Artykuły

Lęki podszyte żartem

"Intymne lęki" w reż. Adama Orzechowskiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

"Intymne lęki" Adama Orzechowskiego to spektakl ciekawy, sprawnie wyreżyserowany i dobrze zagrany. Mógł on stać się lustrem, odbijającym problemy dzisiejszego pokolenia trzydziestolatków, jednak reżyser nie do końca z tej szansy korzysta.

"Intymne lęki" angielskiego dramaturga Alana Ayckbourna to swoista mozaika, zbiór krótkich scenek, w których obserwujemy kilka dni z życia siódemki mieszkańców dużego miasta. Ich ścieżki przecinają się, jednak nie powstaje pomiędzy nimi nic choć trochę przypominającego "normalne" relacje międzyludzkie. Bohaterowie nie są w stanie otworzyć się na innych, wysłuchać ich, pokochać. Wszyscy oni mają swoje problemy (zazwyczaj osadzone w nie do końca odkrytej przeszłości), które sprawiają, że zamykają się przed światem w szczelnej skorupie.

Widowisko jest bardzo sprawnie wyreżyserowane. Adam Orzechowski umieścił całą akcję dziejącą się w kilku różnych pomieszczeniach, w sterylnej, białej przestrzeni, z minimalną ilością dekoracji. Zależnie od oświetlenia czy muzyki staje się ona hotelowym barem, knajpą, biurem pośrednika nieruchomości czy mieszkaniem. W tej symbolicznej przestrzeni niekiedy sceny "mieszają się", obserwujemy równolegle dwie akcje dziejące się w różnych miejscach. Bohaterowie mijają się o centymetry, dotykają tych samych rekwizytów, nie dostrzegając się jednak nawzajem.

Niezwykle przekonujący są aktorzy Wybrzeża, kreujący postacie ukrywający swoje lęki i obawy pod pozorami pewności siebie i okrucieństwem wobec innych. Szczególnie wiarygodny jest Dariusz Szymaniak, grający Ambrose'a, chyba najbardziej "poharataną" wewnętrznie postać dramatu. Utracił on w krótkim czasie dwie miłości swojego życia - matkę i partnera - a teraz, kierowany dziwną mieszanką poczucia winy i obowiązku - opiekuje się zniedołężniałym ojcem, który go nienawidzi.

Dlaczego uważam, że w tym tekście mogliby się przejrzeć polscy trzydziestolatkowie? Pokolenie ludzi urodzonych w drugiej połowie lat 70. - moje pokolenie - w dorosłe życie wchodziło już w warunkach dość ustabilizowanej demokracji. I w pewnym momencie okazało się, że nic ich nie łączy, żadna wspólna idea, ważny cel, bo polityka czy religia skompromitowały się całkowicie w ich oczach. Ci ludzie nie mogą odnaleźć się w zatomizowanym społeczeństwie, zamykają się w sobie, najchętniej kontaktują się z innymi jako migające internetowe awatary. Problemy i wątpliwości, które są udziałem bohaterów "Intymnych lęków", często przewijają się w opowieściach moich przyjaciół. - Znalazłam swoją niszę; pracę, w której prawie nie muszę spotykać innych ludzi, nie jest ona sensem mojego życia i daje mi w miarę znośne pieniądze - powiedziała mi kilka dni temu koleżanka. Historie o randkach umówionych przez internet, lęku przed odkryciem się, wyznaniem prawdziwych uczuć, podawaniem nieprawdziwego imienia nowo poznanej dziewczynie (pojawiające się w dramacie Alana Ayckbourna) słyszę co jakiś czas z ust moich kolegów.

Moim zdaniem "Intymne lęki" Adama Orzechowskiego, choć mogły stać się doskonałym, dotykającym naszego życia dramatem psychologicznym, podryfowały zbyt mocno w stronę komedii. W efekcie powstał spektakl dobry, jednak - paradoksalnie - z prawdziwych emocji wyzuty, w którym prawie każda mocna, bolesna i dramatyczna scena kontrowana jest żartem. Jedyny moment, który mną naprawdę wstrząsnął, to końcowe pożegnanie Ambrose'a i Charlotte, kiedy mężczyzna wreszcie się odsłania, opada z niego pancerz i próbuje pogłaskać się po głowie dłonią kobiety. Nie ma w tym geście żadnego podtekstu seksualnego, jest za to przejmująca potrzeba odrobiny ciepła, czułości, bliskości i zrozumienia drugiego człowieka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji