Artykuły

Realizacja absolutu czyli „Policja” Mrożka

Sławomir Mrożek jest chyba jednym z najpłodniejszych polskich dramaturgów współczesnych i najczęściej grywanym, co nie zawsze idzie ze sobą w parze.

Wystawianą obecnie przez Teatr Nowy w POSK-u Policją debiutował w 1958r. w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, spotykając się z gorącym i pełnym zainteresowania przyjęciem. Był to okres tzw. „odwilży”, po terrorze lat stalinowskich. Polacy zachłystywali się świeżym powiewem swobody w kulturze, z entuzjazmem przyjmując wszystko, co krytycznie mówiło o totalitaryzmie.

Policja – jak pisze słusznie w programie Józef Kelera – jest zrealizowaniem absolutu”.

To rzecz o wężu, pożerającym własny ogon: zadaniem policji jest stworzenie społeczeństwa lojalnego, posłusznego władzy – ba! miłującego ją nawet. W chwili, gdy postulat ten zostaje zrealizowany, policja traci rację bytu.

Jak dalej pisze Kelera – „w imię «policyjności», policja musi się zwrócić przeciwko absolutowi tejże «policyjności»: zrujnować absolut i zacząć od nowa, z czego wniosek, że błąd tkwił w założeniu”.

Ponadczasowe i absurdalne założenie Mrożka ma jednak jeszcze jeden błąd: mianowicie zakłada on uczciwość policji, co – przyjmując zgodnie z treścią sztuki, iż rzecz dotyczy systemu totalitarnego – jest sprzecznością samą w sobie.

Naczelnik u Mrożka, z braku winnych, nadających się do aresztowania, obsadza w tej roli (zresztą za jego zgodą) Sierżanta-prowokatora, byle tylko „policyjność” mogła nadal istnieć. Doświadczenie z życia wyraźnie wskazuje, iż służba bezpieczeństwa ani w PRL-u, ani w innych państwach totalitarnych nie miała i nie ma problemu z fabrykowaniem fałszywych oskarżeń i aresztowaniem niewinnych ludzi. Mówią o tym procesy Akowców skazywanych za rzekomą zdradę kraju, mówią o tym nawet procesy komunistów sowieckich, przyznających się pod presją do niepopełnionych przestępstw.

I być może na tym między innymi polega rysa w tak logicznie zdawałoby się przeprowadzonym wywodzie.

Nie od rzeczy jest też upływ czasu – w 30 lat po premierze, sztuka Mrożka straciła swoją świeżość i ostrość, w porównaniu z utworami, jakie pojawiły się później, natomiast uwidoczniły się jej debiutanckie słabości. A więc brak akcji, statyczność i przegadanie aktu I i II. Wynagradza to w pewnym stopniu akt III, spiętrzający absurd do ostateczności, gdzie mamy wreszcie do czynienia z rzeczywistym teatrem, a nie tylko intelektualną groteską, rozpisaną na głosy.

I jeszcze jedno: inaczej odbiera się Policję w Polsce, a inaczej tutaj, w zupełnie innych warunkach.

Marcin Sławiński wyreżyserował sztukę starannie, zgodnie z zaleceniem autora by „nie udziwniać”, zabrakło mi jednak czegoś więcej – a mianowicie osobistego stosunku do niej.

W obsadzie aktorskiej znajdujemy nazwiska tak sprawdzonych aktorów, jak Zofia Walkiewicz, Czesław Grocholski, Daniel Woźniak, Grzegorz Stachurski i występujący gościnnie Joachim Lamża, który w roli Sierżanta-prowokatora stworzył świetną sylwetkę funkcjonariusza, zaplątanego w sidła własnej „policyjności”. Jego bezradność wobec zachodzących po aresztowaniu zmian w nim samym, była tyleż zabawna, co budząca współczucie i bardzo przekonywająca.

Interesująco wypadł też Grzegorz Stachurski, grający Naczelnika – krwisty i pełen wyrazu, budując postać znakomicie osadzoną w tych absurdalnych realiach.

Nie ujmując nic pozostałym aktorom, uważam te dwie role za wybijające się na czoło przedstawienia.

Senior naszego teatru, Czesław Grocholski, zagrał swego Generała poprawnie, obdarzając go może zbyt dużą dozą dobroduszności, a Zofia Walkiewicz w malutkiej rólce Żony nie miała zbyt wielkiego pola do popisu.

Daniel Woźniak stanowczo lepiej się czuł w III akcie jako Adiutant niż w długich tyradach aktu I, ale to już sprawa tekstu. Jest to zbyt dobry aktor, by nie poradzić sobie ze słabościami dialogu, nie miał jednak okazji do rozwinięcia w pełni swego talentu i jeśli wolno mi powybrzydzać – wołałam go w roli innego więźnia, choć też w sztuce napisanej przez Mrożka, a mianowicie w Alfie.

Z dwóch statystów bardziej podobał mi się Jacek Sośnierz, służbisty robot, wykonujący swe zadania z twarzą pozbawioną wyrazu, podczas gdy Krzysztof Twardowski był jednak zbyt prywatny, a za mało aktorski.

Autorem bardzo dobrej scenografii jest Robert Czajkowski, który wykorzystując istniejące warunki, pomysłowo rozbudował przestrzeń sceniczną, zamykając ją wiele mówiącą kratą.

Sztukę kończy okrzyk „wolność”, wzniesiony przez… a właśnie, przez kogo? Czy domaga się jej policjant przemieniony w buntownika, czy dawny sierżant wciąż prowokuje? I o jaką wolność się dopomina – noszenia policyjnego munduru i kalesonów z lampasami, czy o Wolności z dużej litery?

Chwała reżyserowi, że nie postawił kropki nad „i” w tym jakże mrożkowym przejawie gorzkiej ironii.

Doceniając wkład pracy całego zespołu wraz z organizującą całość Urszulą Święcicką, uważam przedstawienie za warte obejrzenia choćby ze względu na pozycję Mrożka w naszej dramaturgii i poziom aktorski spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji