I ty możesz zostać Żydem
Rzeszowski teatr, po serii lekkich komedyjek, podjął wreszcie próbę bardzo poważnego porozmawiania z publicznością - o tym jak żyjemy, jakie są nasze korzenie i jak się nami manipuluje.
Na inaugurację 37. Rzeszowskich Spotkań Teatralnych rzeszowski teatr przygotował premierę "Ciałopalenia" Marka Bukowskiego w reż. Wojciecha Zeidlera.
Marek Bukowski (ur. 1959) z wykształcenia jest inżynierem elektrykiem, pracuje w swoim zawodzie. Jako pisarz zadebiutował w 1985 r. powieścią "Nic się nie zmieni". Dramaturgią zajmuje się od niedawna. Pierwszą jego sztuką teatralną była "Wolność", drugą "Ciałopalenie" właśnie.
Akcja rozgrywa się w Polsce lat 90. Zaczyna się jak klasyczny kryminał. W małym miasteczku pod kołami "malucha" ginie mężczyzna. Sprawca ucieka z miejsca wypadku. Podejrzenie pada na emerytowaną nauczycielkę, która zresztą nagle znika. Dochodzenie trwa. Policja podejrzewa, że to nie był wypadek. Czy starsza kobieta mogła z premedytacją zabić człowieka? Synowie emerytki i zaprzyjaźniony z rodziną policjant prowadzą własne śledztwo. Tropy wiodą w mroczną przeszłość. Okazuje się, że życiorysy domniemanej zabójczym i zmarłego mężczyzny wielokrotnie się zazębiały. Dramatyczna historia układa się kawałek po kawałku. On był alkoholikiem, ale w przeszłości - bohaterem AK, który przesiedział wiele lat w stalinowskim więzieniu. Sprawczyni wypadku to Anna Gajewska, działaczka komitetu parafialnego. Synowie niespodziewanie dowiadują się, że ich matka naprawdę nazywała się Stern i była Żydówką. Okazuje się, że w przeszłości doniosła do UB na zmarłego mężczyznę, który dorabiał jako szmalcownik, szantażował ukrywających się Żydów, także Gajewską i jej rodzinę. Dalej mnożą się wątpliwości. Czy Żydówka rzeczywiście doniosła na swojego prześladowcę, przez co trafił do więzienia? W dokumentach zgadzało się tylko nazwisko, imię było inne. Jeśli nawet doniosła - to czy kobieta, której rodzinę wymordowali szmalcownicy, a ona sama cudem przeżyła okupację i Kielce miała prawo do nienawiści, nawet zemsty? Co jest prawdą, kto bohaterem, a kto katem? Przeszłość okazuje się prawdziwą puszką Pandory, której nikt nie potrafi zamknąć.
O oszołomstwie
Na tle prowincjonalnego miasteczka oglądamy konflikty polityczne lat 90. Miejscowe związki zawodowe w agresywnych ulotkach interpretują całą sprawę jako spisek żydokomuny, włącza się Kościół, media, lokalni radni. Gąjewska, kościelna działaczka, zostaje zaocznie skazana przez społeczność miasteczka. Jej synowie z dnia na dzień zostają Żydami. Są wytykani palcami. Od jednego odchodzi kobieta, drugiemu rozpada się firma. "Być Żydem w tym kraju to nic przyjemnego" - mówi jeden z bohaterów.
"Ciałopalenie" nie jest jednak wyłącznie ostrą analizą antysemityzmu. Wiele tu różnych płaszczyzn. I choć sztuce Bukowskiego można wiele zarzucić: zbytnio zawikłaną intrygę, drętwe dialogi, to nie można odmówić jej wartości. Autor nie stara się dawać gotowych recept, nie przesądza do końca o winie czy jej braku. Stawia wiele pytań, na które sami musimy sobie odpowiedzieć. Jedno z nich to pytanie o uczciwość człowieka uwikłanego w trudną polską historię. Nagłe zwroty całej tej quasi-kryminalnej historii pokazują jak łatwo ofiara może stać się katem, a dawny bohater - pospolitym draniem.
"Ciałopalenie" to sztuka o szerzącym się oszołomstwie, o tym jak łatwo można zaszczuć człowieka pod ideowym sztandarem. Nie szafujmy wyrokami - zdaje się apelować autor ustami swoich bohaterów. Nie ma co się łudzić, że "Ciałopalenie" to dzieło ponadczasowe, sztuka Bukowskiego skazana jest na utratę aktualności, bo zawarte w niej liczne aluzje do bez trudu dziś odczytywanych zdarzeń i postaci prędko stracą kontekst i staną się niezrozumiałe. Nie zmienia to faktu, że jest jedną z nielicznych sztuk opowiadających o czasach nam współczesnych, poruszających ważne dla współczesnego człowieka tematy.
Intelektualna prowokacja
Tekst jest idealny do telewizji. Sceny rozgrywające się w różnych miejscach następują jedna po drugiej. Nie ma czasu na przemeblowanie. Tym większe uznanie dla dzieła scenografa Grzegorza Małeckiego. Na scenie zmieścił kilka planów, które ukazują się nam lub znikają W zależności od precyzyjnie dobranego światła. Mamy tu pokój na komisariacie policji, przystanek autobusowy, przeciętne mieszkanie i fragmenty konstrukcji domu, a może to raczej potężne krzyże i droga przez całą scenę... Golgota?
Aktorstwo wyważone, wyciszone nawet. Nie ma tu patetyzmu, emfazy, żadnej sztuczności. Zdecydowanie najlepiej wypada Jacek Lecznar jako przyciszony i załamany starszy brat Adam. To zresztą najlepiej napisana rola w tej sztuce. Drugi z braci, Jacek (Mariusz Luszowski) zmierza raczej w stronę groteski.
Przedstawienie jest dobre: bo scenografia frapująca, bo rzetelna gra aktorska, bo reżyseria przemyślana i opracowanie muzyczne Zbigniewa Krasnego wyjątkowo pasujące do klimatu całości, a także dlatego, że nie można tej sztuki odbierać bezmyślnie. To rodzaj intelektualnej prowokacji. Rozliczenie wszelkich rozliczań.