Artykuły

Powiedz to własnymi słowami, Dzidka!

"Grupa Laokoona" w rez. Grupy Laokoona w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Michał Stąporek na portalu Trójmiasto.pl.

Czy w natłoku opinii dawno już wypowiedzianych można dziś mieć jeszcze własne, autentyczne poglądy na cokolwiek? Inscenizacja Grupy Laokoona w Teatrze Wybrzeże opowiada nie tylko o kondycji współczesnej sztuki, ale także o kłopotach z zachowaniem autentyczności w codziennym życiu.

Piękno i autentyzm to dwa tematy, które najbardziej zajmują bohaterów sztuki Tadeusza Różewicza "Grupa Laokoona", której premiera odbyła się w ostatnią sobotę w Malarni Teatru Wybrzeże. Ale choć poświęcają im niemal wszystkie swoje rozmowy, w nich samych trudno się tych wartości doszukać.

- Powiedz to własnymi słowami! - krzyczą do siebie bohaterowie w różnych konfiguracjach: Córka i Dziadek do Ojca, Przewodniczący Jury do Krytyków. Problem w tym, że mało komu to się udaje. Bohaterowie lepiej czują się wypowiadając frazesy, dzięki którym czują się bezpieczni i dowartościowani, ale których nikt nie rozumie. Mówienie "od siebie" przychodzi im z trudem.

Najprawdziwsza w tym całym towarzystwie jest chyba Córka - Dzidka, która woli nie mówić nic (powtarza tylko: nie wiem, nie wiem), niż wypełniać usta sloganami.

Bo wbrew deklaracjom bohaterów dramatu ich świat zdominowany jest przez sztuczność. Sztuczne są kwiaty, które wręczają sobie bohaterki, sztuczne są filiżanki, które nigdy nie spadają ze spodków, sztuczne są aspiracje Matki, zarówno własne, jak i wobec Dzidki. Sztuczny jest nawet - a może przede wszystkim - monstrualny penis, którego zdjęcie zajmuje jedną trzecią scenografii. Symbol sztucznych emocji? Nie mniej, niż opowieść jednej z bohaterek, o tym, iż "ogarniają ją dreszcze na myśl, że wydano Listy Spinozy. Tylko szkoda, że w tłumaczeniu". Czemu? Bo mniej autentyczne.

"Grupa Laokoona" w Wybrzeżu to nie tylko dobry tekst Różewicza, odważnie pokolorowany scenografią i ruchem scenicznym przez popartystów z Grupy Laokoona, ale także świetne role. Prawdę mówili twórcy spektaklu (Niech żyje popkultura!) że gdańscy aktorzy porozumieli sie z nimi mentalnie i duchowo. Dorota Kolak jako kura domestica z nadmiernymi ambicjami, Mirosław Baka jako rozczarowany światem krytyk sztuki, mieniący się estetą i miłośnikiem piękna Dziadek - Krzysztof Gordon, chodzący w plastikowych klapkach marki USA i wygodnym dresiku są po prostu świetni. Jerzy Gorzko, Mirosław Krawczyk i Zbigniew Olszewski - krytycy sztuki brylujący na wybiegu dla modelek niczym na targowisku próżności - spędzają swój kwadrans na scenie wręcz brawurowo.

Choć gdańska inscenizacja Grupy Laokoona ma wiele cech farsy i groteski, najsłabsze w całym przedstawieniu są te fragmenty, które wywołują najgłośniejszy śmiech na widowni. Problem w tym, że twórcy postawili na sitcomowo banalne, najprostsze metody jego wywołania. Dorota Kolak wkraczająca na scenę ze ścierką i płynem do czyszczenia w takt najbardziej znanej arii z "Carmen" Bizeta, dziś kojarzonej przede wszystkim z reklamą środków czyszczących, broni tej sceny swoim aktorstwem. Jednak rzucane przez nią w innych momentach słowa o "wykształciuchach", "IV RP", czy pokazywane na monitorach zestawienie ojca Rydzyka i nabrzmiałego penisa wywołują śmiech tyle głośny, co tani.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji