Artykuły

Pinokio w teatrze Stasysa

"Pinokio" w reż. Roberta Jarosza w Teatrze im. Andersena w Lublinie. Pisze Grzegorz Józefczuk w Gazecie Wyborczej - Lublin.

Pinokio spaceruje w ogrodach naszej wyobraźni obok Jasia i Małgosi, Królewny Śnieżki, trzyma za rękę Czerwonego Kapturka i Szeherezadę. Bajka Carlo Colldiego ma niezmierzone, wielopoziomowe pokłady znaczeń, które dają się układać w bardzo różne klucze dojej zrozumienia. Czytać możemy ją choćby jako historię dojrzewania i dorastania do bycia z innymi oraz odkrywania w sobie uczuć. Albo jako obraz złego świata, przed którym ratuje tylko miłość i siły nadprzyrodzone. A może jako skrytą w bajce interpretację mechanizmów naszej podświadomości. Ciekawy jest i taki trop, że Pinokio to w istocie brat Frankensteina i Golema...

Reżyser - i autor adaptacji - Robert Jarosz dobrze przyciął tekst, uwypuklił takie wątki, jak zabiegi Pinokia o pomnożenie pieniędzy oraz poszukiwania ojca, kładąc nacisk chyba przede wszystkim na dramatyzm zdarzeń niesionych przez życie. Scena wieszania drewnianego chłopca czy leczenia go przez Błękitną Wróżkę mają w sobie dramatyzm tak głęboki i wstrząsający, jaki rzadko spotykamy w teatrze lalek.

To naturalne, że piętno na tej realizacji wycisnął przede wszystkim Stasys Eidrigevicius scenografią, która tworzyjęzyk tego spektaklu. Językiem lubelskiego "Pinokia" jest bowiem plastyka, a nie słowo. Stasys zaprojektował konstrukcje trochę jak ze swoich rysunków czy grafik. Zakorzenione wr ealności, ale na tyle przetworzone, że pobudzają grę wyobraźni, jak też przyciągają uwagę samą swą estetyką. Las to ażurowy, trójdzielny, ruchomy ekran, który kiedy pogrąży się w mroku, staje się tak straszny jak nocna knieja. Ogniojad trzyma ręce w skrzynce zawieszonej na brzuchu i przebiera w niej palcami, takjakby były one nitkami płomieni. Wiele pomysłówjest tak cudownych, że chciałoby się pewne sceny widzieć po wielokroć. Muzyka Krzysztofa Knittela perfekcyjnie dopełnia te sceny, nie pretendując do wybicia się na pierwszy plan.

Lecz bez słowa obyć się nie dało, więc słowo i obraz powinny się tu zbiegać, co chyba nie zawsze się udało. Dlatego spektakl ma też meandry i dokuczliwe niestrawności, przede wszystkim wtedy, kiedy aktorzy nie potrafią głosem ograć kostiumów, rekwizytów i samych sytuacji. Wtedy piękne sceny zastygają niczym stopklatka, chociaż z pozoru cały czas coś się na scenie dzieje. Nie wiem, czy dobrze obsadzono rolę Pinokia, bo Daniel Arbaczewski stara się być chłopięco niesforny, ale chyba jednak niewiele różni się od drewnianej kukły Pinokia, którą animuje. Chwilami odnosi się wrażenie, że niektórzy - przecież rasowi aktorzy - nigdy nie grali w maskach, bo wypowiadane przez nich słowa nie mogą dotrzeć do publiczności.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji