Artykuły

"Miniatury"

Każda scenka została udramatyzowana. Zawiera osobne przesłanie. Istnieje niezależnie i ma swój tytuł. O jej charakterze decyduje prostota i lapidarność przekazu, przy jednoczesnym bogactwie znaczeń. Impresje sceniczne z muzyką w reżyserii Tomasza Brzezińskiego w Teatrze Lubuskim powstały z inspiracji twórczością bułgarskiego aktora i reżysera Iwana Siwinowa. Czarny teatr to "tylko" białe tkaniny, białe kule, ultrafioletowe światło. No i aktorzy - ubrani na czarno, niewidoczni dla widza. To oni są animatorami tego fantastycznego świata białych sygnałów-zdarzeń, w którym żadna forma nie trwa dłużej niż kilkanaście sekund. Językiem przedstawienia nie jest słowo, ale obraz i muzyka (Morricone, Vangelis, Jarre, Duval, Rodriguez, Zinnurow, Musorgski, Bizet-Shchedrin tworzące czytelną, najpełniejszą "niemą wypowiedź". W "Miniaturach" jest jak we śnie, którego bohaterowie ulegają przeobrażeniom, znajdują kolejne wcielenia lub giną nieoczekiwanie z oczu rozpływając się w ciemności, by za chwilę pojawić się w zmienionych okolicznościach. W pierwszej scenie ("Uwertura") początkiem wszystkiego jest wielka drgająca plama tkaniny, "ożywiona" niewidocznymi rękoma. Stanowi jakby pierwotną materię, z któ­rej dopiero zrodzą się kształty. Każdy z nich, zręcznie uformowany, znajdzie miejsce w kolejnych historiach - o przyjaźni i wierności ("Lot"), o tęsknocie i porażce ("Ikar"), o miłości, walce i rozstaniu ("Razem"), o śmierci i rozpaczy ("Carmen"). Dzięki warsztatowej sprawności i grze zespołowej aktorów owe cudowne transformacje osiągają płynność dyktowaną nastrojem i muzycz­nym rytmem. Każdy z "niewidzialnych" artystów ma swoje miejsce: prowa­dzi rękę albo nogę, albo głowę, albo tylko palec, który staje się przedłużeniem jego palca, a ręka postaci jego własną. Dlatego o pięknie tego spektaklu mówić można dzięki owej harmonii i koordynacji ruchów. Organiczność między nieustannie stwarzaną na nowo lalką a aktorem znajduje wyraz m.in. w scenie "Pojedynku", kiedy czarnemu światu autor przywraca kolory. I chyba nie jest ona dla dzieci rozczarowaniem wobec zdemaskowanego, nie istniejącego świata czy brutalnym odsłonięciem jego mechanizmów. Jest w tym coś z cudownej bajki, w której dobry czarodziej postanawia nagle nasycić smutny, czarnobiały świat intensywnością czerwieni, pomarańczy i złotego brązu; zastąpić białą tunikę kwiecistą chustką. Magia iluzji zostaje zachowana. Walka kogutów ukazana na kolorowo i z udziałem niewidzial­nych dotąd aktorów jest tylko próbą dopełnienia wyobraźni dziecka, które pod białe, anonimowe kontury podstawia sobie konkretne postacie. Jest, można by tak rzec - spełnieniem marzeń.

Od momentu "Pojedynku" na scenie pojawiają się barwne elementy i motywy łączone w konfiguracje. Znów wszystko od początku. Barwny świat ma swój własny rozwój. Ponownie pierwsze, podstawowe wątki - kawałki szmatek, chustek, wstążek rozpoczną ostatnią historię o Carmen. Świat wykreowanych przez Brzezińskiego, pozornie odrębnych, opatrzo­nych własnym tytułem małych form fabularnych przenika wspólna myśl. Dotyczy spraw ważnych i ulotnych. Sposób jej przekazania dowodzi, że obok siebie mogą znaleźć się różne i niezależne światy. Istotne nie przez swoją formę i konwencję, ale ze względu na treść. Dwa obrazy równie komunikatywne (i doskonałe w wykonaniu). Pozostawiające każdemu - dziecku i dorosłemu - wielość interpretacji i wzruszenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji