Chorzów. "Spin" - z Helsinek do Rozrywki
W Teatrze Rozrywki trwa fala odważnych realizacji. Po zaskakująco dobrym "Rencie" czas na międzynarodowy "Spin". Ten musical ma dość rzadki rodowód - oryginał powstał w Helsinkach, kolejne premiery miały miejsce w kilku miastach Rosji, trwają też przygotowania do przedstawienia na Ukrainie. W każdej z realizacji udział biorą twórcy wersji oryginalnej.
Fabuła jest dosyć pokrętna: Daniel Jackson, dziennikarz badający sprawę rzekomego samobójstwa znanego piosenkarza Jimmy'ego, natrafia na ślad organizacji mordującej idoli, która na swoim sumieniu ma między innymi Jimiego Hendriksa, Janis Joplin i Johna Lennona. Jackson dowiaduje się zbyt wiele, w czym wydatnie pomaga mu dawna dziewczyna Jimmy'ego, Chantal, więc komuś zaczyna zależeć na tym, by wrobić dziennikarza w zabójstwo, a Chantal włączyć do grona już na zawsze uciszonych gwiazd.
Przy chorzowskiej realizacji pracują również twórcy wersji oryginalnej: reżyserią sztuki Douglasa S. Pashleya w tłumaczeniu Michała Ronikiera zajął się Gunnar Helgason, a choreografię przygotowała Reija Wäre [na zdjęciu], z którą udało się nam przeprowadzić wywiad.
Ultramaryna: Jak doszło do tego, że postanowiliście przygotować projekt w Polsce?
Reija Wäre:
- Dyrektor Teatru Rozrywki widział nasz spektakl w Helsinkach i zainteresował się możliwością przeniesienia go na tutejszą scenę.
Długo trwały rozmowy o szczegółach?
- Nie, całkiem krótko, około roku.
A same przygotowania do spektaklu?
- Już w listopadzie spotkaliśmy się z aktorami, a od lutego trwają regularne próby.
Czy wątek morderstwa Jimmy'ego jest związany ze śmiercią Kurta Cobaina?
- Tak - autor libretta sporo na temat czytał i jest przekonany, że w teoriach spiskowych na temat jego śmierci jest ziarno prawdy.
A ty wierzysz w tego rodzaju teorie spiskowe?
- W tę o Cobainie raczej nie, ale jestem pewna, że rzeczywistość jest bardziej skomplikowana, niż nam się wydaje, a interesy niektórych wielkich firm wcale nie są przejrzyste.
Dlaczego w spektaklu czarne charaktery mordują gwiazdy pop?
- Chodzi o władzę. Gwiazdy mają niesamowite możliwości wpływania na ludzi. Nawet jeśli napiszesz książkę, to i tak twój przekaz nie będzie miał takiej siły oddziaływania, jak piosenka, którą bez przerwy puszcza się w radiu. Wystarczy sobie przypomnieć, jaki wpływ mieli muzycy na zakończenie wojny w Wietnamie.
Nie lepiej tę władzę wykorzystać do własnych celów, zamiast ją niszczyć? Zawsze można stworzyć nową gwiazdę [śmiech].
Do jakiego stopnia zmienia się choreografia w każdym z teatrów, w których przygotowujecie to przedstawienie?
- Pod tym względem jest bardzo różnie - czasem nie zmieniam prawie niczego, a czasem jest kompletnie inna.
A jak było tym razem?
- Tym razem została mniej więcej połowa z oryginału.
W jakim stylu jest taniec?
- W musicalu są numery w różnych stylach. Głównie jest to muzyka pop, ale podąża za postaciami, więc gdy np. na scenie pojawia się ktoś starszy, to jego numer nawiązuje do klasyki musicalu, a młodszym postaciom towarzyszy taka muzyka, jaką można dziś usłyszeć w dyskotekach. To dla mnie ważne, aby każdy numer powiedział o postaciach coś istotnego.