Artykuły

Sen o Wenecji

Dwieście lat temu w Paryżu zmarł jeden z największych komediopisarzy europejskich – Carlo Goldoni. Z tej okazji w jego rodzinnych Włoszech odbywa się w tym roku 200 premier. W obchody włączyła się również Polska. W sobotę w Krakowie pokazana została po raz pierwszy Venezia, Venezia. Premierowy spektakl wyreżyserował związany z Polską od ćwierćwiecza Giovannl Pampiglione, finansowo wsparł Włoski Instytut Kultury w Krakowie, a koncertowo zagrali aktorzy Starego Teatru.

Venezia, Venezia. Utworu o takim tytule na próżno by szukać pośród dwustu pięćdziesięciu sztuk pozostałych po Goldonim. To reżyserski tytuł nadany Bliźniakom weneckim. Chociaż akcja rozgrywa się w Weronie, spektakl przesiąknięty jest sentymentem do ukochanego miasta autora, z którym rozstał się bezpowrotnie na ostatnie trzydzieści lat długiego życia. Wydobywana przez autorów widowiska nostalgia ogarnia również komedię dell’arte, której niewiernym, acz nie marnotrawnym synem był Goldoni.

Werona w scenografii Kazimierza Wiśniaka jest tylko obojętnym tłem. Wysokie, piaskowe kolumny tworzą boki teatralnego pudelka. Tył zajmuje podobna ściana z oknem lub biały ekran. Obrazu dopełnia staroświecka draperia. Po scenicznej przestrzeni poruszają się marionetki i postaci, które już nie chcą być marionetkami. Część z nich nosi maski i porusza się według reguł’komedii dell’arte. Najbardziej „zachowawczy” jest Arlekin (Leszek Zduń), którego kostium nawiązuje do najstarszego, XVI-wiecznego modelu, w którym lat na ubiorze nie zastąpiła jeszcze elegancka krata. Dell’artowscy są jeszcze: Doktor Balanzoni (Stefan Szramel), Pancrazio (Jerzy Święch), Rozaura (Marta Kalmus), Colombina (Ewa Kolasińska), Brighelia (Rafał Jędrzejczyk). Wyrywa się już z tego modelu jeden z bliźniaków – Tonino. Na teatralnym rozdrożu postawił reżyser Lelia (Jacek Romanowski), Florinda (Jan Monczka) i Beatrice (Beata Fudalej).

Zresztą, jakie z nich postaci dell’arte, skoro każdy mówi ustalony tekst, bierze udział w zdyscyplinowanym widowisku i nie ma prawa do swoich własnych wygłupów?

Obu bliźniaków, wokół których spiętrza się cała komedia omyłek, gra znakomity Szymon Kuśmider. Ze sceny schodzi właściwie tylko po to, by błyskawicznie przedzierzgnąć się z głupiego Zanetto w dowcipnego i mądrego Tonino. Gdy wciela się w Zanetto, jest szablonową, ale przecież niezwykłe zabawną, nakręcaną maszynką do wytwarzania śmiechu. Gdy jest Toninem, gra zindywidualizowaną postać pewnego siebie oraz swych cnót dziecka doby oświeconej. I chociaż rozum nakazuje zgodzić się ze sprawiedliwym wyrokiem teatru, który rękoma obleśnego Pancrazia morduje głupiego i beztroskiego bliźniaka, pozostawiając na ziemi jego lepsze wcielenie, to przecież serce się buntuje. Podobnie, jak buntuje się przeciwko dokonanemu w imię postępu i mądrości zabójstwu komedii dell’arte w jej rozwichrzonej postaci, jakiego dokonał maestro Goldoni.

Cóż nam jednak pozostaje? Wpatrywać się pod koniec spektaklu w majaczące za podświetlonym ekranem weneckie pejzaże i marzyć o rajskim mieście, które już nigdy nie będzie takie, jak chciały nasze marzenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji