Premiera premiera
Autor sztuki "Obywatel M - historyja" odbiera głuche telefony. Premier M. pytany o nią czerwieni się. Wszystko się wyjaśni 6 kwietnia w teatrze. Tylko "Przekrojowi" scenarzysta i reżyser uchylają rąbka tajemnicy...
Na pustą scenę wychodzi dwóch LUDWIKÓW ubranych w garnitury, LUDWIK W. i LUDWIK. Nasz LUDWIK trzyma w ręku kontakt elektryczny.
LUDWIK: Jaki masz problem, Ludwik, z tym kontaktem?
LUDWIK W.: Nie umiem go podłączyć.
LUDWIK: Przecież to jest proste. Jeden kabel podłączasz do jednego styku, a drugi do drugiego, a masę pozostawiasz wolną.
LUDWIK W.: A która to jest masa?
LUDWIK: Brązowa.
LUDWIK W: A nie biała?
LUDWIK: Białą to masz siłę.
LUDWIK W: Eeeee?
LUDWIK: Ludwik, ja ci wytłumaczę od początku. I nie gadaj, że ty kontaktu nie umiesz podłączyć, bo ja widzę, że prąd to ty dawno zrozumiałeś.
LUDWIK W.: Tłumacz.
LUDWIK: Od punktu A aż do punktu B płynie sobie prąd. Nawet kiedyś taką piosenkę napisałem.
LUDWIK W.: No i co?
LUDWIK: No i przecinasz ten przewód i tam montujesz gniazdko w ten sposób, jak już ci tłumaczyłem.
LUDWIK W.: No tak.
LUDWIK: A z dołu to biegnie ci jakby taki drugi przewód.
LUDWIK W: No.
LUDWIK: I to jest przewód fazowy, tak zwana faza, czyli przewód jaki?
LUDWIK W.: Zasilający.
LUDWIK: No właśnie. I ta siła ci płynie, a ty masz w rękach kontakt.
LUDWIK W.: No mam.
LUDWIK: No i jak pstrykniesz, to przerywasz obwód i siła, czyli prąd, nie płynie, a jak pstrykniesz z powrotem, to znowu uruchamiasz siłę, rozumiesz, prawie jak Bóg.
LUDWIK W.: No, łapię.
LUDWIK: Więc jak chcesz, żeby świeciło, to wystarczy pstryknąć.
LUDWIK W.: No tak.
LUDWIK: A jak nie chcesz, żeby im świeciło, to wystarczy pstryknąć i zobacz, co się dzieje. LUDWIK (pstryka i zapada ciemność).
KONIEC
5 lutego 2002. Wreszcie zaczynamy próby. Biorę tutaj głęboki oddech, bo nie było lekko doprowadzić do tego momentu. Najpierw przecież musieliśmy ustalić, co Maciek ma pisać i w jakiej teatralnej przestrzeni rzecz się ma odbywać.
Ustalamy więc (tu niezmiernie pomógł Irek Guszpit, teatrolog z Wrocławia, nasz "konsultant programowy"), że opowieść o M jest i nie jest o tym właśnie M. Tłumaczymy to tak. Niezależnie od faktu, u zarania pomysłu były konkretne, jednostkowe cechy, zdarzenia, sytuacje - szybko okazało się, że tak naprawdę są bardziej typowe niż wyjątkowe. I nie ma tu znaczenia żaden konkretny moment historii. To tylko kontekst, zmienny i ulotny jak moda na tego czy innego naczelnika Jedynie Słusznej Partii. Dlatego tak rozumiana opowieść musi się kojarzyć z moralitetem - przypowieścią na temat uniwersalnych prawideł losu ludzkiego, w którym nasz M (Man - człowiek) jest Każdym.
Każdego otaczają postaci-maski kształtujące jego osobowość i towarzyszące mu w życiu. To rodzina - Matka, Wujkowie, Ciotki, Sąsiadka. To inżynierowie dusz i autorytety - Ksiądz, Profesor, Naczelnik, Dyrektor, Kolega z Komitetu. To wreszcie środowisko - Przyjaciel, Koleżanka, Dziewczyna, Kochanka.
Wreszcie przydzieliliśmy naszemu M. Anioła Stróża. Kim jest? Losem, sumieniem, wszechwiedzą?
Anioły są bezpłciowe
Irek Guszpit wypisuje z mądrych książek cechy Anioła Stróża:
- że troszczy się o duszę i ciało podopiecznego;
- że jest dyskretny i delikatny w działaniu;
- że wyjątkowo ukazuje się w widzialnej postaci, najczęściej jednak działa na zmysły i wyobraźnię jako natchnienie podczas snu lub na jawie;
- że działa w sferze naszych wspomnień, oddala niebezpieczeństwa, o których istnieniu często nie mamy pojęcia;
- i - co dla nas szczególnie ważne - nie zawsze zapobiega nieszczęściu i złu ani nie może przenikać tajemnic boskich i myśli ludzkich.
Zupełnie serio czytamy głośno te złote myśli Anicie Poddębniak, która gra Anioła. W tym, że gra go kobieta, nie ma żadnego podtekstu. Przecież anioły są bezpłciowe albo ponadpłciowe.
Przez kilka dni gadamy o istocie Komitetu. Jak wiadomo, ten najważniejszy nazywał się (sto lat temu) Centralny. Chcąc uciec od jednoznaczności, wymyślamy różne nazwy budujące hierarchię komitetów. Duży i Mały, Okręgowy i Terenowy. W końcu pada na Naczelny i Podrzędny. Takie zderzenie pojęć dobrze oddaje wzloty i upadki naszego bohatera.
W co ubrać M?
Jakoś tak na początku prób jadłem obiad z profesorem Jerzym Limonem, prezesem fundacji Theatrum Gedanense, która za cel postawiła sobie upowszechnianie Szekspira; co roku organizuje w Gdańsku znane festiwale. Profesor sugeruje mi, jaką rolę w spektaklu o M odgrywać winien strój. Przywołuje "Życie Galileusza" Brechta i postać Papieża, który w sztuce rośnie i nakładając coraz to nowe szaty, staje się coraz bardziej okrutny. Faktycznie, racja. W przypadku M to będą przede wszystkim mundury, swetry, garnitury... Jezus Maryja, ileż garniturków będziemy musieli uszyć...
Najpierw wysłałbym wywiadowców
Kancelaria M. milczy. Ze znacznym wyprzedzeniem i absolutną elegancją złożyliśmy tam zaproszenie, którego fragmenty cytuję:
"Tego typu przedsięwzięcia literackie nie są niczym nowym, tak postępują artyści od wieków, wzbudzając społeczne emocje. Nasza opowieść teatralna jest nie tylko historią bohatera, ale także próbą opisania kilkudziesięciu lat historii Polski. To nie jest rzecz tymczasowa, to jest rzecz o świecie, który był i jest" (...).
Nie nalegam na szybką odpowiedź. W końcu na miejscu tego konkretnego M najpierw wysłałbym wywiadowców.
Kolega zrozumiał prąd
Więcej tajemnic o tym, jak przygotowywaliśmy spektakl o M, nie zdradzę. Muszę tak postąpić, bo taką przysięgę złożyłem Aniołowi Stróżowi, który wyszedł, hmmm... z komputera i pogroził mi palcem.
Do zobaczenia na spektaklu, opowieści o wciąż mnożących się Ludwikach.
Niektórzy mają na imię Leszek.