuły

WSPOMNIENIE. Henryk Szletyński (27.02.1903-15.09.1996)

Henryk Szletyński to kawał historii polskiego teatru. Wybitny aktor, reżyser, pedagog i dyrektor teatrów. Człowiek, który żył teatrem i całe swoje życie mu poświęcił. Ostatni z wielkich sceny polskiej.

Urodzony w roku 1903 w Homlu, pochodził z rodziny farmaceutów. Z domu wyniósł wszystko, co najlepsze. Maturę zdawał w roku 1921, a studia aktorskie ukończył w roku 1923 jako absolwent Oddziału Dramatycznego przy Konserwatorium Muzycznym w Warszawie. Jednocześnie studiował polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim.

Debiutował w roku 1923 w ówczesnym Teatrze Rozmaitości. Od samego początku związał się z najwybitniejszymi artystami tamtych czasów - Karolem Adwentowiczem, Wandą Siemaszkową i Stanisławą Wysocką. Wędrował z nimi po Polsce, bo tak się wówczas pracowało. Występował na scenach Teatru Polskiego w Kaliszu, w Praskim Teatrze w Warszawie i Teatrze Polskim w Wilnie. W latach 1930-31 był aktorem i kierownikiem literackim w Teatrze Ateneum u Stefana Jaracza. Do wybuchu drugiej wojny światowej pracował jako reżyser i aktor w teatrach miejskich Łodzi i Lwowa. Przed wojną rozpoczął pracę pedagogiczną w Szkole Dramatycznej H.J. Hryniewieckiej. W czasie wojny zarabiał na życie jako inkasent, konduktor i kasjer EKD (Elektryczna Kolej Dojazdowa). Zaraz po wojnie, w roku 1945, przez kilka miesięcy kierował Miejskim Studiem Dramatycznym w Łodzi, będąc jednocześnie aktorem i reżyserem Teatru Wojska Polskiego w Łodzi. W teatrze tym reżyserował "Otella" Szekspira z Leonem Pietraszkiewiczem w roli tytułowej, a w Teatrze Powszechnym "Pana Jowialskiego" Aleksandra Fredry, "Ożenek" Gogola i "Oświadczyny" Czechowa. W roku 1948 na zaproszenie dyr. Arnolda Szyfmana przygotował na inaugurację Teatru Kameralnego, filii Teatru Polskiego w Warszawie, premierę sztuki Pietrowa "Wyspa pokoju". W latach 1946-49 był wykładowcą i dziekanem Wydziału Aktorskiego w warszawskiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej, a potem także w latach 1955-73.

W tym czasie, w roku 1949, zaproponowano mu stanowisko dyrektora i kierownika artystycznego Teatrów Dramatycznych we Wrocławiu. W roku 1950 przeniósł się z Wrocławia do Krakowa i objął dyrekcję Teatrów Miejskich. W Krakowie dyrektorował przez pięć lat. Po powrocie do Warszawy przez dwa lata kierował Teatrem Powszechnym na Pradze. Potem aż do roku 1974 grywał i reżyserował w teatrach: Polskim, Powszechnym i Narodowym. W latach pięćdziesiątych i wczesnych sześćdziesiątych niezależnie od pracy w teatrze zajmował stanowisko kierownika Zakładu Historii i Teorii Teatru w Instytucie Sztuki PAN.

Był człowiekiem wybitnie inteligentnym, znakomicie wychowanym, o wielkiej kulturze i wrażliwości. Zasłużonym członkiem i trzykrotnie prezesem Związku Artystów Scen Polskich. Po raz ostatni zdecydował się objąć tę funkcję w burzliwym roku 1983, kiedy to władza ludowa rozwiązała ZASP, podzieliła środowisko i trwał bojkot. Przez długi czas wytykano mu, że poszedł na ugodę z komunistami. Środowisko nie chciało zrozumieć, że jedyny powód, którym się kierował, to ten, że chciał uratować majątek Związku Artystów Scen Polskich. Nie była to chęć jakiegokolwiek zysku czy zaszczytów. Jestem przekonany, że ci, którzy go potępiali, w końcu zrozumieli powody tej decyzji. Był człowiekiem wielkiego formatu, uczciwym i przyzwoitym. W swoim dorobku reżyserskim miał zarówno sztuki klasyczne, jak i współczesne. Reżyserował: "Fantazego", "Zemstę", "Wielkiego człowieka do małych interesów", "Pana Jowialskiego", "Fircyka w zalotach", "Ryszarda II", "Nie igra się z miłością", "Mizantropa", "Różę" Żeromskiego, "Elżbietę królową Anglii", "Borysa Godunowa" i "Jegora Bułyczowa". To tylko część z jego ogromnego dorobku. Jako aktor grał Poloniusza w "Hamlecie" Szekspira, Napoleona w "Wojnie i pokoju" Tołstoja, Prezesa sądu w "Wilkach w nocy" Rittnera i Pana Jowialskiego w "Panu Jowialskim" Fredry. Występował i reżyserował w telewizji. Pozostawił artykuły i prace naukowe o teatrze i dramaturgii.

W latach czterdziestych, kiedy stawiałem pierwsze kroki na scenie, a On obejmował dyrekcję teatrów wrocławskich, zaproponował mi engagement. Chciał, abym koniecznie pojechał z Nim do Wrocławia. Roztaczał przede mną wspaniałe perspektywy. Niestety, nie skorzystałem z Jego propozycji, bo stale się wahałem i nie chciałem pozostawić matki, która po stracie mojego ojca i brata, którzy zginęli w czasie Powstania Warszawskiego, była kompletnie załamana. Żałowałem tego kroku, ale widocznie nie było mi to pisane. Pan Henryk nie miał do mnie żalu. Rozumiał moją sytuację.

Zmarł 15 września 1996 roku, mając 93 lata. Jego umysł do końca pracował znakomicie. Był chodzącą encyklopedią teatru. Na krótko przed śmiercią w okresie świąt Bożego Narodzenia spotkałem Go wraz z żoną Zofią Tymowską, znakomitą aktorką, na spotkaniu seniorów w ZASP-ie. Zamieniliśmy kilka słów. Oboje byli w doskonałej formie. Wkrótce przyszła smutna wiadomość, że Pani Zofia pożegnała się z tym światem. Po jej śmierci, którą przeżył ciężko, napisał do mnie serdeczny list, dziękując za to, że pamiętam nie tylko o wielkich, ale także małych, którzy w teatrze tworzyć powinni jedną rodzinę. Prosił, abym pisał jak najdłużej, bo tylko w ten sposób pozostanie po nas ślad. Jak Pan widzi, Panie Henryku, dotrzymuję słowa. Robię to dalej, choć coraz trudniej mi to przychodzi. Kiedyś z Panią Zofią i Panem Henrykiem oraz z Jerzym Leszczyńskim i jego żoną Ireną Renard spędziłem cudowny urlop w Zakopanem. Do dziś go wspominam. To byli inni ludzie i inne czasy. I inny teatr.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji