Artykuły

Horsztyński, czyli 30 sekund

"30 sekund" w reż. Bogny Podbielskiej w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu. Pisze Dorota Wodecka-Lasota w Gazecie Wyborczej - Opole.

Raz w roku Teatr im. Jana Kochanowskiego musi wyprodukować spektakl oparty na klasyce polskiej. I efektem tego nieformalnego przymusu jest "30 sekund" w reżyserii Bogny Podbielskiej.

Sądzę, że Konfrontacje Teatralne Klasyka Polska, jakie rokrocznie odbywają się w naszym teatrze, wymuszają niejako na gospodarzach przygotowanie inscenizacji opartej na dziełach polskich klasyków. Inne teatry w kraju nie mają tego imperatywu, stąd jeśli próbują zmagać się z polskimi dziełami powstałymi co najmniej przed 50 laty, jest to prawdziwie efekt ich wolnego wyboru zainspirowanego oczywiście fascynacją tekstem, ale i jego równie fascynującą wizją reżyserską.

Bognie Podbielskiej, która wzięła na warsztat niedokończony dramat Juliusza Słowackiego "Horsztyński", fascynacji tekstem odmówić nie można, o czym dzieliła się z dziennikarzami na konferencji prasowej. Ale czy wyreżyserowany przez nią spektakl dorównuje tym jej fascynacjom?

Zaskakujące zapowiedzi

Po zapowiedziach przedpremierowych, wedle których w spektaklu znajdziemy część historii, jaka tworzy się na naszych oczach, oczekiwałam ważnego wewnętrznego tąpnięcia. Reżyser miał szanse poruszyć sumienia i emocje. Miał wszak odnieść się do zdrady narodu 13 grudnia 1981 roku, dzikiej lustracji przy użyciu teczek czy "papierów", których zawartość decyduje nie o tym, kim byliśmy, ale kim jesteśmy (i kim będziemy). Miał przypomnieć, że świata i postaw ludzkich nie można odbierać w dwóch skrajnych barwach. Nie zrobił tego, bo współczesny kostium i przebranie aktorów w mundury polskiej milicji czy radzieckich sołdatów to za mało, by poczuć analogię do współczesnej historii Polski. Więcej emocji i refleksji w tym temacie dostarczać mogą lektury codziennych gazet niż spektakl, które emocje owe miał wywołać. Dramat Słowackiego rozgrywa się u progu wybuchu insurekcji kościuszkowskiej. Jest więc Moskal ciemiężca, Naród, który szykuje zbrojne powstanie, i Caryca Katarzyna pociągająca z dala wszystkimi sznurkami.

Bohater - Szczęsny Kossakowski (Maciej Namysło) to syn prorosyjskiego hetmana Szymona (Andrzej Czernik). Słowacki dał mu rolę tragiczną - "mężczyzna jest rozdarty w sytuacji ciągłego niemożliwego wyboru: jego patriotyczne przekonania każą mu sprzeciwiać się ojcu, ale synowska lojalność nie pozwala pójść za wezwaniem spiskowców pragnących przeciągnąć go na swoją stronę"(Dariusz Kosiński "Słownik Teatru", Wydawnictwo Zielona Sowa). Tyle że w spektaklu postać grana przez Macieja Namysło nie budzi u mnie współczucia, bo nie czuję jego dramatycznego rozdarcia. Bardziej jawi mi się jako intelektualista, może filozof, któremu egoizm nie pozwala zaangażować się po którejkolwiek ze stron. Nie przekonuje mnie. Nie przekonuje mnie również Hetman. Na czym polegać ma jego dramat? Że przymuszony podpisał jakieś "papiery" w młodości i teraz, chcąc nie chcąc, musi wykonywać rozkazy mocodawczyni z Rosji? Kwity mogą być powodem wyboru takiej czy innej życiowej drogi, ale reżyserka nie dała mi szansy, by uwolnić postać Hetmana od jednoznacznej oceny.

Duet Bielewicz-Bednarek

Gdybym jednak szła na spektakl, nie znając intencji jego twórców, wówczas napisałabym, że Bogna Podbielska i scenograf Marcin Chlanda uwspółcześnili dramat Słowackiego, by mógł być interesujący dla widza. Szczególnie młodego, który niekoniecznie kocha polskich klasyków.

Reżyserka przywołała za Słowackim zapomniane poczucie honoru i wspaniałomyślności. Oddała ludzkie tęsknoty za miłością czy zmianą swej pozycji społecznej. Ukazała zdradę - jej rożne motywacje i konsekwencje.

W uczynieniu tych kwestii atrakcyjnymi niewątpliwie pomogli jej opolscy aktorzy, wśród których na plan pierwszy wybija się Zofia Bielewicz. Z partnerującym jej Mirosławem Bednarkiem otrzymali od widzów spontaniczne brawa w czasie spektaklu, co na premierach nie zdarza się często. Bardzo przekonująco wypadł Grzegorz Minkiewicz w roli ociemniałego konfederata barskiego Ksawerego Horsztyńskiego i Adam Ciołek, który wprawdzie pojawia się na scenie na kilka minut, to jednak jest tak autentyczny i naturalny, że osoba Nieznajomego daje pewność, że on dokonał właściwego wyboru, angażując się po stronie powstańców.

Reasumując: gdyby nie zapowiedzi przedpremierowe, dorabianie głębi tam, gdzie jej nie było, nie wyszłabym z przedstawienia rozczarowana. Ale na szczęście zawiódł mnie marketing, a nie historia i Słowacki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji