Ciarki na plecach
Wyobraźmy sobie, że Le Madame - modny klub na warszawskim Nowym Mieście - organizuje wybory Miss HIV. Impreza jest kameralna, cztery kandydatki walczą o tytuł.
Za chwilę opowiedzą nam, jak zostały zakażone.
Kiedy Maciej Kowalewski, dramaturg, aktor i reżyser, znalazł w internecie notatkę o wyborach Miss HIV, które odbyły się w Gaborone, stolicy Botswany, nie miał wątpliwości, że to interesujący temat dla teatru. Dlaczego te kobiety decydują się na start w tym wydawałoby się absurdalnym wyścigu? Co czują, kiedy mówią prawdę, a co, kiedy próbują ukryć się przed światem? Impulsem do napisania sztuki był konkurs dramaturgiczny zorganizowany przez Krajowe Centrum do spraw AIDS. Dramat nie dotarł jednak do finału. Autor dowiedział się później, że sztuka nie była "odpowiednio edukacyjna".
Bo "Miss HIV" Macieja Kowalewskiego nie jest kolejną dydaktyczną opowieścią o ludziach zakażonych. Ale o najdrażliwszych zakamarkach ludzkiej psychiki. O wyścigu za wszelką cenę. O świecie show-biznesu, żerującym na chorobie i ludzkiej naiwności. Widać, że autor dbał jednocześnie o to,
aby nie przekroczyć subtelnej granicy, uniknąć powierzchownego śmiechu. Aby nikogo nie urazić na próby zaprosił osoby ze Stowarzyszenia "Bądź z nami". To one były konsultantami spektaklu.
Silną stroną przedstawienia jest też aktorstwo. Wszystkie postaci są wyraziste, mocne, dotkliwe. Ale jedna jest szczególna. Maria Seweryn wodzi widza za nos. Ta aktorka ma niewątpliwie swój fantastyczny czas. To kolejna rola, choćby po Pannie Julii (w teatrach w Rzeszowie i Gdyni), Ninie z telewizyjnej wersji "Martwej Królewny" Kolady czy Klarze w "Przypadku Klary" Dei Loher, w którą rzuca się bez trzymanki. W "Miss HIV" niebezpiecznie odsłania się przed nami po to, by za chwilę zaskoczyć i przerazić. Jej Irina to kobieta, która zdolna jest do wszystkiego. Chce wygrać za wszelką cenę. Nie mogę zdradzić finału, ale kiedy na telebimie w Le Madame oglądamy scenki z przyszłości, ciarki przechodzą po plecach.