Artykuły

Łamanie konwencji

W niedzielny wieczór niebo zlitowało się wreszcie i zapewniło piękną, bezchmurną pogodę nad poznańskim Starym Browarem, umożliwiając artystom realizację, a widzom odbiór premiery opery Carmen Georgesa Bizeta. Ów meteorologiczny czynnik, jakże ważny w przygotowaniach do premiery, nie był jednak jedynym, który budził wiele obaw przed niedzielnym spektaklem.

Oto złamana została konwencja. Pomysł Teatru Wielkiego imienia Stanisława Moniuszki w Poznaniu i właścicielki Starego Browaru, Grażyny Kulczyk, by wyprowadzić spektakl operowy z gmachu pod Pegazem (pierwsze złamanie konwencji), by zrealizować przedstawienie plenerowe, nie jest pomysłem nowym, a raczej pochodną propozycji impresariatu zagranicznego. Stanowi jednak z pewnością bardzo atrakcyjną pokusę dla reżysera i wykonawców, a także otwiera nowe możliwości dla inwencji artystycznych w odmiennych, nietuzinkowych obiektach architektonicznych.

Dla treści opery Carmen tereny Starego Browaru wydają się bliższe niż papierowe dekoracje teatralne. Stare mury fabryczne, wielopoziomowość zabudowań i przestrzeń dają duże możliwości, ale wymagają też dodatkowego sprzętu, głównie akustycznego. W najgorszej sytuacji znalazła się orkiestra kierowana przez Krzysztofa Słowińskiego, której rzadko służy otwarta przestrzeń, a już zawsze przeszkadza brak odsłuchu. Trudno też w tych warunkach wymagać niuansowej precyzji od wyposażonych wprawdzie w system mikroportów, ale bez odsłuchu, wykonawców.

W dzisiejszych czasach ze sporym zdziwieniem przyjmujemy fakt premierowego wystawienia Carmen w roku 1875 w budynku Opera Comique w Paryżu. Carmen operą komiczną? Z pewnością tak od strony formalnej, ale już sam Bizet dążył do nadania jej stylistyki realistycznej, ujawniającej prawdę wcale nie komediową, lecz dramatyczną, tragiczną.

Reżyser Marek Weiss-Grzesiński poszedł jeszcze dalej w przełamaniu klasycznej konwencji i postanowił rzecz całą uwspółcześnić (w stronę popkultury), oderwać od „napuszonej francuskości”, dopełnić naturalizmem, coraz bardziej widocznym współcześnie brutalizmem, tudzież postępującą technicyzacją (wyposażając bohaterów spektaklu w motocykle i samochody). Efekty uzyskał mieszane. Obok scen znakomitych, w dużej mierze zbiorowych (raz jeszcze brawa dla wielopostaciowego chóru), czy choćby takiej jak ustawienie Escamilla w roli idola popkultury à la Elvis Presley (niezły Rafał Songan), znalazły się wyraźne przejawy braku konsekwencji lub nieuzasadnionego pomieszania stylistyk. Nieporozumieniem okazał się zupełnie niepopowy balet.

Przy całych uwarunkowaniach (trudnościach!) spektaklu plenerowego należy docenić dokonania solistów. To także dla nich trudna lekcja zdobywania nowych umiejętności. Najlepiej odrobiła ją zapewne młoda Galina Kuklina jako tytułowa Carmen.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji