Artykuły

Kuszenie Tomasza Manna

Nie bardzo wiadomo, czy posucha w dramaturgii współczesnej jest wynikiem braku zainteresowania mło­dych twórców współpracą z teatrami, czy też przyczyną jest ostrożność dyrektorów teatrów w promowaniu de­biutów, mimo deklarowanej potrzeby wprowadzania ich na polski rynek. Tak czy inaczej, pojawienie się na afiszu sztuki nowego pol­skiego autora przyjmowane jest tyleż z zaciekawieniem, co z rezerwą.

Reżyser, pokazanej ostat­nio na deskach Teatru Ochoty sztuki Jerzego Łukosza "Tomasz Mann" Aleksander Berlin miał po­dobno kłopoty nie tylko z namówieniem teatrów do jej realizacji, ale bodaj do przeczytania tekstu. Tym większa chwała dla dyrekto­ra "Ochoty" Tomasza Mędrzaka za podjecie tego ry­zyka.

Jerzy Łukosz penetruje tu bowiem problem tyleż cie­kawy, co aktualny. Poprzez pewne hipotetyczne sytu­acje, które kreuje autorską wyobraźnią, próbuje poka­zać dramat człowieka, któ­rego sztuka - w tym przy­padku najwyższej próby sztuka pisarska, mająca sens jedynie wtedy, gdy trafia w społeczny obieg - staje się polem politycznego ma­newru. Dokonanie wyboru: zamilknąć czy emigrować, by nie firmować swoim na­zwiskiem kultury kraju zniewolonego systemem to­talitarnym, czy trwać i robić swoje w oczekiwaniu na lepsze czasy, nie jest łatwe. Temat to wprawdzie nieno­wy, by przypomnieć choćby "Niemców" Kruczkowskiego czy "Za i przeciw" Harwooda, ale Łukosz znalazł dla niego przełożenie zabawne i niebanalne.

W owych wątpliwościach wielkiemu Mannowi towa­rzyszy nie tylko przyjmują­ca na siebie rolę sumienia żona, ale i prowadzący z nim swoistą grę... fryzjer. Gra okazuje się nie tylko za­bawna, ale i niebezpieczna, gdy wychodzi na jaw, że ów traktowany protekcjonalnie fryzjer jest konfidentem sa­mego Hitlera. To on próbuje sączyć jad w umyśle pisa­rza, odwołując się do jego artystycznej natury, do jego próżności, a nade wszystko potrzeby tworzenia.

Na szczęście wpływ pro­zy Manna na niepospolitego jak widać fryzjerczyka, jest niepomiernie silniejszy, niż natrętnie doktrynerska lek­tura "Mein Kampf". Fryzjer Frank rezygnuje ze współ­pracy z sowicie zapewne opłacającym go dyrektorem III Rzeszy, by wybrać wraz z Mannem emigrację.

Konsekwencje tych wybo­rów obejrzycie Państwo sa­rni, udając się na ten interesu­jący spektakl, którego jednym z walorów jest sarka­styczny humor, towarzyszący intelektualnej refleksji.

Przedstawienie polecam tym zwłaszcza, którzy lubią inteligentny dialog, dyskret­ną reżyserię. Aleksander Berlin, wystawił "Tomasza Manna" także w Bydgoszczy, dokąd zaprosił aktorów warszawskich: Ewę Dałkowską i Zdzisława Wardejna. Do udziału w przed­stawieniu warszawskim na­mówił natomiast aktora bydgoskiego, Romana Gramzińskiego, który waż­ną rolę, fryzjera Franka za­grał tyleż finezyjnie, co bra­wurowo. W roli Manna wy­stępuje w "Ochocie" Hen­ryk Machalica i jest to rola jakby dla niego napisana. Udało mu się we właści­wych proporcjach wydobyć megalomanię i słabość wielkiego pisarza, ale też pewien rodzaj szlachetno­ści, bez której nie stworzył­by dzieł takiego formatu.

W roli żony Manna wy­stąpiła stanowczo za mało wykorzystywana przez teatr Elżbieta Kijowska.

Na tle efektownych, czę­sto pustych fajerwerków in­scenizacyjnych, oszczędny spektakl w "Ochocie" nobi­lituje repertuar, w którym słowo jeszcze coś znaczy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji