Artykuły

Pocieszenie dla nas

"Miłość i polityka" w reż. Jerzego Bończaka w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach. Pisze Lidia Cichocka w Echu Dnia.

Sztuka Pierre'a Sauvila "Miłość i polityka", której premiera odbyła się w sobotę w kieleckim teatrze, to nie tylko ucieszenie, ale i pocieszenie dla Polaków. Okazało się bowiem, że to wszystko, co bulwersuje nas w kraju - wybuchające co i rusz skandale i afery - nie są tylko naszą domeną. Trudno podejrzewać Francuza, by swój utwór budował śledząc sytuację polityczną w kraju nad Wisłą. A to znaczy, że także we Francji świat polityków jest zdemoralizowany.

ŚMIECH I BRAWA

Poznajemy otóż dwóch panów z jednej partii. Potężna sylwetka jednego z nich i krawat w paski mogą nasuwać pewne skojarzenia, ale nie muszą. Jeden jest ministrem sprawiedliwości, ten drugi, poseł i kolega klubowy, znajduje teczkę z dowodami o łapówkarskiej przeszłości kumpla. Proponuje mu układ: dokumenty zwróci, jeśli żona ministra, kobieta czysta, co to męża nigdy nie zdradziła, pojedzie z nim na tydzień na Karaiby.

Fabułka, jak fabułka, ale kielecka publiczność nagradzała na przemian śmiechem i brawami kwestie, które jak ulał pasują do naszej rzeczywistości. Zaczyna się od stwierdzenia ministra, pouczającego swego młodego sekretarza: "Należy obiecywać, w polityce i tak się nie dotrzymuje słowa". I ciąg dalszy nauk: "To, że ja jestem ministrem, a on posłem, to nie dlatego, że jestem zdolniejszy, ale że lepiej kłamię".

W tym świecie nie ma nikogo uczciwego. To, że poseł Bouladon jest draniem, bez skrupułów wykorzystującym sytuację, nikogo nie dziwi. W finale stwierdza co prawda: "Jestem posłem, ale także człowiekiem". Draniem okazuje się także sekretarz, chociaż usta ma pełne frazesów i co rusz podkreśla swą katolickość. O Agathe, asystentce ministra, z którą kiedyś łączył go romans (ale to się nie liczy, bo wtedy był tylko posłem), nie ma co mówić, wszak to była agentka. Co innego żona - Pauline - ten wzór cnót gotów posła Bouladon poskramiać mowami o honorze, na wieść o jego męskich przymiotach szybko zmienia zdanie.

ŚWIETNE TEKSTY I DOBRA GRA

Świetne, aktualne teksty, na które tak żywiołowo reaguje publiczność, to zasługa Barbary Grzegorzewskiej, świetnej tłumaczki, osoby z ogromnym poczuciem humoru.

Do tego dochodzi bardzo dobra gra Pawła Sanakiewicza w roli ministra, jest on do bólu wiarygodny, a wiernie partneruje mu Jerzy Bończak jako Bouladon. Szczęśliwie i aktor, i reżyser w jednej osobie "nie poleciał Bończakiem", czyli zrezygnował z przerysowywania postaci, nadmiernej ekspresji i okazało się, że ten umiar świetnie posłużył przekazowi. Beata Pszeniczna (ministrowa) nie bardzo sprawdziła się w rolki słodkiej idiotki, chociaż kilka scen miała naprawdę dobrych (prawdziwa perełka - kuszenie posła przez telefon). Żal, że sekretarz Thibaut, grany przez Dawida Żłobińskiego, mówi tak drętwym głosem, jakby wynajęto go z amatorskiego teatru. Jedyna nadzieja, że to trema i przy tak dobrych kolegach rozegra się. Ewelina Gronowska, była agentka Agathe, co to postanowiła wreszcie wziąć się za uczciwą pracę, bawi się rolą i dobrze jej to wychodzi.

Niestety, chociaż w trakcie sztuki widzowie śmiali się głośno, a spektakl zakończył się owacją na stojąco, to jednak kwestia padająca w ostatnich minutach ze sceny: "Gdyby wyborcy znali ludzi, na których głosują, to nikt nie poszedłby do wyborów" brzmi długo w uszach. Nie tyle śmiesznie, co prawdziwie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji