Artykuły

Bohema w mieszczańskim sosie

Po "Cyganerię" Pucciniego sięgnął łódzki Teatr Wielki. Początek nowego wieku, ba tysiąclecia, to świetna pora do przyjrzenia się artystycznym niepokojom i radościom, podjęcia próby określenia miejsca artysty w tak zwanym zwykłym świecie, a także podzielenia się wiedzą o prawdziwej naturze miłości.

Spostrzeżenia Laco Adamika, który "Cyganerię" w Łodzi wyreżyserował, nie są odkrywcze, chociaż mogą zaskakiwać: oto Adamik - wszak sam artysta - ukazuje na scenie bohemę cokolwiek zmieszczaniałą. I taki też artystowsko-mieszczański daje spektakl. W dobrej i odważnej scenografii Milana Davida reżyser lokuje akcję grzecznej opowieści o tym, jak pewien biedny poeta zakochał się w jeszcze biedniejszej hafciarce, ale ponieważ był zazdrosny, to związek rozpadł się, by w chwili dramatycznej mógł się odrodzić. Oczywiście za późno, bo śmierć kochanków rozdziela.

Zamysłem Adamika było z pewnością uniwersalizowanie historii, ale skończyło się ono na przeniesieniu akcji z czasów balzakowskich w epokę fin de siecle'u. Powiew nowoczesności starają się wnieść kostiumy, ale stylistyczny galimatias choć służy zachowaniom artystowskim bohaterów niewiele objaśnia widzom. W rezultacie mamy więc przedstawienie tyleż interesujące, co niekonsekwentne, za to urodziwe i - co też przecież ważne - nienudne. Bo Adamik, choć nie wszystko wyjaśnia, to świetnie prowadzi narrację, zajmująco i przejmująco rozgrywa punkty kulminacyjne, wzrusza.

W sukurs reżyserowi poszli wszyscy soliści: zdyscyplinowani wokalnie, ciekawi aktorsko, ale nie do końca przekonani, w jakiej "bajce" występują. Nikt z występujących (może poza Andrzejem Kostrzewskim - Schaunard) nie potrafił manifestować swej przynależności do grona cyganerii, bez wyjątku natomiast każdy poruszył interpretacją. Małgorzata Kulińska znakomicie przekazała nieujarzmiony temperament Musetty, śpiewając przy tym zachwycająco. Monika Cichocka zaś urzekała delikatnością jako Mimi, zarazem dając dramatyczny wizerunek postaci i olśniewając kreacją wokalną. Przepięknie śpiewał Marcelego pełen dowcipu Zenon Kowalski, sprawnie i przekonująco, choć może nazbyt subtelnie zaśpiewał Rudolfa Krzysztof Marciniak. Artyście należą się szczególne gratulacje, bowiem partia Rudolfa wymaga raczej głosu bohaterskiego, tymczasem Marciniak dysponuje delikatnym, lirycznym tenorem. To było duże wyzwanie dla śpiewaka. Podobał się także Rafał Pikała, wzruszył do łez interpretacją piosenki - żałobnego marszu Coline'a.

Premierowego wieczoru znakomicie grała orkiestra prowadzona ręką Tadeusza Wojciechowskiego, który powinien nieco więcej uwagi poświęcać występującym na scenie solistom: oni są pełnoprawnymi twórcami przedstawienia, wypada traktować ich z zainteresowaniem równym muzykom orkiestry. Bez zarzutu zaprezentowały się chóry: Teatru Wielkiego pod kierunkiem Marka Jaszczaka i dziecięcy, pod dyrekcją Elżbiety Sobieraj. I chociaż ta "Cyganeria" trochę mieszczańska, przyjemność z jej oglądania duża. Polecam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji