Artykuły

W ciemności lepiej widać

„Ćwiczenia z dyplomacji" Ewy Kaczmarek (we współpr. z Niną Burnevich, Anastasiią Ivasova, Natalią Nikoliuk, Marharytą Puhachenko, Rimmą Tyshkevych) w reż. Wojciecha Wińskiego w Teatrze Usta Usta Republika w Poznaniu i Artystek z Ukrainy. Pisze Magdalena Rewerenda, członkini Komisji Artystycznej 29. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

„Ćwiczenia z dyplomacji" Ewy Kaczmarek (we współpracy z Niną Burnevich, Anastasiią Ivasova, Natalią Nikoliuk, Marharytą Puhachenko, Rimmą Tyshkevych) w reż. Wojciecha Wińskiego w Teatrze Usta Usta Republika w Poznaniu i Artystek z Ukrainy. Pisze Magdalena Rewerenda, członkini Komisji Artystycznej 29. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.


Każda osoba wchodząca ciasnym korytarzem na spektakl Ćwiczenia z dyplomacji otrzymuje szarfę z jednym z pięciu napisów: współpraca, ład, cywilizacja, demokracja i pokój. W wyniku tej osobliwej ceremonii dekoracji powstaje pięć kilkuosobowych grup – nazywanych przez aktorki i aktorów komisjami – w których widzowie będą wędrować po przypominających kolejne kręgi piekła pomieszczeniach Republiki Sztuki Tłusta Langusta. Na tytułowe ćwiczenia z dyplomacji składa się bowiem seria kilkuminutowych „szkoleń” dla komisjantów z zachodniej Europy – kameralnych mikroetiud o różnych aspektach wojny i uchodźctwa. Ćwiczenia z wiary i posłuszeństwa, przetrwania i bezczynności, pozowania śmierci i godnego umierania, milczenia, godności oraz bezsilności i politycznej bezradności. Ewa Kaczmarek, Wojciech Wiński, zespół Teatru Usta Usta Republika i Artystki z Ukrainy, które opuściły swój kraj po 24 lutego ubiegłego roku, Nina Burnevich, Anastasiia Ivasova, Natalia Nikoliuk, Marharyta Puhachenko i Rimma Tyshkevych, stworzyli nietuzinkowy i przejmujący spektakl o doświadczeniu wojny, ale także o pozycji, którą zajmujemy wobec niej my – jako Zachód Europy i jako jednostki.


Dlatego może uczucie dyskomfortu, które towarzyszy widzom w podróży przez kolejne stacje, jest tak dotkliwe. Bardzo szybko zatarte zostają granice między obserwacją a uczestnictwem czy niezaangażowaniem a współodpowiedzialnością. Twórcy i twórczynie nie tyle opowiadają historię, ile umieszczają odbiorców w określonych sytuacjach. Choć interakcje z publicznością są pozornie nieinwazyjne i zasadniczo nie wyrywają nikogo w sposób opresyjny z bezpiecznej pozycji biernego obserwatora, to intymność niemal prywatnych spotkań z aktorami i aktorkami oraz wysoka temperatura emocji w każdej ze scen nie pozwalają pozostać na zewnątrz prezentowanych epizodów. Różnica w doświadczeniach widzów i ukraińskich artystek uniemożliwia jednocześnie pełną identyfikację z opisanymi sytuacjami, tworząc rodzaj nieprzyjemnego napięcia. Ostatecznie biernie przysłuchujemy się spowiedzi dziewczyny, która widząc wojenne okrucieństwa, zaczyna tracić wiarę. Znajdujemy się w szpitalnym pomieszczeniu ze straumatyzowaną kobietą, która – patrząc nam prosto w oczy – pyta, czy wiemy, gdzie właściwie jest Charków. Towarzyszymy fotoreporterowi na miejscu zbrodni. Stoimy w kolejce do punktu z darami dla uchodźców, gdzie matka próbuje znaleźć zimowe buty dla swojej córki. Spędzamy kilka minut stłoczeni w ciemnym i zimnym piwnicznym schronie.


Twórcom i twórczyniom poznańskiego spektaklu udaje się osiągnąć efekt niezwykły na tle wielu innych przedstawień podejmujących w ostatnim roku temat wojny w Ukrainie. Teatr oddając głos i scenę uchodźczyniom, nie próbuje zawłaszczać ich doświadczenia, ale zarazem tworzy przestrzeń do jego testowania w warunkach laboratoryjnych. Wydaje się, że celem tych „ćwiczeń” nie jest ani ukazanie namiastki wojennego koszmaru, ani zasygnalizowanie, jak wiele wymiarów obejmują problemy z nim związane, ani nawet wywołanie współczucia dla jego ofiar – choć bardziej prywatne i kuluarowe niż teatralne spotkania z ukraińskimi artystkami w kolejnych salach bywają na wskroś poruszające. Spektakl nie służy także prostemu oskarżeniu zachodniego świata ani jego reprezentantów o zaniedbania, mimo że niejednokrotnie postaci podają w wątpliwość stabilność filarów europejskiej demokracji i kompromitują fasadowość deklaracji głoszonych przez Zachód.


Celem przedstawienia, a zarazem jego największą siłą, jest wytworzenie w widowni krępującego poczucia bycia nie na miejscu. Silnie afektywny spektakl wywołuje dyskomfort, a wręcz rozdrażnienie wynikające z intuicji, że nie powinno nas tu być i że podglądamy coś, czego nie powinniśmy oglądać. Nie wiemy, jak się zachować ani co powiedzieć, gdy grająca matkę aktorka chce się dowiedzieć, czego dziś szukamy w punkcie zbiórki darów albo kiedy surowa urzędniczka pyta o definicję ładu i cywilizacji. Zawstydzenie bezradnością oraz świadomość tymczasowości i sztuczności niekomfortowej sytuacji skłaniają do refleksji na temat istnienia w Polsce po wybuchu wojny w Ukrainie równoległych rzeczywistości, a także własnego usytuowania w ich obrębie. Pozbawiony kolorów świat – w spektaklu pokazany za pomocą czarno-białych kostiumów i scenografii – odnosi się nie tylko do wspominanej przez postaci dawno utraconej krainy różowych słoni, która została wyzuta z barw w wyniku wojny. To także aluzja do kolorowego świata, gdzie wojnę ogląda się jedynie na ekranach telewizorów, a bezpieczna sytuacja sprawia, że czarno-białe – proste, jednoznaczne, puste – staje się widzenie otaczającej rzeczywistości. Głos witający publiczność mówi: „Dla was to wciąż znajomy świat. Pełen znajomych twarzy, znaczeń i barw. Nie brakuje w nim słów, takich jak: Współpraca, Ład, Cywilizacja, Demokracja, Pokój”. Z biegiem przedstawienia pewność definicji i znaczeń ulega rozmyciu, a przekonanie o stabilności znanego świata zostaje zachwiane.


Ćwiczenia z dyplomacji, obsadzając widzów w roli szkolonych komisjantów, zderzają odczłowieczenie kontrolujących wojnę i pokój oraz życie i śmierć instytucji z bezpośrednim i intymnym spotkaniem z człowiekiem i jego historią. Mikroopowieści otwierają pole do refleksji na wiele tematów: od metafizycznych pytań o istnienie Boga, przez rolę kościoła w światowych kryzysach, aż po etyczność działań obserwatorów i sojuszników. Spektakl nawiązuje do weryfikowanej przez wojnę kwestii tożsamości narodowej. Podejmuje również autorefleksję metateatralną, odnosząc się zarówno do medialnych performansów wojennych (od transmitowanych obrazów zniszczeń po sensacyjne spekulacje na temat stanu zdrowia Władimira Putina), jak i do teatru w Mariupolu, który stał się symbolem bestialstwa Rosjan. Aktor oprowadzający nas po zorganizowanym w piwnicy teatru schronie (bo, jak mówi, „kto by chciał bombardować teatr?”) pokazuje wyświetlony na ścianie napis „ДЕТИ” („DZIECI”), nie tylko upamiętniając ofiary z Mariupola, ale też zmuszając widzów do namysłu nad własnym poczuciem bezpieczeństwa oraz zmieniającą się nieustannie społeczną funkcją teatru. Staje się naszym przewodnikiem po krainie śmierci, prowadzi w mrok, bo „w ciemności to nawet lepiej widać”. Wszystkie te wątki podejmowane są przez Teatr Usta Usta Republika w formie atrakcyjnej artystycznie: mimo wyraźnie silnych emocji, jakie towarzyszą aktorom i aktorkom podczas pokazu, przedstawienie ma precyzyjną dramaturgię, jest dynamiczne i intrygujące, a każdą stację zaprojektowano w nieco innej stylistyce.


Spektakl jest ważnym i wyróżniającym się głosem w teatralnej dyskusji o wojnie w Ukrainie. Jego twórcom i twórczyniom udaje się uniknąć częstego błędu, jakim jest przeestetyzowanie problemu, choć proponują przedstawienie interesujące formalnie. Nie usiłują uniwersalizować aktualnego konfliktu, pozostając zarazem daleko od doraźnej publicystyki. Oddają głos ekspertkom od doświadczenia wojny i uchodźctwa, ale wynikające ze spotkania z nimi emocje, przekuwają w dające do myślenia mroczne doświadczenie – bo w ciemności lepiej widać.



Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji