Artykuły

Bryk z "Jądra ciemności"

"Jądro ciemności" to jedna z ważniejszych dla mnie książek, stąd do Teatru na Woli szłam z zaciekawieniem. Jak też reżyser ugryzie ten mroczny temat? - o "Jądrze ciemności" w reż. Krzysztofa Wierzbiańskiego w Teatrze na Woli pisze Katarzyna Zielińska z Nowej Siły Krytycznej.

Żywienie nadziei wobec scenicznych adaptacji lektur i paralektur to jednak osobliwe hobby. Zamiast znaleźć się w świecie niepokojących przejawów ludzkiej natury, wróciłam - poprzez narzucające się wspomnienie - do czasów licealnych, kiedy wraz z klasą prowadzano nas stadnie do Teatru na Woli, by choć trochę nas ukulturalnić. Przeczucie nie zawodzi: reżyser Krzysztof Wierzbiański jest animatorem Sceny Zielone, kierującym swą twórczość przede wszystkim do osób w tym właśnie wieku.

Marlow (Robert Delegiewicz, na zmianę z Krzysztofem Franieczkiem), krąży między ustawionym na środku sceny drewnianym podestem z zawieszonym na nim kołem ratunkowym (symbol statku) a stolikiem po lewej, będącym miejscem pracy lekarza lub meblem z domu narzeczonej Kurtza. Te nieznaczne zmiany miejsca łączą się z wchodzeniem Marlowa w relacje z kolejnymi osobami, które niczym refren powtarzają nazwisko mitycznego poszukiwacza kości słoniowej. Reżyser poszatkował linearny tekst wyjściowy, konfrontując Marlowa najpierw z Rosjaninem i narzeczoną, później przedstawiając historię jego podróży, i do narzeczonej wracając.

Spektakl toczy się niespiesznie, oparty głównie na słowach. Może to właśnie sprawia, że jest tak obojętny, zwłaszcza, że aktorzy raz po raz wpadają w pułapkę śpiewnej recytacji. Na samym początku wpada w nią Delegiewicz, potem jednak porzuca tę ozdobną manierę. Nie wybroniła się jednak przed nią odtwórczyni roli narzeczonej, Krystyna Wolańska. Dwie sceny, w której rozmawia z Marlowem, to ciekawy przykład wpływania na siebie aktorów: "rozgrzany" już w mowie Delegiewicz, w kontakcie z egzaltowaną, wzdychającą panią (chyba) mimowiednie wraca do owych popisów recytacyjnych. Być może jest to świadomy zabieg, gdyż aktor mówi w ten sposób przez cały czas, gdy nie chce urazić żyjącej złudami narzeczonej; natomiast chwila irytacji, której nie sposób ukryć - i jego "Niech pani przestanie!" brzmi zupełnie inaczej, prawdziwie

Swoją drogą, pojawienie się narzeczonej wywołało u mnie lekki szok: co prawda w powieści Conrada czytamy: "Zauważyłem, że nie była bardzo młoda - to znaczy, nie wyglądała na dziewczątko", jednak mowa jest o dziewczynie, a nie o pani w mocno średnim wieku, w dziwacznym welonie na głowie, która raczej śmieszy lub złości zamiast budzić współczucie.

Pozostali dwaj aktorzy, odtwarzający po cztery role, to Grzegorz Klein (Kapitan, Dyrektor, Rosjanin, Dziennikarz) i Krzysztof Radkowski (Lekarz, Księgowy, Wuj Dyrektora, Urzędnik). Ten drugi jest mocnym punktem spektaklu: bez poślizgu wciela się w kolejne postaci, jako Lekarz jest subtelnie zgryźliwym besserwisserem, dla którego Marlow jest obiektem badań; jako Księgowy - zakłopotanym wobec Marlowa, dobrodusznym człowieczkiem, któremu niepewny uśmiech znika z twarzy za każdym razem, gdy tamten się od niego odwraca. Wuj Dyrektora to skrzekliwy staruch. I tylko kostium tej ostatniej roli jest zgrzytem, podobnie jak kostium narzeczonej czy Rosjanina. Stroje te wyglądają jak przebrania na bal dla przedszkolaków. Grzegorz Klein nie ma elastyczności Radkowskiego. Jako entuzjastyczny Rosjanin jest przekonujący, choć w jego głos wkrada się momentami ów denerwujący zaśpiew. Natomiast rola Kapitana jest narysowana zbyt grubą kreską, aktor stoi sztywno i butnie, jak na silnego faceta przystało, i huczy przesadnie niskim głosem. Być może potrzeba mu jeszcze trochę czasu na rozegranie się.

Tyle o aktorach, jeśli zaś chodzi o "ugryzienie" powieści - tego po prostu w spektaklu Wierzbiańskiego nie ma. Reżyser zainscenizował ten tekst i gdyby nie ingerencja w kolejność wątków, mielibyśmy zwykłe przeniesienie w skali jeden do jednego. Powieść Conrada zasługuje na coś więcej, niż na zrobienie z niej scenicznego bryka. To tekst wstrząsający i niebezpieczny, a nie szkolna czytanka. Myślę, że nawet licealiści - bo, jak rozumiem, to do nich skierowany jest przede wszystkim ten spektakl - ucieszyliby się z bardziej oryginalnego reżyserskiego ujęcia niż to, które zostało zaprezentowane.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji