Artykuły

Ni Piszczyk, ni Dyzma

Na premierze byli politycy z pier­wszych stron gazet, socjeta, nawet autobus dziennikarzy. Nie było jed­nak owacji na stojąco - obywatel M jako bohater nie dopisał.

Jacek Głomb chciał wywołać szum medialny wokół "Obywatela M" i wywołał. Flesze błyskały, kamery rejestrowały. Gorzej ze wzruszeniami. W sobotę rano Michał Tober dość oprysk­liwie żartował w "Gazecie", że prezes Ra­dy Ministrów nie jest recenzentem sztuk teatralnych. Wieczorem, po premierze, musiałby dodać, że nie stał się także ich - bohaterem.

Bez pomysłu

Motyw przeciętniaka, wikłającego swą prywatność w wielką historię nie jest no­wy. Mamy kinowe rewelacje: "Zezowate szczęście" albo "Człowieka z marmuru". Mamy rewelacje literackie: "Przedwioś­nie", "Generała Barcza", "Kompleks pol­ski". Mamy arcydzieło komediowe - "Ka­rierę Nikodema Dyzmy".

Biografia Ludwika M okazała się mizer­na, mówiąc językiem postaci: facet nie ma jaj. Jeśli to wina prototypu, czego widz nie kumplujący z jakimś rzeczywistym M nie wie, a skrzydlate słowa, "Prawdziwego męż­czyznę poznaje się po tym, że nieważne jak zaczyna, ważne jak kończy" to za mało, by tchnąć życie w widowisko. Grafoman, mi­nistrant, bawidamek, partyjny lizus, poli­tyczny cwaniak - szekspirowskiego boha­tera z tego nie da się złożyć. Dyzmy też nie, bo na to trzeba wyrazistego typu, nie ko­munistycznego karierowicza.

Dwa teatry

Autor sztuki Maciej Kowalewski i jej re­żyser Jacek Głomb nie zdecydowali się, co robią - satyrę czy moralitet. To widać tak­że w materii scenicznej. Mimo wielu ga­gów, czarujących powiedzonek i dowcip­nych zachowań aktorskich (chuchanie w dłoń zamiast picia wódeczki, super!), ak­cja jest pozbawiona tempa i przed pauza­mi (a nic w scenografii się nie zmienia) roz­ciąga się w dziwaczną czeluść wyciemnień. Kabaretowe "wszedł/wyszedł do numeru" jako podstawa struktury zdarzeń scenicz­nych sprawiają, że "Obywatel M" bywa po prostu nudny, a logika "numerów" zdaje się banalnie biograficzna.

Dramaturg i reżyser pozwolili też na za­istnienie teatru równoległego. Teatru kompozytora błyskotliwie pastiszującego este­tykę PRL-u, Bartka Straburzyńskiego, uda­nie spinającego muzyką scenki do kupy, i scenografa, bo Małgorzata Bulanda naj­prościej jak można (za pomocą płócien­nych ścian-ekranów i inteligentnie ustawionych świateł) próbowała "wyświetlić" losy Ludwika w wymiarze metafizycznym, w przestrzeni znanej z kina ekspresjoni­stów. Ubierając bohaterów w zwykłe-niezwykłe (bordowe, lecz codzienne) ubrania, sugerowała, że wychodzimy z krainy do­słowności.

Dwa światy

W tych dwóch światach naraz pogubili się aktorzy. Przemek Bluszcz najpierw bły­skotliwie zaszarżował jako groteskowy Ro­muald Siła, profesor elektroenergetyki. Po­tem w tonie realizmu był cynicznym Ole­andrem K, kolegą Ludwika z partii, który według didaskaliów kiedyś zostanie prezy­dentem. Wreszcie "zrobił małpę" z Lud­wika W, elektryka, który także kiedyś zo­stanie prezydentem. Bez rozeznania, dla­czego historia jednego z nich uczyni błaznem, drugiego bożyszczem, a trzeciego ofiarą losu, wiem po spektaklu tyle, co wie­działem, zanim usiadłem w fotelu. Ani Anioł Stróż, mamrotliwie usprawiedliwiający łajdactwa Ludwika, ani patetyczny Ka­pitan Nemo, jego szczenięcy idol (w obu rolach statyczna Anna Poddębniak), tego nie objaśniają.

Tadeusz Ratuszniak nie obronił swej po­staci. Jego Ludwik najczęściej jest nijaki. Fani kabaretu będą usatysfakcjonowani. Ola Maj jako Matka, Janusz Chabior jako Zbynek-erotoman, Katarzyna Dworak, na­uczycielka pierwszych doświadczeń sek­sualnych Ludwiczka, jego kumpel August w interpretacji Pawła Wolaka, Bogdan Grzeszczak, człowiek-orkiestra, w tym spektaklu na pewno ich rozbawią.

W spektaklu Głomba i Kowalewskiego zabrakło odwagi, choćby tej pamiętanej z programów Laskowika. "Obywatela M" da się oglądać, bo przecież reżyser wie, jak działa teatralna machina, ale brak w nim inscenizacyjnego żywiołu, którym ten te­atr zasłynął. A teatr, w którym nie ma praw­dy społecznej czy politycznej, lecz pseu­donimy i maski, jest tylko tak żartobliwy jak anegdoty z "Maratonu uśmiechu". Jed­nak wolałbym pęknąć ze śmiechu lub za­myślić się. Może następnym razem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji