Artykuły

Arcydzieło nad arcydziełami!

Ale do historii. To, co wydawało się niemożliwe, 20 lutego 2016 roku stało się faktem. W Teatrze Polskim we Wrocławiu odbyła się premiera Dziadów Adama Mickiewicza. Bez skrótów. Z dopiskami. Duma rozpierała nie tylko zespół artystyczny, ale i wrocławian, którzy czekali na ten dzień z ogromną niecierpliwością. Wielu nie wierzyło w sukces w tego przedsięwzięcia, choćby ze względu na obszerność utworu i wielość metafizycznych scen. Wielu ufało, że rzecz dojdzie do skutku, ale powątpiewało przy tym w poziom artystyczny (i każdy inny). Wielu wiedziało, że spektakl okaże się arcydziełem, bo Michał Zadara wcześniejszymi realizacjami poszczególnych części udowodnił, że Dziady są jego żywiołem, że współodczuwa z naszym narodowym wieszczem. Ostatni mieli rację. Przedstawienie trzeba uznać za mistrzowskie. Wrocławskie Dziady są klejnotem w historii teatru współczesnego. To wystarczyłoby za całą recenzję, ale tekst ten recenzją nie jest. Stanowi próbę podzielenia się wrażeniami po widowisku, które zachwyca już od pierwszej sceny.

Mianem bohatera należałoby określić widza, który zdecydował się obejrzeć to nieco ponad dziesięciogodzinne przedstawienie (czternasto – z przerwami). Czas jednak to pojęcie względne. Szczęśliwi widzowie w ogóle go nie liczyli. Można było odnieść wrażenie, że czują się wręcz wyróżnieni, że mogą uczestniczyć w tym historycznym wydarzeniu. Harmonogram pokazu został przemyślany tak, by oglądającym został zapewniony należyty komfort. Nie o przerwach na posiłki powinna być tu jednak mowa. Wypełniona po brzegi widownia zdawała się być naprawdę mocno zintegrowana (choć to może pozór). Następowało coś w rodzaju łączności dusz, jakby po blisko dwustu latach dramat Mickiewicza jeszcze bardziej spełniał swoją rolę organizowania i mobilizowania, a nawet świadomego uświadamiania. A może nawet ostrzegał?! Zadara stworzył ku temu doskonałe okazje. Nie pozbawił swojego przedstawienia aluzji do obecnie dziejącej się polityki. Akcenty były wyraźne i dobrze słyszalne, co potwierdzały reakcje publiczności. Znalazł Zadara sposób na ukazanie uniwersalności utworu. Jakże wybitnie balansował pomiędzy światem współczesnym a tym, w którym przyszło żyć Mickiewiczowi. Należy w ogóle postawić pytanie, w jakich realiach dzieje się opowiadana przez reżysera historia. Trudno jest ukazać cykliczność historii bez zbędnego moralizowania. Zadarze udało się to bez najmniejszego problemu. To ogromna sztuka. Reżyser nabrał właściwego dystansu, wprowadził do swojego przedstawienia humor i dowcip, zakrawający w niektórych momentach na kpinę, ale podaną nad wyraz smacznie, co pozwoliło mu na stworzenie dzieła wyjątkowego i wybitnego. Jako zwolennik tradycyjnego teatru uważam, że reżyser, podejmując się reżyserii danego utworu literackiego, powinien osadzić go w okresie powstania owego dzieła. Przenoszenie akcji do „naszej” współczesności nie zawsze przynosi oczekiwany skutek. Często wręcz razi. Tak odebrałem Dziady Radosława Rychcika. Zadara nie wykorzystał dzisiejszości jako bezmyślnego chwytu (nawet marketingowego). Nie przerysował jej. Nie zależało mu, jak sądzę, na przypodobaniu się młodszej części publiczności. Ówczesna teraźniejszość stała się swoistym rekwizytem, dzięki któremu udało się zbudować przejmującą opowieść.

Michał Zadara nie potraktował Dziadów całkiem serio. Wyczuwalny był jego dystans wobec roztoczonego nad tym romantycznym dziełem patosu. Dał swoim przedstawieniem lekcję wszystkim polonistom, którzy już od dawna nie znajdują sposobu, by przekonać uczniów do niezwykłości utworu Mickiewicza. Bo czy Dziady muszą zachwycać? Czy trzeba mówić o nich ze śmiertelną powagą? Czy Zosia bez papierosa jest mniej obojętna na uczucia od tej, która upaja się nim z namiętnością? Czy każdy musi widzieć w Konradzie mistrza? Czy każdemu musi podobać się jego postawa? Czy poeta rzeczywiście nie jest zwykłym zjadaczem chleba? Czy człowiek w stroju wieczorowym odczuwa inaczej niż ten, który odziewa się w dres? To tylko niektóre pytania, które postawiłem sobie podczas wczorajszego wieczoru. Jestem przekonany, że miesięczny cykl lekcji nie da uczniom więcej niż spektakl Teatru Polskiego. Zobaczą, uśmiechną się, zapłaczą i zrozumieją. Podobnie powinien oddziaływać on na dorosłych widzów.

Mógłbym w tym miejscu napisać o znakomitej grze aktorów, choć wiele osób w obsadzie zmąciło mój spokój. Niepotrzebnie, bo wszyscy odnaleźli się bez żadnych zastrzeżeń. Musiałbym wymienić każdego artystę, ponieważ każdy wniósł ogrom pracy do przedstawienia, każdy przyczynił się do jego wybitności – niezależnie od kreowanej roli. Dla mnie były to wspaniałe kreacje przepełnione prawdą i czuciem. Ale nie tylko aktorzy wpłynęli na kształt widowiska. W dalszym ciągu pozostaję pod ogromnym wrażeniem scenografii, muzyki i multimediów. W dalszym ciągu pozostaję pod wrażeniem działań pracowników obsługi, którzy w kilkanaście minut odmieniali scenę. Przecież to był również ich spektakl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji