Artykuły

Teatr i zewnętrzności

Człowiek jest najsilniejszy, kiedy wie, że jest bezsilny - o "Miłości Fedry" w reż. Andrzeja Pakuły w Korporacji Teatralnej w Poznaniu pisze Marcin Maćkiewicz z Nowej Siły Krytycznej.

Urzekająca jest energia młodych twórców składających się na Korporację Teatralną. Ich determinacja sprawiła, że w ciągu zaledwie trzech lat z nieformalnej grupy licealistów stali się sprawnie działającym zespołem realizującym spektakl na impresaryjnej poznańskiej Scenie Rozmaitości. Niepokojące jest jednak wrażenie, że ów entuzjazm przysłania możliwość krytycznego spojrzenia na własne możliwości warsztatowe. Najnowsza premiera zespołu - "Fedra" wg Sarah Kane i Eurypidesa - wyraźnie pokazuje, że nie są jeszcze gotowi, by tworzyć teatr, jaki najwyraźniej tworzyć by chcieli.

Grupa pod przewodnictwem Andrzeja Pakuły (wtedy jeszcze jako Inny Teatr) swój pierwszy spektakl zrealizowała już w 2003 roku. "Sny" Wyrypajewa pokazywane w sali Ośrodka Teatralnego "Maski" bardzo wyraźnie wskazywały na ówczesne inspiracje twórców tego spektaklu. Przedstawienie przesączone estetyką warszawskiego Teatru Rozmaitości tonęło w niedoborach aktorskich i powierzchownej interpretacji tekstu. Fakt, że mieli wtedy po 16 czy 17 lat częściowo tą sytuację usprawiedliwiał, gorzej, że młodzi aktorzy zdawali się nie rozumieć sensu wypowiadanych ze sceny dialogów, a estetyka i atmosfera całego spektaklu raczej wskazywała na uległość wobec teatralnych mód niż szczerość indywidualnej wypowiedzi.

Rok później grupa zrealizowała spektakl "Romeo" opierający się na tekście Szekspira urozmaiconym wtrąceniami z Sarah Kane. Umiejętności aktorskie trochę się poprawiły, ale ciążąca nad całością pretensjonalność tego spektaklu, objawiająca się w naiwnym kumulowaniu chwytów pozostała. W rezultacie otrzymaliśmy twór składający się z takich elementów jak sztucznie w tym kontekście patetyczna "Carmina Burana" Carla Orffa, monolog z "Łaknąć" Sarah Kane wsławiony wcześniej spektaklem Warlikowskiego, czy kompletnie nieuzasadnione przywoływanie (na zaproszeniach i plakatach) tragedii obozów zagłady. Taka mikstura sprawiła, że wypowiedź z założenia raczej poważna i uniwersalna zamieniła się w groteskową paradę nadużyć, przepełnioną konwulsyjnym aktorstwem i wybuchami niekontrolowanego krzyku.

Ciekawie w tym kontekście prezentowała się kolejna premiera zespołu - "Disco Pigs" Endy Walsh, która po premierze na Festiwalu Teatrów Szkolnych "Marcinek" 2006 (gdzie zresztą otrzymała drugą nagrodę) grana była w poznańskim klubie Cafe Mięsna. Skromny dwuosobowy spektakl tym razem odznaczał się wyjątkowo dobrym poprowadzeniem aktorów. Olga Ryl-Krystianowska i Miron Jagniewski poddali się specyficznej konstrukcji tekstu, opowiadając o przyjaźni Prosiaka i Świniaka sprawnie przechodzili pomiędzy epickim snuciem wspomnień a chwilowym wcielaniem się w odgrywane postacie. Spektakl miał dobry rytm, ciekawie używał zbudowanej dla niego z kilku prostych elementów przestrzeni, mimo swej formalności był też chyba najbardziej szczerą wypowiedzią zespołu.

"Miłość Fedry" - najnowsza premiera Korporacji Teatralnej okazuje się niestety krokiem wstecz wobec poprzedniego spektaklu. Pomijając już dywagacje na temat wartości i przemijalności dramatu brutalistycznego, trzeba zdać sobie sprawę, że jest on najzwyczajniej trudnym materiałem, z którego niełatwo wyprowadzić coś ponad powierzchowną efektowność. Andrzej Pakuła zapowiadał co prawda, że zbuduje swój spektakl nie tylko na tekście Sarah Kane, ale i micie Fedry czerpanym z Eurypidesa, jednak w rzeczywistości spektakl oparty jest w pełni na strukturze dramatu angielskiej brutalistki. Eurypides obecny jest tu tylko w postaci jednego monologu z "Hippolytos uwieńczony albo Fedra" oraz dwóch, właściwie niemych postaciach Afrodyty i Artemidy. Reżyser ubiera swych bohaterów w codzienne kostiumy, wyjątek znowu stanowią postacie wzięte z Eurypidesa - Afrodyta (Agata Szczepaniak) w stroju kloszarda, czy przywodzący skojarzenia z postaciami Almodovara, Warlikowskiego czy Kleczewskiej - Mikołaj Smykowski w roli Artemidy. Estetyka brutalizmu jednoznacznie ciąży aktorom Korporacji Teatralnej. Przed niemożnością udźwignięcia absurdalnych chwilami dialogów próbują bronić się charakterystycznymi powtarzalnymi ruchami. Fedra (Małgorzata Szyk) prawie nieustannie wykonuje ćwiczenia gimnastyczne, Hipolit (Adam Machalica) "rozwalony" na kanapie wciąż sięga po paczkę chipsów, a Strofa (Agnieszka Rura) miota się po scenie jak kilkuletnie dziecko. Wszystkie te rozwiązania naprowadzać mają oczywiście na charakterystykę postaci, jednak powtarzane nazbyt nachalnie raczej sprowadzają je do ciążącej jednowymiarowości. Widoczne są też wyraźne dysproporcje aktorskie. Pozytywnie wyróżnia się tylko Adam Machalica prowadzący rolę cynicznego Hipolita z dużą lekkością, której w tym spektaklu wyraźnie brakuje. Pozostali aktorzy starając się mówić o sprawach ostatecznych i ze wszech miar ważnych, niestety najczęściej popadają w sztuczny patos i podniosłość. Zresztą trudno mi uwierzyć, że ten tekst faktycznie jest dla nich ważny, że choćby częściowo opowiada o ich postrzeganiu rzeczywistości.

W obliczu bardzo dosłownego przeprowadzenia tekstu, zwraca uwagę brak pomysłu na interpretację, która rozmywa się w gąszczu sugerowanych uniwersaliów. Specyficzny jest rytm spektaklu, przerywany wyciemnieniami, podczas których nieporadność zbudowania następstwa scen tuszowana jest puszczaną z offu muzyką. Uwagę zwraca jedynie sekwencja, gdy Strofa idąc po śmierci matki do Hipolita zakłada jej buty. Choć są dla niej wyraźnie za duże, zdają się tym samym wskazywać na powtarzalność losu, który niedługo stanie się także jej udziałem.

Niepokojący jest brak indywidualnego języka oraz wybory tekstowe, które młodej grupie najwyraźniej nie służą. Na szacunek zasługuje jednak fakt, że zespół zamiast ulegać modzie na "palące problemy współczesności" wyraźnie próbuje tworzyć teatr podejmujący tematykę uniwersalną. Zwraca uwagę także profesjonalizm rozwiązań organizacyjno-promocyjnych, którego nie powstydziłoby się wiele zespołów offowych ze znacznie dłuższym stażem. Może tylko warto byłoby poszukać ciekawszych tekstów i wrócić do pracy o mniejszym rozmachu. Dobrze też, by za wyborem tekstu pojawiła się pogłębiona refleksja nad podejmowanymi sensami, bo naturalniej jest, gdy teatr dojrzewa wraz z jego twórcami, niż stara się wypowiadać ponad stan własnej dojrzałości warsztatowej czy intelektualnej. Wskazówką może być choćby cytowana przez twórców spektaklu wypowiedź Sarah Kane według, której "człowiek jest najsilniejszy, kiedy wie, że jest bezsilny".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji