Artykuły

„Alfa”- bet Mrożka

Nie tak dawno, bo parę tygodni temu, miałem okazję napisać w „Dzienniku Polskim” kilka słów o Sławomirze Mrożku z racji przyznania mu dorocznej nagrody Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie za całokształt twórczości. Nie wiedziałem wówczas, iż będę miał wkrótce możność obejrzenia jego najnowszej sztuki Alfa, której prapremiera angielska odbyła się niedawno w Stanach Zjednoczonych.

Teatr Nowy poradził sobie z Alfą wręcz doskonale. Nie jest to chyba przypadek, bo wystarczy sięgnąć pamięcią do wiosny, kiedy to wystawiony przez tę scenę spektakl „Wyjątkowe pozwolenie na pobyt” bił rekordy powodzenia. Nie dziwcie się więc państwo, że tym razem zacznę od organizacji, a więc od Urszuli Święcickiej, która dwoi się i troi, a każde zorganizowane przez nią czy przy jej współudziale widowisko cieszy się dużym wzięciem.

Pawet Dangel to reżyser młody, ale ma za sobą już spory dorobek twórczy. Myślę, że Alfa uznana zostanie za jego duży sukces i za najlepiej wystawioną sztukę w teatrze polskim POSK-u w roku bieżącym. Zwłaszcza że – co należy mocno podkreślić – sztuka nie jest do wyreżyserowania łatwa i trudno jest przy jej realizacji uniknąć zasugerowania widzowi rzucających się w oczy podobieństw do autentycznych postaci. To jednak – z wyjątkiem roli Lambdy odtwarzanej przez Janusza Guttnera – reżyserowi się w pełni udało.

Piszę o tym wyjątku dlatego, iż za niepotrzebne uznają wystylizowanie postaci Lambdy na podobieństwo polskiego prymasa. Nie dlatego, by raziło to religijne uczucia, lecz z prostego powodu: sam mistrz Mrożek napisał kwestie AlfaLambda w takim stylu, by nie mogły one wyglądać jako rozmowa kardynała prymasa z przywódcą polskich robotników. Zrobił to niewątpliwie celowo, z rozmysłem, by podkreślić ponadpaństwowość i ponadczasowość dramatu, jako że cała sztuka przywołuje i tak nazbyt ostro skojarzenia z polską rzeczywistością. A przecież Mrożek doskonale zdaje sobie sprawę, że nie jest już „własnością” wyłącznie polską. Jego sztuki – również Alfa – to uniwersalne dzieła, które można odtwarzać w każdym języku i pod każdą szerokością geograficzną.

Tu trzeba dodać, że w tym aspekcie najtrudniej jest wystawić i również odebrać sztukę Polakom. Chcąc nie chcąc – analogie nasuwają się same. Wobec takiego dictum acerbum starałem się zwracać uwagę przede wszystkim nie na treść, lecz na grę i reżyserkę. Duża i powiedziałbym – skomplikowana rola Alfy była do zagrania bardzo trudna. Zbigniew Janowski poradził sobie z nią świetnie. Miejscami ujmujący, zagubiony w meandrach psychologicznych więzień, miejscami twardy, wiedzący doskonale czego chce i o co walczy przywódca narodu.

Również Krzysztof Różycki (Beta) jako pułkownik policji wypadł bardzo obrazowo i autentycznie, na co daję czytelnikowi swoje słowo, jako że sam miałem wątpliwą przyjemność czy też niewątpliwą nieprzyjemność mieć do czynienia z tymi panami w praktyce. Skoro już jesteśmy przy policji, warto zwrócić uwagę na dobrą choć marginesową, mimiczną rolę szarego policjanta. Henryk Zieliński nie wypowiada wprawdzie ani jednej kwestii, ale wygląda na scenie jak żywy ubek.

Za wręcz rewelacyjną muszę uznać krótką acz najtrudniejszą pod względem tekstu rolę PI odtwarzaną przez Matyldę Szymańską. Znalazła się ona doskonale jako naiwna dziennikarka- politykierka (kogoś mi to również przypomina) przybyła z zagranicy przeprowadzić wywiad z więzionym przywódcą. To też jest akcent, którym Mrożek daje do zrozumienia widzowi, że rzecz nie musi się dziać w Polsce – w naszym kraju byłoby to raczej ewenementem.

No i jak zawsze chwytająca za serce urodą i umiejętnościami aktorskimi Joanna Kańska w dużej roli Ety, miejscami nieco roznegliżowana i wprowadzająca chyba pierwszy raz w emigracyjnym teatrze – jakże potrzebny element seksu. Niektórzy – nazwijmy ich po imieniu: purytanie i panie Dulskie – obawiali się, że może to wywołać zgorszenie, okazało się jednak, że żaden ze starszych panów zawału serca nie dostał.

Najsłabiej chyba i mało przekonywająco wypadł Janusz Guttner jako Lambda – dostojnik kościelny. Natomiast dwaj świetni aktorzy Tomasz Borkowy (Gamma) i Daniel Woźniak (Kappa) tym razem nie błyszczeli na scenie jako pierwszoplanowe gwiazdy. Role mieli skromne, zarazem jednak o silnym pierwiastku dramatycznym. Wywiązali się z nich prawidłowo, tak jak można się było tego po nich spodziewać – bez niepotrzebnego efekciarstwa, fachowo, z rutyną.

Reasumując, trzeba wyraźnie powiedzieć, że Alfa jest najważniejszym wydarzeniem teatralnym roku, który przemija. I to nie tylko ze względu na osobę autora sztuki, ale również na całość jej inscenizacji. Może jedynie ostatni akt wypadł nieco zbyt pompatycznie. Może trzeba było zakończyć na dwóch strzałach za sceną, a resztę pozostawić… domyślności widza?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji