100 dolców to było coś!
- Wybrańcy losu mogli grać dla amerykańskiej Polonii. To dopiero był zarobek! Sam pod koniec lat 80. zostałem zaangażowany w trasę do Stanów Zjednoczonych. Honorarium za jeden występ to było 10 dolarów. Szalone pieniądze - wspomina warszawski aktor ANDRZEJ FERENC.
Słuchowisko "Motel w pół drogi"
Obca waluta nie robi już na nas wrażenia. Amerykańskie zielone są dla nas czymś powszednim. Były jednak czasy, kiedy banknot studolarowy był niewyobrażalnym wręcz majątkiem. Andrzej Ferenc, aktor grający w "Motelu w pół drogi" postać Andrzeja Wyrwy-Niewiadomskiego - kobieciarza i oszusta - pamięta je doskonale.
- Sto dolarów to były w początkach mojej kariery niesamowite, nieosiągalne niemal pieniądze. Za miesiąc pracy dostawałem wówczas równowartość 12 dolarów - przyznaje doskonały aktor.
- Wybrańcy losu mogli grać dla amerykańskiej Polonii. To dopiero był zarobek! Sam pod koniec lat 80. zostałem zaangażowany w trasę do Stanów Zjednoczonych.
Honorarium za jeden występ to było 10 dolarów. Szalone pieniądze - wspomina z rozrzewnieniem i rozbawieniem Andrzej Ferenc.
Czasy się zmieniły. Teraz aktorzy dostają pieniądze, które mają realną wartość. I co istotne, w przeciwieństwie do okresu PRL-u, kurs złotego do dolara cały czas rośnie.
Zainteresowanych finansowo-życiowymi perypetiami bohaterów "Motelu w pół drogi" zapraszamy do wysłuchania kolejnego odcinka audycji. Sobota, I Program Polskiego Radia od godz. 11.35.