Artykuły

Sercowe rozterki aktorki przedwojennego kina

Warszawa nieodbudowana - Chocimska 15. W kamienicy przy Chocimskiej przez kilkadziesiąt lat mieszkała słynna aktorka Elżbieta Barszczewska. W sobotę przypada 19. rocznica jej śmierci.

Rankiem 19 sierpnia 1938 r. Maria Dąbrowska przechadzała się brzegiem morza z młodą, choć już popularną gwiazdą filmową Elżbietą Barszczewską. "Dzień pochmurny, ale po południu wypogadza się i robi gorąco. Niebo oczyszcza się z chmur, a morze się wybłękitnia.(...) Elżunia prowadza mnie plażą do Lisiego Jaru i zwierza mi się ze swych kłopotów sentymentalnych. Kocha się w niej dwu aktorów Jan Kreczmar i Marian Wyrzykowski. A ona nie wie, którego z nich kocha naprawdę i nawet w ogóle, czy którego z nich kocha; w dodatku obaj są żonaci. Lecz oto trzeba zrobić wybór itp. (...) Elżunia była urocza w tym bezradnym zakłopotaniu wielkiej piękności, która cierpi na embarras de richesse. Miała na sobie wielkiej piękności biały wełniany płaszcz, gruby i miękki jak runo; wyglądała w tym jak owieczka druidyczna ze Słowackiego" - notowała w pamiętnikach autorka "Nocy i dni".

W Jastrzębiej Górze - modnym kurorcie przedwojennej Polski - Barszczewska mieszkała w Willi Róż. W Warszawie od dzieciństwa aż do 1944 r. - w dość skromnym mieszkaniu nr 5 przy Chocimskiej 15. To była czteropiętrowa kamienica, która ok. 1930 r. Należała do Bronisława Sobotowskiego.

Zwykła czynszówka

Budynek razem z kilkoma innymi tworzył nieistniejącą już pierzeję ulicy między Olszewską a obecną Goworka. Dziś jest tu maleńkie podwórko bloku mieszkalnego, stoją też ogromne gmachy Europleksu i Centrum Finansowego "Puławska". Gdy na kilka lat przed 1914 r. Zbudowano kamienicę, ulica nosiła jeszcze nazwę Langnerowskiej i upamiętniała dawnego właściciela kolonii Langnerówka. Prawdziwe zmiany dokonały się tu jednak dopiero w latach międzywojennych, kiedy to w 1922 r. stanął imponujący gmach Państwowego Zakładu Higieny, a potem wyrosły nowoczesne czynszówki i wille. Ulica od trzech lat nosiła nazwę Chocimskiej.

Kamienica Sobotowskiego miała cztery piętra i nie należała do zbyt interesujących architektonicznie. Jej dziewięcioosiowe elewacje ożywiały jedynie gzymsy, skromne obramienia okien, płyciny i balkony. Nic więcej. Był to zwykły przedmiejski dom. Jeden z wielu, jakie przed 1914 r. Budowano już poza ówczesnymi granicami miasta.

Zapewne nie należał do zbyt komfortowych. Podobnie prezentowały się też sąsiednie kamienice wznoszone tu przed pierwszą wojną światową. Były to m.in. czteropiętrowy dom pod nr. 23 i trzypiętrowa kamienica przy Chocimskiej 29. Większą ozdobnością cechowała się za to fasada kamienicy pod nr. 17, urozmaicona wykuszami. Zupełnie inny charakter miała nowoczesna kamienica pod nr. 25 (vis-a-vis Instytutu Higieny). Powstała w latach 1931-32 wg projektu Zygmunta Platera-Zyberka i Juliusza Żurawskiego.

Dwie córki

Wróćmy jednak do skromnego domu pod nr. 15. To tu jeszcze przed pierwszą wojną światową zamieszkali dziadkowie Elżbiety Barszczewskiej - Franciszek i Florentyna z Rościszewskich Szumscy. Zamieszkali z dwiema córkami. "Lekko upośledzoną w zdolnościach i sprawnościach życiowych niezamężną Zofią i również niezamężną, ale będącą w pełni dzielnym i czarującym człowiekiem, starszą Marią" - czytamy we wspomnieniach Marii Dąbrowskiej opublikowanych już po śmierci Barszczewskiej.

Owa czarująca Maria była matką Elżbiety Barszczewskiej. I ona przeżywała rozterki sercowe. Wzgardziwszy kilkoma dobrymi partiami już jako trzydziestoletnia panna rozkochała w sobie Witolda Barszczewskiego, brata aktorki Wandy Barszczewskiej, przemysłowca i człowieka majętnego.

Oddajmy znowu głos Dąbrowskiej: "Barszczewski miał żonę, która nie chciała mu dać rozwodu, chociaż faktycznie dawno już ze sobą nie żyli. Mimo to Maria, w pełni poczucia, że to jest jedyna miłość jej życia, urodziła z panem Barszczewskim córeczkę Elżunię". Elżbieta Barszczewska przyszła na świat 29 listopada 1913 r.

Romans z żonatym przemysłowcem miał posmak skandalu. Rodzice Marii Szumskiej byli oburzeni i zerwali z córką kontakty. Ale już niebawem wybuchła pierwsza wojna światowa. W 1915 r. Rosjanie wynieśli się z Warszawy. Barszczewski został ewakuowany na Wschód, a Maria Szumska pozostała z dzieckiem całkiem sama. Wtedy wszystko się odmieniło. Szumscy ściągnęli córkę z wnuczką do domu na Langnerowską i z miejsca na zabój zakochali się w maleńkim dziecku. Po zakończeniu wojny Barszczewski wrócił do Warszawy. "Będąc już wtedy po pięćdziesiątce i nie mając żadnych innych dzieci, mógł sam, zgodnie z prawem Elżunię jako swą córkę zalegalizować, co też natychmiast uczynił, a korzystając z nastręczających się możliwości, (...) chciał się również legalnie ożenić z Marią, lecz ona, przywykłszy do życia na własną rękę, nie chcąc psuć wspomnienia ich bezinteresownego romansu i bojąc się ściągnąć na dziecko złorzeczeń pierwszej żony, wyjść już za niego nie chciała" - pisała Dąbrowska.

Wspomnienia z zielonego pamiętnika

Elżbieta Barszczewska przeżywająca w 1938 r. rozterki sercowe kilkanaście lat później nie miała już wątpliwości. "Spośród mężczyzn, którzy ofiarowywali mi swe namiętne czy głębokie uczucie na chwilę czy na cale życie, gdybym na nowo mogła wybierać, wybrałabym Mariana. Kocham go i właśnie on a nikt inny - miał być ojcem mojego syna Jula" - czytamy notatkę z 1955 r. w niepublikowanym dotąd pamiętniku aktorki.

Mały, zielono oprawiony notes z fotografiami najbliższych, udostępnił nam badacz dziejów rodziny Igor Strojecki. Mężczyzną, o którym pisała Barszczewska, był Marian Wyrzykowski. To o jego umizgach wspominała Marii Dąbrowskiej w 1938 r.

Cofnijmy się jednak jeszcze raz w czasie. W latach 1932-34 Barszczewska, wciąż mieszkając na Chocimskiej, studiowała w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej na Okólniku. Droga była daleka. Wolno jadącym tramwajem docierała do Nowego Światu, by dojść Ordynacką do szkoły. Jej dyrektorem był Aleksander Zelwerowicz. W zielonym pamiętniku wspominała, jak widzi go na schodach. Chmurnego, znacząco wskazującego na zegarek. "Biegłam zziajana po schodach. Zabrzmiał dzwonek, którym potrząsał energiczniestary woźny Wojciech, a z góry już mruczał dyrektor Zelwer O której to się godzinie przychodzi! Spóźniona! Zawsze spóźniona. Bąkając usprawiedliwienie, przemknęłam obok niego i witając go z mieszanym uśmiechem, wpadłam na swój kurs" - notowała. Kilka lat później była już dumą swego nauczyciela. "Wstydu nie przyniosłam nazwisku znanemu już na scenie polskiej" - napisała w liście skierowanym do nieżyjącej już matki.

Na Chocimskiej do ostatniej chwili

Już w 1934 r. Barszczewska zadebiutowała na scenie Teatru Polskiego rolą Heleny w "Śnie nocy letniej" Szekspira w reżyserii Leona Schillera. Ale sławę przyniosły jej role filmowe. Do

1939 r. zagrała aż w 13 filmach. Na srebrnym ekranie debiutowała już jako studentka w popularnej komedii Michała Waszyńskiego "Co mój mąż robi w nocy". Grała m.in. Justynę w "Nad Niemnem" i Bronkę w "Dziewczętach z Nowolipek".

Po wojnie już do kina nie powróciła. Pokazała się jedynie w filmie "Rytm serca" Zbigniewa Kamińskiego, była za to jedną z najbardziej popularnych aktorek teatralnych. Barszczewska w kamienicy przy Chocimskiej mieszkała także w latach okupacji. Niemcy nadali ulicy nową nazwę - Eugennejumann Strasse. W tym czasie Barszczewska wraz z innymi gwiazdami warszawskich teatrów pracowała jako kelnerka w kawiarni U Aktorek na Mazowieckiej.

"Elżunia nie porzuciła skromnego mieszkania nie żyjących już dziadków, w którym do dziś żyje ze zniedolężniałą ciocią Zosią (siostrą matki) i postarzałą już matką nazywaną przez wszystkich z szacunkiem Panią Barszczewską" - notowała w lipcu 1943 r. Dąbrowska.

Rok później kamienica spłonęła w Powstaniu Warszawskim. A wraz z nią spaliły się wszystkie pamiątki rodzinne Barszczewskiej, które miała u siebie w domu - opowiada Igor Strójecki.

Wypalone mury budynku stały do rozbiórki w 1946 r. Przy okazji zburzono domy pod numerami 19, 23 i 29. Kilka lat później pod kilof poszły całkiem nieźle zachowane kamienice pod numerami 17 i 25,a w miejscu dawnej zabudowy przez kilkadziesiąt lat istniał rozległy pusty plac z kinem Moskwa przy Puławskiej.

Za pomoc w napisaniu tekstu dziękuję badaczowi dziejów rodzinnych Igorowi Strojeckiemu.

Na zdjęciu: Elżbieta Barszczewska i Witold Zacharewicz w filmie "Profesor Wilczur", 1938 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji