Artykuły

Musical czy opera

Jeśli wybrać kilka oper, które odpowiadałyby temperamentowi Jerzego Maksymiuka, na pewno znalazłaby się wśród nich Carmen. Czy można się zatem dziwić nowej dyrekcji Opery Bałtyckiej, że przygotowując jej premierę, zwróciła się właśnie do tego dyrygenta? I widać znaleziono przekonujące argumenty, skoro Maksymiuk chciał przyjechać do Gdańska, gdzie przecież nie mógł liczyć na wielkie honorarium, bo dotacji starcza właściwie na pensje dla zespołu, a teatr ciągle próbuje wyjść z dawnych długów.

Współcześni zarzucali Bizetowi, że – Carmen jest nazbyt rytmiczna i nazbyt taneczna, co dostojnej sztuce operowej wówczas nie uchodziło. Maksymiuk i z rytmu, i z melodyjności partytury uczynił jej główny walor. Na dodatek wiedział, że w Carmen cały dramat został opowiedziany muzyką, gdyż ona kreuje wszystkie zdarzenia na scenie, nadając im sens. Każdy takt w interpretacji Maksymiuka żyje i niesie określone znaczenia. Od uwertury do finału, bo przecież Carmen nie kończy się z chwilą śmierci tytułowej bohaterki, lecz dopiero gdy ucichną ostatnie akordy orkiestry. Rzadko w polskich teatrach spotyka się tak spójną, tak przemyślaną i pulsującą w każdym szczególe interpretację, co jest zasługą i dyrygenta, i orkiestry Opery Bałtyckiej.

Przed przystąpieniem do prób Maksymiuk długo po Polsce szukał odtwórczyni tytułowej roli. Wybrał wreszcie Bożenę Zawiślak z Krakowa. To chyba najlepsza obecnie Carmen na polskich scenach, dysponującą mezzosopranem o ładnej barwie i dobrej technice. A przy tym świetna aktorka, o naturalnym sposobie bycia na scenie. Jej Carmen odbiega od pewnych schematów, jest bardziej z Broadwayu niż z Opery Paryskiej. Ale przecież są krytycy twierdzący, iż tak naprawdę dzieło Bizeta to pierwszy musical. Zgodnie z jego regułami Bożena Zawiślak łączy śpiew, taniec i aktorstwo. Jest zmysłowa i tajemnicza, nieco wyuzdana i naturalna, nowoczesna w środkach wyrazu, ale wyczuwająca intencja kompozytora.

Reszta w tym spektaklu jest już właściwie dodatkiem. By znaleźć partnera dla Bożeny Zawiślak, sięgnięto po posiłki z innych miast. Krzysztof Bednarek z sukcesem zagrał Don Joségo trzy lata temu w Łodzi. Od tego czasu przybyło mu, niestety, kilogramów, a ubyło młodzieńczej świeżości. Tym razem dodał do roli nieco niepotrzebnej wagnerowskiej posępności, przytłaczającej żywioł uczuć targających bohaterem. Ujawniły się one dopiero w finale i wówczas Bednarek pokazał, na co naprawdę go stać. Reżyseria Marka Sikory jest tradycyjna w dobrym znaczeniu tego słowa, uzupełniona efektownymi kostiumami Anny Michniewicz i funkcjonalnymi dekoracjami Andrzeja Szczerbania. Te elementy złożyły się na widowisko barwne, atrakcyjne, dopracowane w różnych scenicznych planach.

Opera Bałtycka dysponuje raczej rzemieślnikami niż indywidualnościami artystycznymi. Wielu jej solistom grającym role drugoplanowe można zarzucić braki w emisji lub podejmowanie zadań ponad siły. Ale wszyscy poddali się jednak muzycznej wizji Jerzego Maksymiuka i chcieli jak najlepiej sprostać jego oczekiwaniom. I dlatego sukces dyrygenta jest także ich sukcesem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji