Hołd pomylonemu
"Chcę być pomylony. Pomyleni mają w głowie słoneczko... Wiedzą gdzie jest Bóg... Nie boją się ludzi... Błogosławią chleb... Nie dają się głaskać... Odchodzą samotni..." - strofy wiersza Tadeusza Nowaka, który Marek Grechuta zaśpiewał pięć lat temu na swojej płycie, to life-motif spektaklu Jerzego Satanowskiego.
Hołd pomylonemu, czyli artyście? Artyście na pewno. Ale ten śpiewany hołd na deskach zielonogórskiej sceny nie ma nic z zadęcia. A batem się tego spektaklu. Premiera zaledwie trzy miesiące po śmierci Marka Grechuty, kiedy z witryn księgarskich wołają biografie autora "Nie dokazuj", kiedy w rankingach sprzedaży płyt ścigają się "The Best..." z najnowszym, Grechutowym, albumem Grzegorza Turnaua...
Tymczasem w "A wszystko to ty..."... nie ma "Korowodu"! Satanowski zaczyna "Sztuką" z płyty "Dziesięć ważnych słów" i w swoim spektaklu z 23 utworami, hity typu "Gaj" czy "Wiosna, ach to ty" wykorzystuje połowicznie. I bardzo dobrze!
Bałem się statycznego wykonania: ktoś wychodzi do mikrofonu, kończy, schodzi... Pewnie, że i tu aktorzy wychodzą, ale biegiem! I do tego po schodach! To dzięki znakomitemu pomysłowi wielopiętrowej sceny. Cała przestrzeń żyje, a ekran, na którym kwiatem czy prawdziwym deszczem, reżyser odmierza pory roku - tylko dopełnia całości. Zaskakują niektóre interpretacje. Np. "Będziesz moją panią" w ustach Janusza Młyńskiego brzmi jak rozkaz... Znakomicie wypada zespół muzyczny. Dobrze robi spektaklowi tempo: chciałoby się klaskać po każdym utworze, ale już kolejna fraza z "Pomylonego" i kolejna piosenka.
W latach 80. jeździło się do poznańskiego Teatru Nowego na Stachurę. Czy teraz będzie się chodziło do Lubuskiego na Grechutę? Frekwencja pierwszych przedstawień daje taką nadzieję.